Nie otwieram już drzwi – historia Heleny Karoliny
– Mamo, otwórz drzwi! Mamo, proszę! – Piotr walił pięściami w metalową powierzchnię tak mocno, że zdawało się, iż zawiasy zaraz odpadną. – Wiem, że jesteś w domu! Samochód stoi na podwórku, więc nigdzie nie wyjechałaś!
Siedziałam w fotelu tyłem do drzwi wejściowych, mocno ściskając w dłoniach filiżankę z zimną już herbatą. Drżały mi ręce. Słyszałam każde jego słowo, każde uderzenie. Każde echo rozbrzmiewało w mojej głowie jak wyrok. Nie otworzę. Nie mogę. Nie potrafię już.
Piotr był moim jedynym synem. Kiedyś był moim oczkiem w głowie, moją dumą i radością. Ale od kilku lat między nami narastała przepaść. Najpierw drobne kłótnie o szkołę, później o jego wybory życiowe, aż w końcu o wszystko. O to, że nie poszedł na studia, że związał się z dziewczyną, której nie akceptowałam. O to, że wyprowadził się nagle, trzaskając drzwiami i zostawiając mnie samą w tym wielkim domu.
Przez długi czas próbowałam do niego dzwonić, pisać wiadomości. Odpowiadał rzadko, krótko, chłodno. W końcu przestałam próbować. Zostałam sama ze swoimi myślami i żalem. Z każdym dniem coraz bardziej zamykałam się w sobie. Przestałam wychodzić do ludzi, przestałam rozmawiać z sąsiadami. Nawet do sklepu chodziłam wcześnie rano, żeby nikogo nie spotkać.
Dziś Piotr wrócił. Nagle. Bez zapowiedzi. Usłyszałam jego kroki na podjeździe i serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Przez chwilę miałam nadzieję, że po prostu wejdzie do środka jak dawniej, rzuci torbę na podłogę i powie: „Cześć mamo”. Ale on tylko stał za drzwiami i wołał mnie coraz głośniej.
– Mamo! Wiem, że jesteś tam! Musimy porozmawiać! – jego głos był pełen rozpaczy i gniewu.
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przecież tyle razy marzyłam o tej rozmowie. Tyle razy wyobrażałam sobie, że wraca i wszystko zaczyna się od nowa. Ale teraz… nie potrafiłam już zrobić tego pierwszego kroku.
W głowie słyszałam głos mojego męża – zmarłego kilka lat temu – który zawsze powtarzał: „Helena, nie bądź taka uparta. Ludzie popełniają błędy”. Ale ja nie umiałam wybaczyć Piotrowi tego, jak mnie zostawił. Tego bólu samotności, który czułam każdego dnia.
– Mamo! – Piotr krzyknął jeszcze raz i usłyszałam, jak kopie w drzwi. – Jeśli nie otworzysz teraz, to już nigdy nie wrócę!
Zacisnęłam powieki i pozwoliłam łzom popłynąć po policzkach. Wiedziałam, że on mówi prawdę. Wiedziałam też, że jeśli teraz nie otworzę tych drzwi, to już nigdy nie będziemy rodziną.
Ale coś mnie powstrzymywało. Strach? Duma? Żal? Sama nie wiem.
Nagle usłyszałam szloch po drugiej stronie drzwi. Piotr płakał. Mój dorosły syn płakał jak małe dziecko.
– Mamo… ja już nie mam nikogo…
Te słowa przeszyły mnie na wskroś. Chciałam zerwać się z fotela i pobiec do niego, przytulić go mocno i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale moje ciało było ciężkie jak z ołowiu.
Przypomniałam sobie dzień jego wyprowadzki. Jak krzyczał na mnie: „Nigdy ci nie wybaczę!”. Jak trzaskał drzwiami i znikał za zakrętem ulicy. Jak długo potem siedziałam na schodach i czekałam aż wróci.
Teraz role się odwróciły. To on czekał na mnie.
– Mamo…
Cisza.
Siedziałam tak jeszcze długo po tym, jak jego kroki ucichły na podjeździe. Po policzkach płynęły mi łzy – gorące i ciężkie jak kamienie.
W końcu wstałam i podeszłam do drzwi. Dotknęłam klamki drżącą dłonią. Przez chwilę miałam ochotę je otworzyć i pobiec za nim na ulicę… Ale nie zrobiłam tego.
Zamiast tego usiadłam z powrotem w fotelu i patrzyłam przez okno na pusty podjazd.
Czy można jeszcze naprawić to wszystko? Czy jedno zamknięcie drzwi naprawdę przekreśla całe życie? Może kiedyś znajdę w sobie siłę, żeby je otworzyć… Ale dziś – dziś jeszcze nie potrafię.