Prawda, której nie chciałam usłyszeć: Historia babci i wnuczki

— Babciu, czy mogę ci coś powiedzieć? — Ola stała w progu mojego pokoju, ściskając w dłoniach stary pluszowy miś. Miała wtedy piętnaście lat, ale w tej chwili wyglądała jak mała dziewczynka, którą przywiozła do mnie policja dwanaście lat temu. Jej oczy były pełne niepokoju i czegoś jeszcze — czegoś, czego nie umiałam wtedy nazwać.

Zamarłam. W mojej głowie natychmiast pojawiły się obrazy sprzed lat: trzylatka z rozczochranymi włosami, w poplamionej sukience, która tuliła się do mnie, bo nie rozumiała, dlaczego jej mama zniknęła. Policjantka powiedziała wtedy: „Pani córka wyjechała za granicę. Prosiła, żeby Ola została u pani na jakiś czas.” Wierzyłam w to. Chciałam wierzyć. Przecież matka nie zostawia dziecka na zawsze.

— Oczywiście, kochanie — odpowiedziałam, starając się ukryć drżenie głosu. — Zawsze możesz ze mną porozmawiać.

Ola usiadła na brzegu łóżka. Przez chwilę milczała, patrząc na swoje dłonie. W pokoju panowała cisza tak gęsta, że słyszałam tykanie starego zegara na ścianie.

— Babciu… ja wiem, że mama nie wyjechała za granicę — powiedziała cicho. — Wiem, gdzie jest. I wiem, dlaczego mnie zostawiła.

Poczułam, jak świat zaczyna mi się chwiać pod nogami. Przez tyle lat żyłam w przekonaniu, że moja córka — Agnieszka — musiała wyjechać za chlebem. Że nie miała wyboru. Że wróci, gdy tylko się ustatkuje. Pisała do mnie rzadko, ale zawsze powtarzała: „Mamo, jeszcze trochę. Muszę tu zostać.”

— Skąd… skąd to wiesz? — zapytałam drżącym głosem.

Ola spojrzała na mnie z mieszaniną smutku i współczucia. — Znalazłam listy od mamy. Te, których mi nie dawałaś. I rozmawiałam z ciocią Kasią. Powiedziała mi prawdę.

Zrobiło mi się słabo. Listy… Tak, chowałam niektóre listy Agnieszki. Bałam się, że Ola nie zrozumie, dlaczego mama nie chce z nią rozmawiać przez telefon, dlaczego nie przyjeżdża nawet na święta. Chroniłam ją przed bólem — tak mi się wydawało.

— Twoja mama… — zaczęłam, ale Ola przerwała mi stanowczym gestem.

— Babciu, mama jest w więzieniu. Siedzi od dwunastu lat. Za narkotyki. Ciocia Kasia powiedziała mi wszystko.

Słowa Oli uderzyły mnie jak cios w brzuch. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Wszystko we mnie krzyczało: „To niemożliwe! Moja Agnieszka? Przecież była dobrą matką!” Ale przecież wiedziałam… Wiedziałam o jej problemach, o złym towarzystwie, o pieniądzach znikających z domu.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — Ola patrzyła na mnie z wyrzutem i bólem.

— Chciałam cię chronić… — wyszeptałam bezradnie.

Ola odwróciła wzrok. — Przez dwanaście lat żyłam w kłamstwie. Wszyscy mnie okłamywaliście. Nawet ty.

Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam ją przytulić, ale odsunęła się ode mnie.

— Myślisz, że to było łatwe? — zapytałam cicho. — Każdego dnia bałam się o ciebie. Bałam się, że będziesz cierpieć jeszcze bardziej, jeśli poznasz prawdę.

Ola milczała przez długą chwilę. W końcu powiedziała:

— Może gdybym wiedziała wcześniej… Może bym zrozumiała mamę lepiej. Może bym jej wybaczyła.

Wtedy przypomniałam sobie wszystkie te noce, kiedy Ola płakała w poduszkę i pytała: „Babciu, kiedy mama wróci?” A ja odpowiadałam: „Niedługo, kochanie. Niedługo.”

Czy naprawdę ją chroniłam? Czy tylko bałam się własnej bezradności?

Ola wstała i podeszła do okna. Patrzyła na podwórko, gdzie kiedyś bawiłyśmy się razem w berka.

— Chciałabym ją zobaczyć — powiedziała nagle. — Chciałabym porozmawiać z mamą. Nawet jeśli zrobiła coś złego.

Poczułam ukłucie strachu i żalu. Przez tyle lat budowałam wokół nas mur z kłamstw i półprawd. Teraz ten mur runął z hukiem.

— Pomogę ci — powiedziałam cicho. — Jeśli tego chcesz… pojedziemy do niej razem.

Ola odwróciła się do mnie i po raz pierwszy od dawna zobaczyłam w jej oczach cień nadziei.

— Dziękuję, babciu — szepnęła i wtuliła się we mnie mocno.

Tamtego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie jak burzowe chmury nad mazowieckim niebem. Czy byłam dobrą babcią? Czy miałam prawo decydować o tym, co powinna wiedzieć moja wnuczka?

Następnego dnia zadzwoniłam do zakładu karnego w Grudziądzu. Dowiedziałam się wszystkiego o widzeniach i procedurach. Ola była zdenerwowana, ale zdeterminowana.

Podróż pociągiem była pełna milczenia i krótkich spojrzeń przez okno na mijane pola i lasy. W końcu dotarłyśmy na miejsce.

Widzenie trwało tylko godzinę. Agnieszka była wychudzona i postarzała o całe lata. Gdy zobaczyła Olę, rozpłakała się jak dziecko.

— Przepraszam cię… Przepraszam za wszystko…

Ola długo milczała, a potem tylko wyszeptała:

— Chciałabym cię poznać na nowo.

W drodze powrotnej Ola trzymała mnie za rękę mocno jak wtedy, gdy była małą dziewczynką.

Dziś wiem jedno: prawda boli bardziej niż kłamstwo, ale tylko ona daje szansę na przebaczenie i nowy początek.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym powiedziała Oli prawdę wcześniej, byłoby nam łatwiej? Czy można naprawdę ochronić dziecko przed cierpieniem? A może lepiej nauczyć je mierzyć się z życiem takim, jakie jest?