Oddałam synowi połowę domu, a teraz słyszę, że przeszkadzam mu w życiu – czy naprawdę na to zasłużyłam?
– Mamo, czy możesz nie wchodzić do salonu, kiedy mamy gości? – głos Pawła zabrzmiał ostro, niemal obco. Stałam w progu, trzymając w rękach talerz z jeszcze ciepłym sernikiem, który upiekłam specjalnie dla niego i jego żony. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. W mojej głowie kłębiły się myśli: przecież to mój dom, mój salon, moje życie. Ale Paweł patrzył na mnie z niecierpliwością, jakby czekał, aż zniknę.
Mam 64 lata. Całe życie poświęciłam rodzinie. Kiedy zmarł mój mąż, zostałam sama z Pawłem. Był wtedy jeszcze nastolatkiem – zamknięty w sobie, zbuntowany, ale wiedziałam, że muszę być dla niego silna. Pracowałam na dwa etaty w szkole i w bibliotece, żeby niczego mu nie brakowało. Odkładałam każdy grosz na jego studia i przyszłość. Kiedy dorósł i poznał Magdę, cieszyłam się ich szczęściem. Chciałam im pomóc – oddałam im połowę domu, żeby mogli się urządzić, żeby mieli gdzie zacząć wspólne życie.
Pamiętam ten dzień jak dziś. Paweł przyszedł do mnie z dokumentami i nieśmiało zapytał:
– Mamo, czy moglibyśmy… no wiesz… dostać kawałek domu? Magda jest w ciąży, a wynajem mieszkania kosztuje fortunę.
Nie zastanawiałam się długo. Przecież to mój syn. Podpisałam wszystko bez czytania drobnych druków. Czułam dumę i radość – byłam pewna, że robię dobrze. Przez pierwsze miesiące wszystko układało się świetnie. Pomagałam Magdzie przy małym Antosiu, gotowałam obiady, sprzątałam. Czułam się potrzebna.
Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Magda coraz częściej zamykała drzwi do swojej części domu. Paweł wracał późno z pracy i unikał rozmów. Zaczęły pojawiać się drobne uwagi: „Mamo, nie przesadzaj z tymi obiadami”, „Mamo, Antoś musi mieć ciszę”, „Mamo, nie wchodź bez pukania”.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez ścianę rozmowę Pawła z Magdą:
– Twoja mama jest wszędzie. Nie mamy prywatności.
– Wiem… Ale co mam zrobić? To jej dom.
– Ale przecież oddała nam połowę! Może powinna trochę… odpuścić?
Leżałam wtedy w łóżku i płakałam cicho do poduszki. Czy naprawdę stałam się ciężarem? Czy moje dobre intencje były błędem?
Od tamtej pory zaczęłam się wycofywać. Przestałam gotować obiady dla wszystkich, zamykałam się w swoim pokoju. Czułam się jak intruz we własnym domu. Nawet Antoś przestał przychodzić do mnie tak często – Magda tłumaczyła mu, że babcia musi odpoczywać.
W zeszłym tygodniu Paweł poprosił mnie o rozmowę.
– Mamo… – zaczął niepewnie – Chcielibyśmy mieć trochę więcej swobody. Może mogłabyś… no wiesz… wyjechać na jakiś czas do cioci Krysi?
Patrzyłam na niego zdumiona.
– Paweł, to jest mój dom. Tu mieszkałam z twoim ojcem, tu cię wychowałam…
– Wiem, mamo – przerwał mi – Ale teraz to też nasz dom. Chcemy żyć po swojemu.
Nie odpowiedziałam nic. Wyszłam do ogrodu i usiadłam na ławce pod jabłonią. Patrzyłam na dom – kiedyś pełen śmiechu i gwaru, teraz podzielony niewidzialną granicą.
Od kilku dni nie mogę spać. Zastanawiam się: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo się poświęciłam? Czy matka powinna oddać wszystko dla dziecka? A może powinnam była zostawić coś dla siebie?
Wczoraj spotkałam sąsiadkę, panią Zofię. Zapytała mnie:
– Jak tam Pawełek? Pewnie szczęśliwy z wnukiem pod jednym dachem!
Uśmiechnęłam się smutno.
– Tak… tylko czasem mam wrażenie, że jestem tu niepotrzebna.
Pani Zofia pokiwała głową ze zrozumieniem:
– Dzieci są teraz inne. Myślisz o sobie czasem?
Nie wiem już, co myśleć. Każdego dnia czuję się coraz bardziej samotna w miejscu, które kiedyś było moim azylem. Boję się przyszłości – co będzie, jeśli zachoruję? Czy ktoś poda mi szklankę wody? Czy zostanę sama?
Czasem patrzę na Pawła i widzę w nim tego małego chłopca, który tulił się do mnie po koszmarach nocnych. Teraz jest dorosły i chce żyć po swojemu – rozumiem to. Ale czy naprawdę matka musi stać się ciężarem dla własnego dziecka?
Może powinnam była być bardziej stanowcza? Może powinnam była zostawić sobie więcej przestrzeni? A może po prostu taka jest kolej rzeczy – dzieci dorastają i odchodzą, a my zostajemy sami ze wspomnieniami?
Nie wiem już, czy dobrze zrobiłam oddając połowę domu synowi. Może powinnam była pomyśleć o sobie? Czy naprawdę zasłużyłam na to, by być problemem we własnym domu?
Czasem pytam siebie: czy miłość matki może być zbyt wielka? Czy można kochać za bardzo? I czy kiedyś doczekam się odpowiedzi od mojego syna…