Rola bez nadziei: Zamknięte koło Ani
— Znowu wróciłeś tak późno? — mój głos drżał, choć próbowałam brzmieć spokojnie. Stałam w kuchni, w szlafroku, z kubkiem zimnej już herbaty. Jakub rzucił klucze na blat, nawet nie patrząc w moją stronę.
— Pracuję, Aniu. Ktoś musi zarabiać na ten dom — odburknął, zdejmując marynarkę. W powietrzu unosił się zapach drogiej wody kolońskiej i… czegoś jeszcze. Przez chwilę miałam ochotę zapytać, czy to perfumy innej kobiety, ale połknęłam słowa razem z goryczą.
Pół roku po ślubie po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie. To było jak przebudzenie ze snu — nagle zobaczyłam, że wszystko, co miało być piękne i nowe, zamieniło się w rutynę i chłód. Ale wtedy test ciążowy pokazał dwie kreski. Pamiętam ten moment: drżące ręce, łzy i nadzieja, że może dziecko coś zmieni. Może Jakub się zmieni. Może ja się zmienię.
Pierwszy raz zobaczyłam go w barze na Nowym Świecie. Dawne koleżanki z baletu namówiły mnie na wyjście — „choć raz się zabawić, Anka, zasługujesz!”. Siedział przy barze, pewny siebie, z tym swoim zegarkiem za kilka tysięcy złotych i spojrzeniem człowieka, który zawsze dostaje to, czego chce. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce, potem o podróżach. Był czarujący, zabawny, inny niż wszyscy faceci, których znałam. Po tygodniu miałam wrażenie, że znamy się całe życie.
Ślub był szybki — mama płakała ze wzruszenia, tata był dumny. „Wreszcie ktoś cię docenił” — powtarzała babcia. Wszyscy gratulowali mi szczęścia. Tylko ja czułam niepokój, którego nie umiałam nazwać.
Na początku wszystko wydawało się idealne. Mieszkanie na Mokotowie, wspólne śniadania w weekendy, plany na przyszłość. Ale Jakub coraz częściej wracał późno. Tłumaczył się pracą, spotkaniami biznesowymi. Ja siedziałam sama przy stole, patrząc na zimną jajecznicę i zastanawiałam się, czy to już tak będzie zawsze.
Kiedy powiedziałam mu o ciąży, uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czoło. „Będziemy rodziną” — powiedział. Przez chwilę uwierzyłam, że wszystko się ułoży. Ale potem przyszły mdłości, zmęczenie i samotność. Jakub był coraz bardziej nieobecny — nawet kiedy siedział obok mnie na kanapie.
Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon:
— Nie mogę dziś przyjechać… Tak, wiem… Ona jest w ciąży… Nie wiem, co będzie dalej.
Serce mi zamarło. Przez kilka dni chodziłam jak w transie. Zaczęłam przeglądać jego wiadomości — znalazłam zdjęcia innej kobiety, krótkie wiadomości pełne czułości. Zrobiło mi się niedobrze nie tylko z powodu ciąży.
Próbowałam z nim rozmawiać:
— Jakub, czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spojrzał na mnie jak na dziecko:
— Aniu, nie dramatyzuj. Jesteś przewrażliwiona przez hormony.
Zacisnęłam pięści pod stołem. Chciałam krzyczeć, płakać, rzucić czymś o ścianę. Ale tylko siedziałam cicho i pozwalałam mu wyjść bez słowa.
Mama mówiła: „Musisz być silna dla dziecka”. Babcia powtarzała: „Wszystkie małżeństwa mają kryzysy”. Tylko ja wiedziałam, że to nie jest zwykły kryzys — to była samotność we dwoje.
Czasami wracałam myślami do baletu — do czasów, kiedy czułam się wolna i szczęśliwa. Teraz moje ciało było ciężkie i obce. Każdy dzień zaczynał się od mdłości i kończył płaczem do poduszki.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Ola — koleżanka z baletu:
— Anka, co się z tobą dzieje? Zniknęłaś.
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Wstydziłam się przyznać do porażki.
— Wszystko dobrze — skłamałam.
Ale Ola nie dała się zbyć:
— Przyjdź jutro do studia. Potrzebujemy kogoś do pomocy przy zajęciach dla dzieci.
To był pierwszy promyk światła od miesięcy. Poszłam tam następnego dnia — patrzyłam na małe dziewczynki w różowych trykotach i przypomniałam sobie siebie sprzed lat. Przez chwilę poczułam radość.
Wieczorem wróciłam do domu później niż zwykle. Jakub siedział w salonie z kieliszkiem whisky.
— Gdzie byłaś? — zapytał chłodno.
— Pomagałam Oli w studiu baletowym.
Wzruszył ramionami:
— Rób co chcesz. I tak cię tu prawie nie ma.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Poczułam się niewidzialna we własnym domu.
Zaczęłam coraz częściej wychodzić do studia baletowego. Tam mogłam oddychać. Tam nikt mnie nie oceniał ani nie ignorował. Z czasem zaczęłam prowadzić zajęcia dla dzieci — ich śmiech był jak lekarstwo na moją samotność.
Ciąża mijała powoli. Każdego dnia czułam coraz większy ciężar — nie tylko fizyczny, ale też psychiczny. Wiedziałam już, że Jakub mnie zdradza. Wiedziałam też, że nie potrafię odejść — bałam się samotności jeszcze bardziej niż jego obojętności.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z kartką papieru i zaczęłam pisać list do siebie sprzed roku:
„Anka,
Nie bój się być szczęśliwa. Nie pozwól nikomu decydować za siebie. Masz prawo do miłości i szacunku.”
Pisałam i płakałam jednocześnie. W końcu zasnęłam z głową na stole.
Dziś patrzę na swoje odbicie w lustrze i widzę kobietę zmęczoną życiem, ale silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Może jeszcze nie potrafię odejść od Jakuba. Może jeszcze długo będę tkwić w tym zamkniętym kole strachu i nadziei bez przyszłości. Ale wiem jedno: zasługuję na coś więcej niż rola bez nadziei.
Czy można przerwać zamknięte koło własnych wyborów? Czy odwaga przychodzi dopiero wtedy, gdy już wszystko stracimy?