Niewidzialna przy jednym stole – czy naprawdę tak łatwo nas zignorować?
– Przepraszam, czy mogłabym dostać jeszcze trochę wody? – zapytałam cicho, kiedy kelner po raz trzeci przeszedł obok naszego stolika, nie patrząc mi w oczy. Gabor nawet nie podniósł wzroku znad menu, jakby nie usłyszał mojego głosu. Kelner uśmiechnął się szeroko do niego, jakbyśmy byli na randce Gabora z samym sobą.
– Co państwo wybierają? – zwrócił się bezpośrednio do mojego męża.
– Ja poproszę stek medium rare i czerwone wino – odpowiedział Gabor pewnym tonem. Przez chwilę czekałam, aż kelner spojrzy na mnie. Nic. Stałam się przezroczysta.
– A dla pani? – zapytał w końcu, ale nawet nie spojrzał mi w oczy. Złożyłam zamówienie, czując, jak coś we mnie pęka.
To miała być zwykła kolacja. Zostawiliśmy dzieci u mojej mamy, żeby choć raz w miesiącu pobyć tylko we dwoje. Marzyłam o rozmowie, śmiechu, może nawet o odrobinie flirtu. Tymczasem siedziałam naprzeciwko mężczyzny, którego kiedyś kochałam do szaleństwa, a teraz czułam się przy nim jak cień.
Gabor opowiadał o pracy, o nowym projekcie w firmie. Słuchałam go, kiwając głową, ale myślami byłam gdzie indziej. Wspominałam nasze początki – pierwsze randki na Plantach, długie spacery po Krakowie, kiedy patrzył na mnie tak, jakby nie istniał nikt inny na świecie. Teraz patrzył na ekran telefonu częściej niż na mnie.
– Wszystko w porządku? – zapytał nagle, widząc moją minę.
– Tak, po prostu… zmęczona jestem – skłamałam. Nie miałam siły tłumaczyć mu, że czuję się niewidzialna. Nie tylko przez kelnera. Przez niego też.
Kiedy kelner przyniósł nasze dania, znów postawił talerz przede mną bez słowa i natychmiast zwrócił się do Gabora:
– Czy życzy pan sobie jeszcze coś?
Zacisnęłam dłonie na serwetce. Chciałam krzyknąć: „Jestem tutaj! Też mam imię! Też mam pragnienia!” Ale milczałam. Przypomniałam sobie wszystkie te sytuacje z ostatnich miesięcy: kiedy Gabor decydował za mnie, co zamówimy na wynos; kiedy teściowa mówiła do mnie przez niego; kiedy dzieci pytały go o zgodę na coś, choć byłam obok.
Zjadłam połowę sałatki i odsunęłam talerz. Gabor tego nie zauważył. Był zajęty rozmową z kolegą przez telefon. Kelner przyniósł rachunek i… podał go Gaborowi.
– Dziękuję bardzo – powiedziałam głośniej niż zwykle i uśmiechnęłam się do kelnera. Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność.
Wyjęłam portfel i wyciągnęłam banknot na napiwek. Gabor spojrzał na mnie zdziwiony:
– Po co dajesz napiwek? Przecież cię ignorował.
– Może właśnie dlatego – odpowiedziałam cicho.
Wyszliśmy z restauracji w milczeniu. Szliśmy obok siebie przez Rynek, mijając zakochane pary i grupki przyjaciół śmiejących się głośno. Czułam się samotna jak nigdy dotąd.
W domu Gabor od razu poszedł do sypialni. Ja usiadłam w kuchni z kubkiem herbaty i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam już, czy płaczę przez kelnera, przez Gabora, czy przez siebie samą.
Następnego dnia próbowałam porozmawiać z mężem.
– Gabor… czy ty mnie jeszcze widzisz? – zapytałam drżącym głosem.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– O co ci chodzi? Przecież jesteśmy razem.
– Ale czy naprawdę jesteśmy? Bo ja mam wrażenie, że od miesięcy jestem dla ciebie przezroczysta.
Westchnął ciężko.
– Przesadzasz. Po prostu mam dużo pracy.
– To nie tylko praca. Nawet wczoraj… Nawet kelner mnie nie widział. A ty? Kiedy ostatni raz spojrzałeś na mnie tak naprawdę?
Zamilkł. Widziałam w jego oczach cień winy, ale zaraz potem wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni.
Przez kolejne dni unikaliśmy rozmów. W domu panowała cisza przerywana tylko pytaniami dzieci o kolację czy pomoc przy lekcjach. Czułam się coraz bardziej samotna. Zaczęłam zastanawiać się, czy to ja jestem problemem. Może za dużo oczekuję? Może powinnam być wdzięczna za to, co mam?
Ale potem przypomniałam sobie tamtą dziewczynę sprzed lat – pełną życia, marzeń i pasji. Czy ona zgodziłaby się być niewidzialna?
Pewnego wieczoru zadzwoniła moja przyjaciółka Anka.
– Co u ciebie? Dawno się nie widziałyśmy!
Opowiedziałam jej wszystko – o kolacji, o kelnerze, o Gaborze.
– Wiesz co? – powiedziała stanowczo. – Nie pozwól sobie na to. Jesteś ważna. Jeśli oni tego nie widzą, pokaż im to! Zacznij od siebie.
Te słowa długo we mnie rezonowały. Następnego dnia poszłam do fryzjera, kupiłam nową sukienkę i umówiłam się z Anką na kawę. Po raz pierwszy od dawna poczułam się widzialna – dla siebie samej.
Wieczorem usiadłam naprzeciwko Gabora przy stole.
– Chcę być widzialna – powiedziałam spokojnie. – Dla ciebie i dla siebie samej. Jeśli to niemożliwe… będę musiała coś zmienić.
Nie odpowiedział od razu. Ale pierwszy raz od miesięcy spojrzał mi prosto w oczy.
Czasem myślę: ile z nas pozwala sobie być niewidzialną? Dlaczego tak łatwo godzimy się na bycie tłem we własnym życiu? Czy naprawdę musimy czekać, aż ktoś nas zauważy – czy możemy zacząć od siebie?