On będzie z nami zawsze… – Historia Ludmiły, Witka i rodzinnych tajemnic

Dzwonek do drzwi rozległ się przeciągle i nieprzyjemnie, jakby ktoś chciał wybić mnie z codziennego letargu. Otarłam ręce o fartuch, spojrzałam na zegar – 17:03. Zawsze punktualna, moja córka. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją – Martę, z szerokim uśmiechem, i obok niej młodego mężczyznę.

– Cześć, mamusiu! – Marta rzuciła mi się na szyję, jakbyśmy nie widziały się od miesięcy, choć była tu wczoraj.

– Poznaj, to Witek, będzie z nami mieszkać – powiedziała szybko, jakby chciała mieć to już za sobą.

– Dzień dobry – odezwał się Witek, wyciągając rękę. Uścisk miał mocny, ale spojrzenie niepewne.

Zrobiło mi się gorąco. Przez chwilę miałam ochotę zamknąć drzwi i udawać, że to tylko sen. Ale przecież nie mogłam tego zrobić własnej córce. Przepuściłam ich do środka.

– Rozgośćcie się – powiedziałam chłodno, choć w środku wszystko we mnie krzyczało.

Marta spojrzała na mnie błagalnie. Wiedziałam, że to dla niej ważne. Ale przecież nie tak to sobie wyobrażałam. Miałyśmy być tylko we dwie, po śmierci jej ojca. Miałyśmy być dla siebie wszystkim.

Witek rozejrzał się po mieszkaniu, jakby oceniał, czy tu pasuje. Zauważył zdjęcie mojego męża na komodzie.

– To pan Adam? – zapytał cicho.

Skinęłam głową. – On będzie z nami zawsze… – powiedziałam bardziej do siebie niż do nich.

Wieczorem siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Marta próbowała rozładować atmosferę żartami, ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bardzo wszystko się zmieniło. Witek był uprzejmy, pomagał sprzątać po kolacji, ale czułam dystans. Może to ja go stwarzałam?

Nocą długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ich śmiech zza ściany. Przypomniałam sobie pierwsze lata z Adamem – też byliśmy młodzi, pełni nadziei. Czy ja też byłam wtedy tak szczęśliwa jak Marta?

Następnego dnia rano Witek zaproponował, że zrobi śniadanie. Zdziwiło mnie to – żaden mężczyzna w moim domu nigdy nie stał przy kuchni.

– Pani Ludmiło, może jajecznica? – zapytał z uśmiechem.

– Nie trzeba… – zaczęłam, ale Marta już podsuwała mu patelnię.

Patrzyłam na nich i czułam ukłucie zazdrości. Moja córka dorosła. Miała własne życie, własne wybory. A ja? Zostałam sama ze swoimi wspomnieniami i żalem.

Z czasem zaczęły się drobne konflikty. Witek zostawiał brudne kubki w zlewie, Marta zapominała o zakupach. Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię:

– Nie możesz ciągle słuchać mamy! – krzyczał Witek.

– Ona jest dla mnie ważna! – odpowiedziała Marta ze łzami w oczach.

Zamarłam za drzwiami. Czy naprawdę byłam taka zaborcza? Czy nie potrafiłam odpuścić?

Kilka dni później Marta przyszła do mnie do kuchni.

– Mamo… musimy porozmawiać – zaczęła niepewnie.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Czułam napięcie w powietrzu.

– Kocham cię, ale musisz pozwolić mi żyć po swojemu – powiedziała cicho.

Poczułam łzy pod powiekami. Przypomniałam sobie własną matkę i jej wieczne pretensje. Przysięgłam sobie wtedy, że nigdy nie będę taka jak ona…

– Boję się cię stracić – wyszeptałam.

Marta uśmiechnęła się smutno i ujęła moją dłoń.

– Nigdy mnie nie stracisz, mamo. Ale musisz mi zaufać.

Od tamtej rozmowy próbowałam się zmienić. Pozwalałam im na więcej swobody, choć serce mi pękało za każdym razem, gdy zamykali za sobą drzwi wychodząc razem wieczorem.

Pewnej nocy Witek wrócił sam. Był blady i roztrzęsiony.

– Pani Ludmiło… Marta miała wypadek…

Świat zawirował mi przed oczami. Pobiegliśmy do szpitala. Lekarze mówili coś o złamaniu nogi, o szczęściu w nieszczęściu… Ale ja widziałam tylko moją małą dziewczynkę na szpitalnym łóżku.

Witek siedział przy niej całą noc. Wtedy zobaczyłam w jego oczach prawdziwą miłość i troskę.

Po powrocie do domu usiedliśmy razem przy stole – ja, Marta o kulach i Witek z podkrążonymi oczami.

– Dziękuję ci za wszystko – powiedziała Marta do mnie cicho.

A ja poczułam ulgę i wdzięczność. Może naprawdę mogę im zaufać? Może Adam patrzy na nas z góry i jest dumny?

Czasem patrzę na zdjęcie męża i pytam w myślach: „Czy dobrze robię? Czy potrafię być matką dorosłej córki?” Życie to ciągłe wybory i kompromisy… Ale czy można nauczyć się odpuszczać bez utraty siebie?