Nie potrafiłam pokochać – historia Lilki z Gdańska

— Dziewczyny, przyznajcie się, która z was to Lilka? — dziewczyna spojrzała na nas z podchwytliwym błyskiem w oku, mierząc wzrokiem mnie i moją przyjaciółkę. — Ja jestem Lilka. A co? — odparłam, zdezorientowana. — Masz list. Od Wojtka — nieznajoma wyciągnęła z kieszeni fartucha pomiętą kopertę i podała mi ją.

Zamarłam. Wojtek… To imię od miesięcy wywoływało we mnie dziwny niepokój. Był synem sąsiadów, chłopakiem, którego wszyscy uważali za idealnego kandydata na męża. Moja mama powtarzała: „Lilka, Wojtek to porządny chłopak, nie zmarnuj takiej szansy”. A ja… ja nie czułam nic. Ani motyli w brzuchu, ani ciepła w sercu. Tylko pustkę i narastającą presję.

Otworzyłam kopertę drżącymi dłońmi. List był krótki, napisany jego charakterystycznym, lekko pochyłym pismem:

„Lilka,
Nie mogę dłużej czekać. Kocham Cię i chcę być z Tobą. Proszę, spotkaj się ze mną dziś wieczorem na molo.
Wojtek”

Moja przyjaciółka Marta spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. — No i co? Idziesz? — zapytała, jakby to była najważniejsza decyzja mojego życia.

— Nie wiem… — szepnęłam, czując jak ściska mnie w gardle. — Przecież ja go nie kocham.

— Ale może pokochasz? Przecież on taki dobry…

To zdanie słyszałam od wszystkich: „Może pokochasz”. Jakby miłość była czymś, co można sobie wmówić, wypracować, wymusić. Ale ja od zawsze czułam się inna. Gdy koleżanki wzdychały do chłopaków, ja patrzyłam na nich z obojętnością. Zazdrościłam im tych emocji, tej ekscytacji. Chciałam poczuć to samo, ale nie potrafiłam.

Wieczorem siedziałam na łóżku w swoim pokoju na poddaszu starej kamienicy w Gdańsku. Mama krzątała się w kuchni, tata oglądał wiadomości. Wszyscy żyli swoim życiem, a ja miałam poczucie, że stoję w miejscu. W końcu zebrałam się na odwagę i zeszłam na dół.

— Mamo…

— Tak, córeczko?

— Dostałam list od Wojtka. Chce się ze mną spotkać.

Mama uśmiechnęła się szeroko. — No widzisz! Wiedziałam, że ten chłopak ma do Ciebie serce. Idź, nie każ mu czekać.

— Ale ja… nie wiem, czy powinnam…

— Lilka! Nie bądź głupia. Miłość przychodzi z czasem. Najważniejsze to mieć kogoś porządnego przy boku.

Zacisnęłam pięści. Chciałam krzyczeć, powiedzieć jej, że nie chcę żyć według jej scenariusza. Ale zabrakło mi odwagi.

Na molo przyszłam spóźniona. Wojtek już czekał, oparty o barierkę. Gdy mnie zobaczył, rozpromienił się.

— Bałem się, że nie przyjdziesz — powiedział cicho.

— Wojtek…

— Lilka, wiem, że jesteś niepewna. Ale ja naprawdę Cię kocham. Chcę być z Tobą. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.

Patrzyłam na niego i czułam tylko żal. Żal do siebie, że nie potrafię odwzajemnić jego uczuć. Żal do niego, że tak bardzo się stara dla kogoś, kto nie jest w stanie go pokochać.

— Przepraszam — wyszeptałam. — Nie mogę… Nie potrafię Cię pokochać.

Wojtek spuścił głowę. Przez chwilę milczeliśmy.

— Może potrzebujesz czasu? — zapytał z nadzieją.

— To nie kwestia czasu… Po prostu… ja chyba nie umiem kochać tak jak inni.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Mama czekała na mnie w kuchni.

— I jak było? — zapytała z uśmiechem.

— Powiedziałam mu prawdę.

Jej twarz stężała.

— Lilka! Co Ty wyprawiasz? Myślisz, że życie to bajka? Zostaniesz sama!

Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Łzy spływały mi po policzkach. Czułam się winna, jakby to wszystko było moją winą – że nie potrafię kochać tak jak powinnam.

Przez kolejne tygodnie unikałam Wojtka i wszystkich wspólnych znajomych. W szkole szeptano za moimi plecami: „Lilka chyba ma coś z głową”, „Jak można odrzucić takiego chłopaka?”. Nawet Marta zaczęła się ode mnie oddalać.

W domu atmosfera była coraz gorsza. Mama przestała ze mną rozmawiać o czymkolwiek poza szkołą i obowiązkami domowymi. Tata udawał, że nic się nie dzieje.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:

— Może powinniśmy ją wysłać do psychologa? — szeptała mama.

— Daj jej spokój — odpowiedział tata zmęczonym głosem. — Może jeszcze zmądrzeje.

Czułam się coraz bardziej samotna i niezrozumiana. Zaczęłam pisać pamiętnik – jedyne miejsce, gdzie mogłam być szczera sama ze sobą:

„Dlaczego nie potrafię kochać? Czy coś jest ze mną nie tak? Czy muszę być taka jak wszyscy?”

Minęły miesiące. Wojtek znalazł nową dziewczynę – Anię z naszej klasy. Wszyscy odetchnęli z ulgą: „No wreszcie! Może Lilce przejdzie ta dziwna faza”. Ale mi nie przechodziło.

Z czasem nauczyłam się żyć ze swoją innością. Zaczęłam więcej czytać, chodzić na długie spacery po plaży w Brzeźnie, rozmawiać z ludźmi przez internet – tam nikt mnie nie oceniał za to, co czuję lub czego nie czuję.

Dziś mam dwadzieścia dwa lata i studiuję psychologię na Uniwersytecie Gdańskim. Nadal nie zakochałam się w nikim i coraz mniej wierzę, że kiedykolwiek to nastąpi. Ale przestałam się za to obwiniać.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę każda z nas musi kochać tak samo? Czy samotność jest zawsze czymś złym? A może po prostu trzeba nauczyć się być szczęśliwym na własnych zasadach?