Powrót córki: Między prawdą a milczeniem
– Marta, ile jeszcze będziesz tak siedzieć i patrzeć w okno? – głos mamy przeszył ciszę jak ostrze.
Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty, czując, jak drżą mi palce. Nie miałam siły odpowiedzieć. W głowie wciąż słyszałam słowa Pawła: „To był tylko jeden raz, Marta. Przysięgam, nic dla mnie nie znaczyła.” Kłamstwo. Każde jego słowo było kłamstwem, a ja byłam za słaba, żeby się z nim zmierzyć.
Mama weszła do pokoju, stając naprzeciwko mnie. – Musisz w końcu podjąć decyzję. Nie możesz wiecznie uciekać. – Jej ton był surowy, ale w oczach widziałam troskę.
– Mamo, ja… nie wiem, co mam robić – wyszeptałam.
– A dzieci? O nich też nie wiesz?
Zacisnęłam usta. O dzieciach… O jednym wiedziała. O drugim nie miał pojęcia nikt. Nawet Paweł.
Od tygodnia mieszkałam z powrotem w swoim dawnym pokoju, pod sufitem z plakatami z liceum i półkami pełnymi książek, które kiedyś kochałam. Teraz wszystko wydawało się obce. Nawet zapach pościeli drażnił mnie jak wyrzut sumienia.
Ojciec unikał rozmów. Słyszałam, jak wieczorami rozmawia z mamą w kuchni:
– To nie jest normalne, żeby dorosła kobieta wracała do rodziców z dzieckiem na ręku! – szeptał z irytacją.
– Przestań, Stefan. Ona potrzebuje czasu.
– Czasu? A co z jej mężem? Z wnuczką? Z tym wszystkim?
Zaciskałam powieki, próbując odgonić łzy. Zosia, moja trzyletnia córeczka, spała obok mnie na łóżku. Czasem budziła się w nocy i pytała: „Gdzie tata?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Pewnego popołudnia przyszła do mnie siostra, Anka. Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na mnie z góry.
– Marta, musisz się ogarnąć. Wszyscy tu chodzą na palcach przez ciebie. Mama nie śpi po nocach, tata chodzi jak bomba zegarowa. A ty tylko siedzisz i płaczesz.
– Nie rozumiesz…
– Rozumiem więcej niż myślisz. Ale nie możesz tak po prostu zamknąć się w sobie. Co zrobisz? Wrócisz do Pawła?
Zacisnęłam pięści.
– On mnie zdradził, Anka! Z jakąś… – głos mi się załamał.
– Wiem. Ale musisz podjąć decyzję. Albo walczysz o siebie i dzieci, albo pozwalasz mu wszystko zniszczyć.
Nie odpowiedziałam. Bałam się powiedzieć jej o ciąży. Bałam się powiedzieć komukolwiek.
Wieczorem mama przyszła do mnie z talerzem zupy.
– Musisz jeść, Martusia. Dla siebie i dla Zosi.
Patrzyłam na nią długo.
– Mamo…
– Tak?
– Gdybyś dowiedziała się, że… że jestem znowu w ciąży…
Mama zamarła z łyżką w powietrzu.
– Jesteś?
Pokiwałam głową, czując jak łzy spływają mi po policzkach.
– O Boże… – Mama usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem. – Dlaczego nic nie mówiłaś?
– Bałam się…
– Czego?
– Że mnie osądzicie. Że powiecie, że jestem głupia…
Mama przytuliła mnie mocniej.
– Jesteś moją córką. Nigdy cię nie osądzę. Ale musisz powiedzieć Pawłowi.
Zadrżałam na samą myśl o rozmowie z nim. Przez ostatnie dni dzwonił kilka razy dziennie, zostawiał wiadomości: „Marta, wróć do domu. Zosia tęskni za mną.” „Musimy porozmawiać.” „Nie możesz mi zabrać dziecka.”
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słuchałam oddechu Zosi i myślałam o tym, co będzie dalej. Czy będę samotną matką dwójki dzieci? Czy powinnam dać Pawłowi drugą szansę? Czy potrafię mu wybaczyć?
Następnego dnia rano mama postawiła przede mną telefon.
– Dzwoń do niego – powiedziała stanowczo.
Drżącymi dłońmi wybrałam numer Pawła. Odebrał po pierwszym sygnale.
– Marta! Nareszcie! Kiedy wracasz?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.
– Przyjadę dziś po pracy.
Serce waliło mi jak oszalałe przez cały dzień. Zosia bawiła się klockami na dywanie, a ja patrzyłam na nią i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będzie miała szczęśliwą rodzinę.
Paweł przyszedł wieczorem. Wszedł do pokoju pewnym krokiem, jakby nic się nie stało.
– Cześć – rzucił krótko i spojrzał na Zosię. – Hej, księżniczko!
Zosia rzuciła mu się na szyję, a ja poczułam ukłucie zazdrości i żalu jednocześnie.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole w kuchni. Mama krzątała się przy zlewie, udając że nas nie słyszy.
– Marta… Przepraszam cię za wszystko – zaczął Paweł. – Popełniłem błąd. Ale kocham cię i chcę to naprawić.
Patrzyłam na niego długo.
– Jest jeszcze coś…
Spojrzał na mnie pytająco.
– Jestem w ciąży – wyszeptałam.
Paweł pobladł.
– To… moje dziecko?
Zacisnęłam usta ze złością.
– Jak możesz tak pytać?
Zamilkł na chwilę, potem spuścił głowę.
– Przepraszam… Po prostu… Nie wiem już niczego.
W kuchni zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
– Co teraz? – zapytał cicho Paweł.
Nie wiedziałam. Naprawdę nie wiedziałam.
Po jego wyjściu mama usiadła obok mnie i pogładziła mnie po włosach.
– Musisz pomyśleć o sobie i dzieciach – powiedziała łagodnie. – Nie o tym, co powiedzą ludzie ani o tym, czego chce Paweł.
Przez kolejne dni próbowałam żyć normalnie: robiłam zakupy z mamą na bazarku przy ulicy Polnej, gotowałam obiady dla Zosi i pomagałam tacie w ogrodzie. Ale każda czynność była jak walka z własnym cieniem.
Pewnego wieczoru tata przyszedł do mojego pokoju pierwszy raz od tygodnia.
– Marto… – zaczął niepewnie. – Wiem, że ci ciężko. Ale pamiętaj: zawsze możesz na nas liczyć. Nawet jeśli zdecydujesz się zostać sama z dziećmi.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
– Dziękuję, tato…
Wtedy poczułam pierwszy raz od dawna cień nadziei.
Kilka dni później Paweł zadzwonił ponownie:
– Marta… Chcę spróbować jeszcze raz. Dla ciebie i dzieci. Pojedźmy razem nad morze na kilka dni… Może tam uda nam się wszystko poukładać?
Nie odpowiedziałam od razu. Bałam się zaufać mu ponownie, ale bałam się też samotności bardziej niż czegokolwiek innego.
Wieczorem długo rozmawiałam z mamą i Anką:
– Jeśli wrócę do Pawła i on znów mnie zrani? Co wtedy?
Anka spojrzała mi prosto w oczy:
– Wtedy wrócisz tu jeszcze raz. I będziemy cię wspierać tak samo jak teraz.
Mama uśmiechnęła się smutno:
– Najważniejsze to nie bać się żyć po swojemu, Martusia.
Tej nocy długo patrzyłam w sufit swojego starego pokoju i myślałam o tym wszystkim: o zdradzie, bólu, strachu przed przyszłością i o tej maleńkiej iskierce życia pod moim sercem.
Czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy warto dawać drugą szansę komuś, kto już raz zawiódł? Czy lepiej być samotną matką niż żyć w kłamstwie?
A może każda z nas musi sama znaleźć odpowiedź na te pytania?