Niewidzialny ciężar: Tajemnice przeszłości mojego męża
— Adam, co to jest? — Moje ręce drżały, gdy trzymałam w dłoni wyciąg z naszego wspólnego konta. Wzrok wbity w cyfry, które nie miały prawa tam być. Przelew na kilka tysięcy złotych, co miesiąc, zawsze na to samo konto. — Odpowiedz mi! — powtórzyłam, czując jak głos mi się łamie.
Adam siedział przy stole, z kubkiem zimnej już kawy. Jego twarz była blada, a spojrzenie uciekające. — To nie tak, jak myślisz — powiedział cicho. Ale ja już wiedziałam. W głowie układałam sobie wszystko: jego częste wyjścia, tajemnicze rozmowy przez telefon, coraz większe napięcie między nami. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia, że przesadzam. Ale nie.
— Spłacasz kredyt samochodowy Magdy? — zapytałam wprost. Magda — jego była żona. Kobieta, o której nigdy nie chciał rozmawiać. Zawsze mówił, że to zamknięty rozdział. Że teraz liczymy się tylko my: ja, on i nasza córka Zosia.
Adam spuścił głowę. — Ona miała problemy… Nie mogłem jej zostawić bez pomocy.
— A mnie możesz? Nas możesz? — Głos mi się załamał. Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś w ścianę, wybiec z domu i nigdy nie wrócić.
W głowie dudniło mi jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego nie powiedział mi prawdy? Przecież zawsze byliśmy ze sobą szczerzy… A może tylko mi się wydawało?
Zosia weszła do kuchni w piżamie, przecierając oczy. Miała dopiero siedem lat i nie rozumiała jeszcze dorosłych problemów. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie. — Mamo, czemu płaczesz?
Szybko otarłam łzy i przytuliłam ją mocno. — Nic się nie stało, kochanie. Idź się ubrać, zaraz zrobimy śniadanie.
Kiedy zostałam sama z Adamem, poczułam narastającą wściekłość. — Wiesz, że ledwo wiążemy koniec z końcem? Że musiałam odwołać wizytę u dentysty, bo nie mamy pieniędzy? A ty… ty pomagasz swojej byłej żonie!
Adam milczał przez dłuższą chwilę. W końcu westchnął ciężko. — Magda straciła pracę. Zabrali jej mieszkanie. Miała tylko ten samochód… Gdyby go straciła, nie mogłaby szukać nowej pracy.
— A ja? Ja też mogę wszystko stracić! — krzyknęłam. — Nasz dom, nasze życie! Myślisz o niej bardziej niż o nas?
Wiedziałam, że zabrzmiało to okrutnie, ale nie potrafiłam już dłużej udawać silnej. Przez ostatnie miesiące czułam się coraz bardziej samotna w tym małżeństwie. Adam był obecny ciałem, ale duchem gdzieś daleko.
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja mama. Słyszała po głosie, że coś jest nie tak.
— Co się dzieje, Marto? — zapytała z troską.
Opowiedziałam jej wszystko. O tajemniczych przelewach, o Magdzie, o tym jak bardzo czuję się zdradzona.
— Może powinnaś z nim porozmawiać spokojnie? — zasugerowała mama. — Może on naprawdę chciał dobrze…
Ale ja już nie wierzyłam w dobre intencje Adama. Każda kolejna rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem.
Zosia zaczęła pytać, dlaczego tata jest taki smutny i dlaczego mama płacze wieczorami w łazience. Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Adama siedzącego w samochodzie przed domem. Rozmawiał przez telefon. Słyszałam tylko urywki: „Nie mogę już więcej… Marta się dowiedziała… Tak, wiem…”.
Kiedy wszedł do domu, spojrzał na mnie z rezygnacją.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole w kuchni. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — zapytałam cicho.
Adam spojrzał mi prosto w oczy po raz pierwszy od wielu dni.
— Bałem się twojej reakcji. Bałem się, że pomyślisz, że ciągle coś mnie łączy z Magdą… Ale to nieprawda. Po prostu… nie umiem zostawiać ludzi w potrzebie.
— Ale zostawiłeś mnie — wyszeptałam.
Widziałam łzy w jego oczach. Po raz pierwszy od lat zobaczyłam go naprawdę bezbronnego.
— Przepraszam — powiedział tylko.
Nie wiem, ile czasu minęło zanim się odezwałam ponownie. W głowie miałam mętlik: złość mieszała się ze smutkiem i żalem.
— Musisz wybierać: albo jesteśmy rodziną i razem rozwiązujemy nasze problemy, albo każdy idzie swoją drogą — powiedziałam stanowczo.
Adam skinął głową. — Chcę być z tobą i Zosią. Chcę naprawić to wszystko…
Ale czy można naprawić coś takiego? Czy można odbudować zaufanie po tylu kłamstwach?
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak na bombie zegarowej. Każda rozmowa była ostrożna, każde spojrzenie pełne podejrzeń.
Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju i rysowała smutne obrazki: domy bez okien, ludzi bez twarzy.
Pewnego wieczoru usiadłam przy jej łóżku i zapytałam:
— Zosiu, co cię martwi?
Spojrzała na mnie dużymi oczami pełnymi łez.
— Boję się, że tata odejdzie…
Serce mi pękło na milion kawałków.
Wtedy zrozumiałam, że muszę walczyć nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o nią. O naszą rodzinę.
Zaproponowałam Adamowi terapię małżeńską. Najpierw był sceptyczny, ale zgodził się spróbować.
Na pierwszej sesji płakałam jak dziecko. Opowiadałam o swoim bólu, o poczuciu zdrady i samotności.
Adam słuchał uważnie i po raz pierwszy od dawna powiedział coś ważnego:
— Nie chcę cię stracić. Chcę być lepszym mężem i ojcem.
Czy mu wierzę? Nie wiem. Każdego dnia uczę się na nowo ufać i wybaczać.
Czasem patrzę na niego i zastanawiam się: czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy przeszłość zawsze będzie między nami jak cień?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?