Nigdy nie jest za późno na miłość: Historia Jana z Warszawy
— Janek, ty znowu sam? — usłyszałem znajomy głos zza pleców, kiedy wchodziłem do kawiarni na Nowym Świecie. To był Marek, mój przyjaciel jeszcze z czasów studiów na Politechnice Warszawskiej. Uśmiechnąłem się krzywo i wzruszyłem ramionami.
— A co, miałem przyprowadzić kota? — rzuciłem żartem, choć w środku poczułem ukłucie samotności. Marek spojrzał na mnie z troską, której nie znosiłem.
— Wiesz, Janek, czasem myślę, że ty się boisz życia. — powiedział cicho. — Nie chodzi o kota. Chodzi o to, że od lat jesteś sam. Nawet nie próbujesz nikogo poznać.
Zignorowałem jego słowa, zamówiłem kawę i usiadłem przy oknie. Patrzyłem na ludzi spieszących się ulicą. Byli młodzi, starzy, zakochani, samotni. Ja zawsze byłem gdzieś pomiędzy. Nigdy nie czułem się stary. Co więcej, nigdy nie czułem się dorosły. Chociaż niedawno skończyłem 59 lat. No i co z tego? Nadal mam większość swoich zainteresowań z czasów studiów. Mam też starych znajomych, nasza paczka nie rozpadła się jak w przypadku innych pod wpływem obowiązków rodzinnych. Nigdy nie byłem żonaty, chociaż, szczerze mówiąc, kobiety zwracały na mnie uwagę. Ale zawsze coś mnie powstrzymywało — strach przed utratą wolności? Przed odpowiedzialnością? Sam już nie wiem.
Sześć miesięcy temu wszystko się zmieniło. Poznałem Patrycję na wernisażu w galerii na Pradze. Miała rude włosy, śmiała się głośno i mówiła z pasją o malarstwie. Była młodsza ode mnie o dwanaście lat, ale wydawało się to nie mieć znaczenia. Rozmawialiśmy całą noc. Czułem się jak student — podekscytowany, niepewny siebie, ale szczęśliwy.
— Janek, a ty nigdy nie miałeś rodziny? — zapytała nagle podczas naszej drugiej randki.
— Nie… Jakoś tak wyszło — odpowiedziałem wymijająco.
— A chciałbyś?
Zamilkłem. Zawsze unikałem tego pytania. Ale wtedy spojrzała mi prosto w oczy i poczułem, że nie mogę jej okłamać.
— Nie wiem… Może już za późno?
Patrycja uśmiechnęła się smutno.
— Nigdy nie jest za późno, jeśli naprawdę czegoś chcesz.
Od tamtej pory spotykaliśmy się regularnie. Chodziliśmy na spacery po Łazienkach, jeździliśmy rowerami nad Wisłę, gotowaliśmy razem obiady w moim małym mieszkaniu na Ochocie. Czułem się coraz bardziej związany z Patrycją, ale jednocześnie ogarniał mnie lęk. Co jeśli znowu ucieknę? Co jeśli ją zawiodę?
Moja matka zawsze powtarzała: „Janek, ty jesteś za dobry dla tego świata. Ale samemu trudno być szczęśliwym”. Przez lata ignorowałem jej słowa, tłumacząc sobie, że samotność to mój wybór. Ale czy naprawdę?
Pewnego wieczoru Patrycja zaprosiła mnie do siebie na kolację. Była wyjątkowo spięta.
— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła niepewnie. — Mam dorosłą córkę z poprzedniego związku. Mieszka w Gdańsku i niedługo przyjeżdża do Warszawy. Chciałabym, żebyście się poznali.
Zamurowało mnie. Dziecko? Nigdy nie byłem ojcem nawet dla kota! Przez chwilę miałem ochotę uciec — jak zawsze w trudnych sytuacjach.
— Janek? — Patrycja patrzyła na mnie z niepokojem.
— Nie wiem, czy potrafię… — wyszeptałem.
— Nie musisz być jej ojcem. Wystarczy, że będziesz sobą.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: „A jeśli ona mnie odrzuci? Jeśli Patrycja zobaczy we mnie tchórza?”
Spotkanie z jej córką było niezręczne. Julia była zamknięta w sobie i patrzyła na mnie z dystansem.
— Mama mówiła, że jesteś fajny — rzuciła chłodno podczas obiadu.
— Staram się — odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem.
Czułem się jak intruz w ich świecie. Po powrocie do domu zadzwonił Marek.
— I jak było?
— Fatalnie. Myślę, że to nie dla mnie.
— Janek! Ty zawsze uciekasz! Może czas przestać?
Przez kolejne dni unikałem Patrycji. Bałem się rozmowy, bałem się przyszłości. W końcu zadzwoniła sama.
— Janek, co się dzieje?
— Nie wiem… To wszystko mnie przerasta.
— Jeśli chcesz odejść, powiedz to wprost.
Wtedy coś we mnie pękło.
— Nie chcę odchodzić! Po prostu boję się… Boję się być kimś ważnym dla kogoś innego.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Ja też się boję — powiedziała cicho Patrycja. — Ale może spróbujemy razem?
Od tamtej pory zaczęliśmy budować coś nowego. Było trudno — Julia długo mnie ignorowała, moi znajomi żartowali z „późnej miłości”, a ja sam codziennie walczyłem ze swoimi lękami i przyzwyczajeniami.
Dziś mija pół roku od naszego pierwszego spotkania. Siedzę przy oknie z kubkiem herbaty i patrzę na rozświetloną Warszawę. Patrycja śpi w sypialni obok. Czuję wdzięczność i strach jednocześnie.
Czy można zacząć nowe życie po sześćdziesiątce? Czy warto ryzykować wszystko dla miłości? Może właśnie teraz nadszedł mój czas…