Nie chcę już być tłem w swoim własnym domu – historia Magdy i Pawła

– Paweł, ile jeszcze będziemy udawać, że to normalne? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Stałam w kuchni, oparta o blat, a on nawet nie podniósł wzroku znad gazety.

– Magda, przecież już rozmawialiśmy. Mama nie może zostać sama. – Jego ton był obojętny, jakby mówił o pogodzie.

Zacisnęłam pięści. Właśnie wróciłam z pracy, znowu musiałam przepraszać szefa za spóźnienie, bo teściowa uznała, że muszę jej pomóc przy obiedzie. Paweł był w domu cały dzień, ale to ja miałam obowiązek. Bo jestem kobietą. Bo jestem żoną. Bo „tak się robi”.

W tym domu nigdy nie byłam panią. Od ślubu minęło siedem lat, a ja wciąż czułam się jak gość. Każdy mebel, każdy obrazek na ścianie – wszystko należało do niej. Nawet zapachy – jej perfumy, jej zupa ogórkowa, jej proszek do prania. Ja byłam tylko dodatkiem.

– Paweł, ja już nie mogę tak żyć – powiedziałam cicho.

– Przesadzasz. Przecież mama jest starsza, potrzebuje nas.

– Nas? Czy mnie? Bo ty nawet nie zauważasz, kiedy ona mnie upokarza.

Z kuchni dobiegł nas głos teściowej:

– Magdo, czy mogłabyś mi przynieść herbatę? I sprawdź, czy pranie już wyschło!

Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem:

– No idź, mama prosi.

Wtedy coś we mnie pękło. Poszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Usiadłam na zimnych kafelkach i zaczęłam płakać. Cicho, żeby nikt nie usłyszał. W tej chwili nienawidziłam siebie za słabość i jego za obojętność.

Pamiętam początki – byliśmy zakochani po uszy. Paweł był czuły, zabawny, potrafił mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Ale kiedy jego ojciec zmarł nagle na zawał, wszystko się zmieniło. Teściowa zaczęła chorować na serce i Paweł uznał, że musimy się do niej wprowadzić „na chwilę”. Ta chwila trwa już siedem lat.

Próbowałam rozmawiać z nim setki razy. Proponowałam wynajem mieszkania – stać nas było bez problemu. Nawet kupno czegoś małego na kredyt. Ale Paweł zawsze miał wymówkę: „Mama sobie nie poradzi”, „Nie zostawię jej samej”, „To nasz obowiązek”.

Z czasem przestałam zapraszać znajomych – wstydziłam się tej sytuacji. Moja przyjaciółka Anka mówiła:

– Magda, ty się wykończysz! To nie jest twoje życie!

Ale co miałam zrobić? Zostawić Pawła? Zostawić dom, który nigdy nie był mój?

Najgorsze były święta. Teściowa zawsze decydowała o wszystkim: co gotujemy, jak ubieramy choinkę, kto gdzie siedzi przy stole. Moja mama przychodziła tylko na chwilę – czuła się tu obco. Ja też.

Pewnego wieczoru usiadłam z Pawłem przy stole.

– Musimy coś zmienić – powiedziałam stanowczo.

– Magda, nie zaczynaj znowu.

– Albo się wyprowadzimy i zaczniemy żyć jak rodzina, albo…

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem:

– Grozisz mi?

– Nie grożę. Po prostu już nie mam siły.

Wtedy weszła teściowa:

– O co chodzi? Znowu robisz sceny? Pawełku, nie przejmuj się nią.

Poczułam się jak dziecko w przedszkolu. Wyszłam z domu i długo chodziłam po osiedlu. Zastanawiałam się: co by było, gdybym po prostu spakowała walizkę i wyszła? Czy Paweł by za mną poszedł? Czy zostałby z mamusią?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama:

– Córeczko, słyszę po głosie, że coś jest nie tak…

Zaczęłam płakać do słuchawki.

– Mamo, ja już nie wiem, kim jestem…

Mama milczała przez chwilę.

– Magda… czasem trzeba pomyśleć o sobie. Nie możesz być szczęśliwa, jeśli ciągle rezygnujesz ze swoich marzeń.

Tej nocy długo nie spałam. Przewracałam się z boku na bok i słuchałam chrapania Pawła oraz cichego szurania kapci teściowej za ścianą. W końcu wstałam i zaczęłam pakować walizkę.

Rano Paweł patrzył na mnie jak na wariatkę:

– Co ty robisz?

– Wyjeżdżam do mamy na kilka dni. Muszę odpocząć.

– Zostawiasz mnie?

Spojrzałam mu prosto w oczy:

– Zostawiam siebie tutaj. Bo tu mnie już nie ma.

Wyszłam bez słowa pożegnania z teściową. Przez pierwsze dni u mamy czułam ulgę i strach jednocześnie. Bałam się przyszłości – czy będę umiała żyć sama? Czy Paweł będzie walczył o nas?

Dzwonił codziennie. Najpierw błagał o powrót:

– Magda, wróć! Mama płacze całymi dniami!

Potem był zły:

– Jesteś egoistką! Myślisz tylko o sobie!

A potem przestał dzwonić.

Po tygodniu przyszła wiadomość od teściowej:

„Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna. Zniszczyłaś rodzinę.”

Poczułam ulgę i żal jednocześnie. Wiedziałam jednak jedno: już nigdy nie wrócę do tamtego domu.

Dziś mija pół roku odkąd odeszłam od Pawła. Wynajmuję kawalerkę na Pradze i pierwszy raz od lat czuję się wolna. Czasem tęsknię za nim – za tym dawnym Pawłem, który potrafił mnie rozśmieszyć i przytulić bez powodu. Ale wiem też, że tamten Paweł już dawno zniknął pod ciężarem matczynej kontroli.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można kochać kogoś tak bardzo, żeby zapomnieć o sobie? Czy warto poświęcać własne szczęście dla cudzych oczekiwań?

A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?