Nie jestem służącą teściowej – historia mojej walki o własne życie

— Kinga, podłoga w salonie znowu się lepi! — głos teściowej przeszył ciszę niedzielnego popołudnia jak nóż. Stałam w kuchni, z rękami zanurzonymi w pianie, zmywając kolejne talerze po obiedzie, który sama ugotowałam. Mój mąż, Tomek, siedział w salonie z ojcem, oglądając powtórkę meczu. Ja, jak zwykle, byłam niewidzialna – chyba tylko dla Haliny, mojej teściowej, byłam widoczna, i to wyłącznie wtedy, gdy coś wymagało posprzątania.

Mam trzydzieści osiem lat. Pracuję jako nauczycielka w podstawówce, mam dwójkę dzieci i własne mieszkanie w bloku na obrzeżach Krakowa. Ale od kiedy Stanisław i Halina zaczęli podupadać na zdrowiu, coraz częściej spędzamy weekendy w ich dużym domu na przedmieściach. Z początku wydawało mi się to naturalne – pomagamy starszym ludziom, przecież to rodzina. Ale z czasem ta pomoc zamieniła się w obowiązek, a obowiązek – w niewolę.

— Kinga, mop jest w schowku! — dodała Halina zniecierpliwionym tonem. — Tomek, pomóż żonie! — rzuciła w stronę syna, ale on tylko machnął ręką.

— Zaraz, mamo — odpowiedział bez przekonania i nawet nie oderwał wzroku od telewizora.

Zacisnęłam zęby. Ile razy jeszcze mam myć te podłogi? Ile razy mam słuchać uwag o tym, że „za naszych czasów kobiety wiedziały, co do nich należy”? Ile razy mam udawać, że nie widzę spojrzeń pełnych dezaprobaty, kiedy siadam na chwilę przy stole z kawą?

Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się jak służąca. To było trzy lata temu, kiedy Halina złamała nogę. Wtedy wszystko się zaczęło – gotowanie obiadów na dwa dni naprzód, pranie pościeli, mycie okien. Stanisław był już wtedy po udarze i ledwo chodził. Tomek tłumaczył: „Przecież nie zostawimy ich samych”. Ale to ja zostawałam z nimi sama. On wracał do pracy albo wychodził z dziećmi na spacer.

Z czasem przestałam mieć czas dla siebie. Moje życie kręciło się wokół potrzeb innych: dzieci, męża, teściów. Moja mama mieszka daleko i nie mogła mi pomóc. Przyjaciółki powoli się oddalały – nie miałam czasu na spotkania ani rozmowy. Czułam się coraz bardziej samotna i sfrustrowana.

Pewnego dnia wróciłam do domu późno wieczorem po kolejnym maratonie sprzątania u teściów. Dzieci już spały, Tomek oglądał serial. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. „Nie chcę tak żyć” – powtarzałam sobie w myślach. „Nie jestem służącą!”.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Tomkiem.

— Tomek, musimy coś zmienić — zaczęłam niepewnie. — Nie dam już rady wszystkiego robić sama. Twoi rodzice potrzebują pomocy, ale ja też mam swoje życie.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

— Przesadzasz. Przecież to tylko kilka godzin w weekendy.

— To nie są tylko weekendy! — podniosłam głos. — Sprzątam tam więcej niż u siebie! Ty nawet nie zauważasz, ile rzeczy robię!

Wzruszył ramionami.

— Mama jest już stara, nie może sama… Kto jej pomoże?

— Może ty? Albo twój brat? — zapytałam z ironią.

— Adam ma swoje sprawy…

— A ja nie mam? — przerwałam mu ze łzami w oczach.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam cień refleksji na jego twarzy. Ale szybko zniknął.

— Przestań dramatyzować — rzucił i wyszedł do kuchni.

Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z rodziną. Prosiłam Adama o pomoc – zawsze miał wymówkę: praca za granicą, dzieci chore, żona zmęczona. Halina patrzyła na mnie z wyrzutem: „Za moich czasów kobiety nie narzekały”. Stanisław milczał – od czasu udaru rzadko się odzywał.

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Dzieci pytały: „Mamo, czemu jesteś smutna?”. Czułam się jak w pułapce bez wyjścia.

Pewnej soboty odmówiłam przyjazdu do teściów. Zadzwoniła Halina:

— Kinga, co się stało? Nie przyjedziecie?

— Nie mogę dziś przyjechać — odpowiedziałam stanowczo. — Mam swoje sprawy.

— Jakie sprawy? Przecież zawsze przyjeżdżacie!

— Dziś nie dam rady.

Rozłączyła się bez słowa.

Tomek był wściekły:

— Co ty wyprawiasz? Mama liczyła na ciebie!

— A ja liczę na ciebie! — krzyknęłam. — Chcę mieć życie! Chcę odpocząć!

Przez kilka dni panowała między nami cisza. W końcu Tomek pojechał sam do rodziców. Wrócił zmęczony i zirytowany.

— Nie wiedziałem, że to tyle roboty — przyznał niechętnie.

— Teraz już wiesz — odpowiedziałam spokojnie.

Zaczęliśmy rozmawiać o zatrudnieniu opiekunki dla teściów. Halina była oburzona: „Obca kobieta w domu?! Nigdy!” Ale Stanisław pokiwał głową: „Może to dobry pomysł”.

Po kilku tygodniach udało się znaleźć panią Zofię – ciepłą kobietę po pięćdziesiątce, która zgodziła się pomagać kilka razy w tygodniu. Halina długo była niezadowolona, ale z czasem przyzwyczaiła się do nowej sytuacji.

Ja odzyskałam wolność. Zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, zapisałam się na jogę. Z Tomkiem powoli odbudowujemy naszą relację – choć wiem, że wiele rzeczy już nigdy nie będzie takie samo.

Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam siebie: czy naprawdę musiałam tak długo czekać, żeby zawalczyć o siebie? Dlaczego tak trudno nam kobietom powiedzieć „dość”? Może gdybyśmy częściej rozmawiały o swoich granicach i potrzebach, nasze życie wyglądałoby inaczej…