Strach o przyszłość mojego syna: Spadek po ojcu i rodzinne intrygi
„Nie możesz tak po prostu zdecydować, Martyno! To też moja rodzina!” – krzyczał Paweł, mój mąż, uderzając pięścią w blat kuchennego stołu. Zadrżały szklanki i talerze, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Na stole leżały dokumenty z kancelarii notarialnej – akt dziedziczenia po moim ojcu z Gdańska. 350 tysięcy złotych. Pieniądze, które miały być zabezpieczeniem dla mnie i mojego syna, Szymona.
Paweł już miał swoje plany. „Wreszcie zrobimy generalny remont! Kuchnia z wyspą, nowa łazienka, a może nawet dobudujemy pokój dla mojej córki z pierwszego małżeństwa. Zasługujemy na to!” Jego oczy błyszczały ekscytacją, ale ja czułam tylko ciężar w piersi. Mieszkanie nie było nasze – należało do jego rodziców. Mieszkaliśmy tu na ich łasce, a Paweł miał jeszcze córkę z pierwszego małżeństwa – Julię. Jego była żona, Agnieszka, nigdy nie ukrywała niechęci do mnie.
„Paweł, nie możemy inwestować takich pieniędzy w coś, co nie jest nasze. Co jeśli twoi rodzice zdecydują się przekazać mieszkanie Julii? Co wtedy z Szymonem?” próbowałam tłumaczyć spokojnie, ale on tylko machnął ręką.
„Moi rodzice powiedzieli, że mieszkanie będzie moje! A ty jesteś teraz częścią tej rodziny. Nie możesz myśleć tylko o sobie i Szymonie.”
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam kolejnej kłótni, ale nie mogłam milczeć. „Nie myślę tylko o sobie! Ale masz jeszcze Julię. Co jeśli ona kiedyś przyjdzie tu z prawnikiem? Co jeśli Agnieszka podpuści ją do walki o mieszkanie?”
Paweł wstał i wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami. Szymon wszedł cicho, patrząc na mnie wielkimi, przestraszonymi oczami.
– Mamo, dlaczego tata się złości?
Przyklękłam przy nim i przytuliłam go mocno.
– Nic się nie dzieje, kochanie. Dorośli czasem się nie zgadzają.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. W głowie dudniły mi słowa teściowej: „Martyno, pamiętaj, że jesteś tu gościem. Nie zapominaj, kto tu rządzi.” Przypomniałam sobie jej spojrzenie znad okularów, kiedy pierwszy raz przyprowadziłam Szymona do ich domu. Nigdy mnie nie zaakceptowała.
Następnego dnia poszłam do prawnika.
– Pani Martyno – powiedział poważnie mecenas Nowak – spadek jest wyłącznie pani własnością, dopóki nie zostanie włączony do majątku wspólnego. Jeśli zainwestuje pani te pieniądze w mieszkanie teściów, w razie rozwodu lub śmierci męża trudno będzie udowodnić swoje prawa.
Wracając do domu patrzyłam na ludzi na ulicy – każdy niósł swój ciężar. Zastanawiałam się, ile kobiet w Polsce żyje w podobnym zawieszeniu: drugi związek, dzieci z poprzednich małżeństw, walka o bezpieczeństwo własnego dziecka.
Paweł milczał przez kilka dni. Ale potem zaczęły się telefony – najpierw Julia: „Tato, mama mówiła, że powinnaś pomyśleć o tym, co zostawisz mnie i mojemu bratu.” Potem Agnieszka: „Martyno, nie myśl sobie, że wszystko zatrzymasz dla siebie i Szymona.”
Pewnego wieczoru podczas kolacji teściowa odezwała się nagle:
– Wiesz dobrze, Martyno, że to mieszkanie należy do dzieci Pawła. Szymon ma swoją matkę i swój udział u ciebie.
Spojrzałam na Pawła szukając wsparcia, ale on tylko wzruszył ramionami.
– Mama ma rację…
Te słowa przecięły mnie jak nóż. Poczułam się zdradzona. Po wszystkim co przeszłam – rozwód, walka o opiekę nad Szymonem, przeprowadzka do Warszawy dla pracy Pawła – mam patrzeć jak moje dziecko zostaje z niczym?
Zaczęłam ukrywać dokumenty spadkowe. Otworzyłam osobne konto na swoje nazwisko. W nocy płakałam w łazience tak cicho, by nikt nie słyszał.
Któregoś dnia Szymon wrócił ze szkoły zapłakany.
– Julia powiedziała mi, że nie jestem jej bratem… Że tata bardziej kocha ją niż mnie…
Przytuliłam go mocno.
– Jesteś moim synem i zawsze będę cię kochać najmocniej na świecie.
Ale prawda bolała. Paweł coraz więcej czasu spędzał z Julią i unikał mnie. Zaczęłam się zastanawiać – może nigdy nie byłam częścią tej rodziny?
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę.
– Paweł – powiedziałam cicho gdy oglądał telewizję – musimy poważnie porozmawiać.
– Znowu o pieniądzach? – westchnął.
– Nie tylko o pieniądzach. O przyszłości naszego syna. O tym gdzie jesteśmy ty i ja w tym wszystkim.
Patrzył na mnie długo bez słowa.
– Martyno… Sam już nie wiem co jest słuszne. Julia jest moją córką tak samo jak Szymon twoim synem…
– Ale ja nie chcę niczego co nie jest moje! Chcę tylko bezpieczeństwa dla Szymona! Jeśli ty nie możesz mu go dać – będę musiała zrobić to sama.
Tej nocy podjęłam decyzję – część spadku wpłacę na lokatę na nazwisko Szymona. Resztę zachowam dopóki nie będę pewna co dalej.
Rodzina przestała być miejscem bezpieczeństwa i miłości – stała się polem walki o interesy i stare urazy.
Dziś siedzę sama w kuchni gdy Szymon śpi a Paweł znów nie wrócił na noc. Zastanawiam się: Czy popełniłam błąd wierząc w miłość? Czy kobieta w Polsce może być pewna przyszłości swojego dziecka? Co wy byście zrobili na moim miejscu?