„Nie chcę, żebyś przyszła na mój ślub”: Matka w cieniu rodzinnych ran
„Nie chcę, żebyś przyszła na mój ślub.” Te słowa Julia wypowiedziała niemal szeptem, ale dla mnie zabrzmiały jak wyrok. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, gdzie jeszcze niedawno razem piekłyśmy sernik na święta. Teraz trzymałam się blatu, żeby nie upaść. Za oknem padał deszcz, a krople spływały po szybie jak łzy, których nie chciałam pokazać córce.
– Julia… – zaczęłam cicho, ale głos mi się załamał. – Przecież jestem twoją mamą. To twój najważniejszy dzień…
Julia odwróciła wzrok. – Mamo, proszę cię. Nie chcę żadnych scen. Ty i tata… Nie potraficie być razem w jednym pomieszczeniu bez kłótni. Nie chcę, żebyście popsuli mi ślub.
Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. Przypomniałam sobie wszystkie te noce, kiedy czekałam na nią z kolacją, kiedy tuliłam ją po pierwszym złamanym sercu, kiedy szyłam jej sukienkę na studniówkę, bo nie było nas stać na nową. Przypomniałam sobie jej śmiech i łzy – i to, jak bardzo starałam się być dla niej wszystkim po rozwodzie.
– Myślisz, że naprawdę bym ci to zrobiła? – spytałam z trudem.
Julia wzruszyła ramionami. – Nie chodzi tylko o ciebie. Tata przyjdzie z Anną, a ty wiesz, jak ona potrafi być wobec ciebie… Nie chcę szeptów przy stole ani spojrzeń pełnych jadu. Chcę mieć spokojny dzień.
Anna… Kobieta, przez którą mój mąż odszedł dziesięć lat temu. Nigdy nie powiedziałam Julii, jak bardzo mnie to bolało. Zawsze starałam się być ponad to – przynajmniej w jej oczach. Ale każda ich wspólna fotografia była jak sól na ranę.
– Ale ja jestem twoją matką… – szepnęłam już prawie bezgłośnie.
Julia westchnęła ciężko i spojrzała mi prosto w oczy. – Mamo, nie utrudniaj mi tego bardziej. Już postanowiłam.
Kiedy wyszła, zostałam sama w kuchni. Siedziałam przy stole godzinami, patrząc w pustkę. W głowie przewijały mi się obrazy: Julia jako mała dziewczynka z plastrem na kolanie; Julia płacząca po rozstaniu z pierwszym chłopakiem; Julia przynosząca mi kwiaty na Dzień Matki.
Nie mogłam pojąć, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt surowa po rozwodzie? Czy za dużo pracowałam, żeby zapewnić jej lepsze życie? Czy nie umiałam ukryć żalu, kiedy szła do ojca i Anny?
Przez kolejne dni nie spałam prawie wcale. Moja siostra Marta dzwoniła codziennie:
– I co teraz zrobisz? Przebaczysz jej?
– Jak mam przebaczyć, skoro wyrzuciła mnie ze swojego życia? – odpowiedziałam raz przez łzy.
Marta milczała chwilę, po czym powiedziała: – Może potrzebuje czasu. Dzieci bywają okrutne, kiedy są zagubione albo zranione.
Nie byłam tego taka pewna. W naszym osiedlu plotki rozchodzą się szybciej niż wiatr. Sąsiadka pani Zofia zaczepiła mnie w sklepie:
– Szykujesz już kreację na ślub Julii? Musisz być dumna!
Poczułam gulę w gardle. – Nie jestem zaproszona – wyszeptałam.
Zofia otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i tylko poklepała mnie po ramieniu.
Wieczorami siedziałam sama w salonie i przeglądałam stare albumy. Znalazłam zdjęcie z osiemnastki Julii – obie uśmiechnięte, szczęśliwe, jakby nic nie mogło nas rozdzielić.
Tej nocy śniło mi się, że wchodzę do kościoła podczas ślubu Julii. Odwraca się do mnie i mówi: „Dlaczego przyszłaś? Prosiłam cię…” Obudził mnie własny szloch.
Dni mijały powoli. Ludzie zaczęli mnie unikać albo patrzyli ze współczuciem. Mój były mąż nawet nie zadzwonił – pewnie łatwiej mu udawać, że nie istnieję.
W dzień ślubu Julii wstałam wcześnie i poszłam na cmentarz do mamy. Usiadłam na ławce przy jej grobie i wyszeptałam:
– Mamo… gdzie popełniłam błąd? Czy byłam złą matką? Dlaczego moje dziecko mnie odrzuciło?
Wiatr poruszał liśćmi po alejkach, a ja czułam tylko pustkę.
Po południu zadzwoniła Marta:
– Jak się trzymasz? – zapytała cicho.
– Nie wiem… Czuję się tak, jakbym już nikogo nie miała – odpowiedziałam łamiącym się głosem.
– Masz mnie – powiedziała delikatnie. – I pamiętaj… Może kiedyś Julia zrozumie, ile dla niej znaczyłaś. Dzieci często doceniają rodziców dopiero później.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Patrzyłam tylko przez okno na zachodzące słońce nad dachami domów.
Tydzień później dostałam od Julii SMS-a: „Wiem, że cię zraniłam. Ale nie mogłam inaczej. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.” Nie odpisałam od razu. Nie wiedziałam, czy potrafię wybaczyć.
Może czas przyniesie odpowiedzi na pytania, których teraz nie rozumiem. Może Julia kiedyś pojmie, ile bólu może sprawić jedno zdanie wypowiedziane ze strachu przed cudzą nieszczęśliwością.
Czasem pytam samą siebie: Czy to my rodzice jesteśmy winni temu, że dzieci wybierają łatwiejszą drogę zamiast prawdy? A może jesteśmy tylko ofiarami własnych błędów, których dzieci nigdy nam nie wybaczą?
Co wy byście zrobili na moim miejscu? Przebaczyli czy zostali złamani na zawsze?