Proroctwo ze snu: noc, która zmieniła wszystko

– Kto tam może być o tej porze? – mruknęłam pod nosem, wycierając ręce w fartuch. Zapach octu i świeżych grzybów unosił się w powietrzu, a ja ledwo słyszałam dzwonek przez bulgotanie garnka na kuchence. Ola spała w swoim pokoju, wtulona w pluszowego misia. Tomasza nie było – wyjechał rano do Warszawy na konferencję i miał wrócić dopiero za dwa dni. Zawsze zabierał ze sobą klucze, więc to nie mógł być on.

Zanim podeszłam do drzwi, serce zaczęło mi bić szybciej. Przez wizjer zobaczyłam starszą kobietę w ciemnym płaszczu. Nie znałam jej. Otworzyłam tylko na łańcuch.

– Przepraszam, że tak późno – powiedziała cicho, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem. – Czy mogę wejść? To ważne.

Zawahałam się. W głowie miałam ostrzeżenia mamy: „Nie otwieraj obcym!” Ale coś w jej głosie sprawiło, że poczułam dreszcz. – Przepraszam, ale nie wpuszczam nieznajomych – odpowiedziałam stanowczo.

Kobieta skinęła głową i wyciągnęła z kieszeni mały, zniszczony notes. – Proszę tylko przeczytać – szepnęła, wsuwając kartkę przez szparę w drzwiach. Zanim zdążyłam zareagować, odwróciła się i zniknęła na klatce schodowej.

Zamknęłam drzwi i spojrzałam na kartkę. „Uważaj na to, co ukryte. Sen przyniesie odpowiedź.” Przeszył mnie zimny dreszcz. Co to miało znaczyć? Czy ktoś mnie obserwuje? Czy Tomasz coś przede mną ukrywa?

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie jak liście na jesiennym wietrze. W końcu zmorzył mnie sen – dziwny, niepokojący. Widziałam siebie stojącą w lesie, wokół mnie rosły grzyby o czarnych kapeluszach. Słyszałam płacz dziecka i głos Tomasza: „Nie wszystko jest takie, jak myślisz.” Potem pojawiła się ta sama kobieta z klatki schodowej i powiedziała: „Prawda boli, ale ratuje.”

Obudziłam się zlana potem. Ola spała spokojnie, ale ja czułam narastający niepokój. Przez cały dzień próbowałam zająć się domem, ale myśli wracały do snu i tajemniczej kartki. Zadzwoniłam do Tomasza, ale nie odbierał. Wysłałam mu wiadomość: „Wszystko w porządku? Odezwij się.” Odpisał dopiero wieczorem: „Dużo pracy, wrócę jutro późno. Kocham cię.”

Następnego dnia wydarzyło się coś dziwnego. Przyszła do mnie sąsiadka, pani Zofia.

– Agnieszko, czy wszystko u was dobrze? – zapytała z troską.

– Tak… A czemu pytasz?

– Wczoraj widziałam jakąś kobietę pod waszymi drzwiami. Wyglądała na zagubioną… Chciałam tylko zapytać, czy nic się nie stało.

Znowu poczułam ten dreszcz. Opowiedziałam jej o kartce i śnie.

– Może to jakiś znak? – zamyśliła się pani Zofia. – Czasem ludzie pojawiają się w naszym życiu nie bez powodu.

Wieczorem zadzwonił Tomasz.

– Agnieszka, muszę ci coś powiedzieć – zaczął cicho. – Wrócę dziś wcześniej.

Czekałam na niego z duszą na ramieniu. Kiedy wszedł do domu, wyglądał na zmęczonego i przybitego.

– Co się stało? – zapytałam od razu.

Tomasz usiadł przy stole i spuścił głowę.

– Dostałem dziś list… Od mojej matki – powiedział po chwili ciszy.

Zamarłam. Tomasz nigdy nie mówił o swojej rodzinie. Wiedziałam tylko tyle, że jego matka zmarła wiele lat temu.

– Ale… przecież twoja mama…

– Nie umarła – przerwał mi cicho. – Okłamałem cię. Odeszła ode mnie i mojego ojca, kiedy miałem dziesięć lat. Nigdy jej nie wybaczyłem.

Poczułam jak grunt usuwa mi się spod nóg.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

– Bałem się… Bałem się, że pomyślisz o mnie inaczej. Że uznasz mnie za kogoś gorszego.

Łzy napłynęły mi do oczu. Przez tyle lat żyliśmy razem, a on nosił w sobie taki ciężar…

– To ona była pod drzwiami? – zapytałam szeptem.

Tomasz skinął głową.

– Chciała mnie ostrzec… Podobno ktoś z mojej rodziny jest w niebezpieczeństwie. Powiedziała, że muszę uważać na ludzi wokół siebie.

W tej chwili Ola obudziła się z płaczem. Pobiegłam do niej i przytuliłam ją mocno, czując jak drżą mi ręce.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Tomasz zamknął się w sobie, a ja próbowałam zrozumieć całą sytuację. Kim była ta kobieta naprawdę? Czy rzeczywiście chciała nas ostrzec? A może to tylko zbieg okoliczności?

Którejś nocy znów miałam sen – tym razem widziałam Olę bawiącą się w lesie, a obok niej stała ta kobieta i szeptała coś do ucha mojej córki. Obudziłam się przerażona i postanowiłam działać.

Zadzwoniłam do matki Tomasza pod numer z listu, który zostawiła synowi. Odebrała niemal natychmiast.

– Agnieszko… Wiedziałam, że zadzwonisz – powiedziała spokojnie.

– Czego pani od nas chce?

– Chcę tylko was chronić – odpowiedziała łagodnie. – Wiem, że Tomasz mi nie wybaczy, ale musisz wiedzieć… Twój mąż ma brata bliźniaka. Zabrano go ode mnie po porodzie. Ktoś chce go odnaleźć i wykorzystać przeciwko wam.

Zaniemówiłam z szoku.

– To niemożliwe…

– Proszę uważać na ludzi wokół siebie – powtórzyła kobieta i rozłączyła się.

Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Tomasz długo nie mógł pogodzić się z prawdą o swoim dzieciństwie i rodzinie. Ja zaś zaczęłam patrzeć na świat inaczej – z większą ostrożnością i nieufnością wobec pozornie zwyczajnych spraw.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryje nasza codzienność? Czy naprawdę można uciec przed przeznaczeniem zapisanym we śnie? A może każdy z nas nosi w sobie jakieś proroctwo, którego boi się usłyszeć?