Słowa, których nie wypowiedziałam: Czy naprawdę jestem winna temu, że chcę żyć po swojemu?
– Nie mogę już tak dłużej, mamo! – krzyknęłam, czując jak głos drży mi w gardle. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, tej samej kuchni, w której od lat rozgrywały się nasze codzienne bitwy. Zapach świeżo zaparzonej kawy mieszał się z goryczą niewypowiedzianych słów.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby moje słowa były ciosem. – To ty chciałaś prowadzić ten dom, Marto. Teraz wszystko jest na mojej głowie, a ty masz pretensje?
Zacisnęłam pięści. Od dziecka słyszałam, że jestem niewdzięczna. Że nie doceniam tego, co mam. Że powinnam być wdzięczna za dach nad głową, za ciepły obiad, za to, że mama wszystko wie lepiej. Ale ja chciałam tylko jednego – żeby pozwoliła mi być sobą.
Pamiętam, jak miałam dwanaście lat i marzyłam o tym, żeby pójść na lekcje tańca. Mama powiedziała: „To strata czasu. Lepiej ucz się matematyki, to ci się przyda”. Kiedy miałam szesnaście lat i zakochałam się po raz pierwszy w chłopaku z sąsiedztwa, usłyszałam: „Nie zadawaj się z nim, to nie jest chłopak dla ciebie”. Każda moja decyzja była podważana, każda próba wyrażenia siebie kończyła się kłótnią lub milczeniem.
Teraz mam dwadzieścia siedem lat i wciąż mieszkam w tym samym domu. Ojciec odszedł dawno temu – nie wytrzymał presji, wiecznych pretensji i kontroli. Zostawił nas z matką samych sobie. Przez lata próbowałam być tą dobrą córką: pomagałam w domu, gotowałam obiady, sprzątałam, robiłam zakupy. Ale cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze było źle.
– Marta, znowu nie umyłaś naczyń – słyszałam codziennie.
– Marta, dlaczego nie zadzwoniłaś do babci?
– Marta, czemu nie posprzątałaś łazienki?
Czułam się jak w klatce. Moje życie było zaplanowane od A do Z przez kogoś innego. Nawet kiedy dostałam pracę w bibliotece miejskiej – moim małym marzeniu – mama powiedziała tylko: „I co z tego? Za takie pieniądze to nawet nie opłaca się wychodzić z domu”.
Wszystko eksplodowało pewnego wieczoru. Wróciłam późno z pracy – musiałam zostać dłużej, bo koleżanka zachorowała. Byłam zmęczona i głodna. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę stojącą przy zlewie.
– Gdzie byłaś? – zapytała zimno.
– W pracy, mamo. Przecież mówiłam ci rano.
– Nie interesuje mnie to. Obiad zimny, naczynia nieumyte. Wszystko na mojej głowie! – jej głos podniósł się o oktawę.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Nie mogę już tak dłużej! – krzyknęłam. – Całe życie robię wszystko pod twoje dyktando! Nigdy nie mogę być sobą! Zawsze jestem winna!
Mama spojrzała na mnie jak na obcą osobę.
– Jesteś niewdzięczna. Gdyby nie ja, nic byś nie miała.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam jej powiedzieć wszystko: jak bardzo boli mnie jej krytyka, jak bardzo pragnę akceptacji i wolności. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Zamknęłam się w swoim pokoju i płakałam całą noc. Wspomnienia wracały falami: pierwsza jedynka w szkole i jej rozczarowanie; mój pierwszy sukces literacki i jej obojętność; moje próby rozmowy o uczuciach i jej milczenie.
Następnego dnia próbowałam z nią porozmawiać.
– Mamo… możemy porozmawiać?
– O czym? – odpowiedziała oschle.
– O nas…
– Nie mam czasu na twoje fanaberie.
Czułam się niewidzialna. Jakby moje potrzeby nie miały znaczenia.
Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu. Spotykałam się z przyjaciółką Anią, która zawsze potrafiła mnie wysłuchać.
– Marta, musisz coś zmienić – powiedziała pewnego dnia. – Nie możesz całe życie żyć dla niej.
– Ale ona jest moją matką…
– I co z tego? Ty też jesteś człowiekiem.
Te słowa długo we mnie rezonowały. Zaczęłam myśleć o wyprowadzce. O tym, żeby zacząć żyć po swojemu. Ale bałam się – bałam się jej reakcji, bałam się samotności.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole ze zdjęciem ojca w rękach.
– Wszystko przez ciebie – wyszeptała. – Najpierw on odszedł, teraz ty chcesz mnie zostawić.
Usiadłam naprzeciwko niej.
– Mamo… ja cię nie zostawiam. Ja po prostu chcę żyć swoim życiem.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Nie rozumiesz… ja tylko chciałam dla ciebie dobrze.
Może naprawdę chciała dobrze? Może sama była ofiarą własnych lęków i niespełnionych marzeń? Ale czy to usprawiedliwia wszystko?
Minęły tygodnie pełne napięcia i ciszy. W końcu podjęłam decyzję: wynajmuję małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Kiedy pakowałam swoje rzeczy, mama stała w drzwiach mojego pokoju.
– I co teraz? Myślisz, że będzie ci lepiej beze mnie?
– Nie wiem… Ale muszę spróbować.
Ostatniego dnia przed wyprowadzką usiadłyśmy razem przy stole. Milczenie było ciężkie jak ołów.
– Mamo… kocham cię. Ale muszę żyć po swojemu.
Nie odpowiedziała nic. Tylko łza spłynęła jej po policzku.
Dziś siedzę w swoim nowym mieszkaniu i patrzę przez okno na rozświetlone ulice Warszawy. Czuję strach i ulgę jednocześnie. Czy jestem egoistką? Czy naprawdę jestem winna temu, że chcę być wolna?
Może każdy z nas musi kiedyś wybrać między lojalnością wobec rodziny a lojalnością wobec siebie? Czy można kochać i jednocześnie odejść?