Nic nie zapomniałam – historia o rodzinnych ranach, które nie chcą się zagoić

– Coś często biegasz do szpitala do siostry, codziennie pędzisz tam z pełnymi torbami – powiedział Andrzej, odkładając widelec na talerz z głośnym stukiem. Jego głos był chłodny, a spojrzenie pełne pretensji. Zatrzymałam się w pół ruchu, jeszcze z łyżką zupy w dłoni. Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć ostro, ale tylko westchnęłam.

– Dlaczego cię to tak irytuje? – zapytałam cicho, starając się nie patrzeć mu w oczy.

– Nie żeby aż tak, rozumiem, to twoja siostra. Ale przecież Kaśka ma też męża, nie? – Andrzej wzruszył ramionami, jakby to wszystko było takie proste. – Ty się wszystkim przejmujesz jakbyś była jedyną osobą na świecie, która może jej pomóc.

Zacisnęłam usta. Nie miał pojęcia, jak bardzo muszę tam być. Jak bardzo muszę patrzeć na Kaśkę, leżącą bezwładnie na szpitalnym łóżku, z tą samą miną co wtedy, gdy miałyśmy po dziesięć lat i pokłóciłyśmy się o lalkę. Nic nie zapomniałam. Ani jej łez, ani własnej winy.

– To moja siostra – powiedziałam tylko i wstałam od stołu. Z kuchni zabrałam torbę z rzeczami dla Kaśki: świeże piżamy, ulubione żelki, książkę, którą kiedyś jej pożyczyłam i nigdy nie oddała. Wyszłam bez słowa, zostawiając Andrzeja z jego niezadowoleniem i chłodną kolacją.

W drodze do szpitala myślałam o tym, jak bardzo wszystko się zmieniło. Kiedyś byłyśmy nierozłączne. Kaśka była moją młodszą siostrą, zawsze za mną biegała, zawsze chciała być taka jak ja. Potem przyszła dorosłość i coś się popsuło. Może to przez tę jedną kłótnię sprzed lat? Może przez to, że wtedy nie umiałam przeprosić?

W szpitalu panował półmrok i zapach środków dezynfekujących. Kaśka leżała przy oknie, blada i zmęczona. Uśmiechnęła się słabo na mój widok.

– Znowu przyszłaś – powiedziała cicho. – Nie musisz tu być codziennie.

Usiadłam przy jej łóżku i wyjęłam rzeczy z torby.

– Wiem – odpowiedziałam. – Ale chcę.

Przez chwilę milczałyśmy. Słyszałam tylko cichy szum respiratora i oddech Kaśki.

– Andrzej znowu narzeka? – spytała nagle.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Trochę. Mówi, że przesadzam.

Kaśka spojrzała na mnie uważnie.

– Może ma rację? Może powinnaś trochę odpuścić? Żyć swoim życiem?

Poczułam ukłucie żalu.

– Nie umiem – wyszeptałam. – Nie po tym wszystkim.

Kaśka odwróciła wzrok za okno. Przez chwilę patrzyła na szare niebo.

– Ty naprawdę nic nie zapomniałaś…

Zacisnęłam dłonie na kolanach.

– A ty?

Nie odpowiedziała od razu. Widziałam, jak walczy ze sobą.

– Chciałabym – powiedziała w końcu. – Ale czasem mam wrażenie, że to wszystko wraca. Tamten dzień…

Przypomniałam sobie dokładnie: miałyśmy wtedy po kilkanaście lat. Pokłóciłyśmy się o chłopaka – głupie, dziecinne sprawy. Powiedziałam jej wtedy coś okropnego, coś czego nigdy nie powinnam była powiedzieć. Ona wybiegła z domu, a potem… potem już nigdy nie było tak samo.

– Przepraszam – powiedziałam nagle. – Za tamto wszystko. Za to, że cię zraniłam.

Kaśka spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Ja też przepraszam – wyszeptała. – Ale już nie mamy czasu na żale, Aniu. Chcę tylko… żebyś była szczęśliwa.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam jej powiedzieć tyle rzeczy, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Wróciłam do domu późno wieczorem. Andrzej siedział w salonie przed telewizorem, ale wyłączył go na mój widok.

– Aniu…

Usiadłam obok niego bez słowa. Przez chwilę milczeliśmy.

– Wiem, że ci ciężko – powiedział w końcu Andrzej cicho. – Ale ja też tu jestem. Też cię potrzebuję.

Spojrzałam na niego zmęczona.

– Wiem. Przepraszam… Po prostu…

Nie dokończyłam. Przytulił mnie mocno i poczułam ulgę.

Następnego dnia znów poszłam do Kaśki. Była słabsza niż zwykle. Lekarz powiedział mi potem na korytarzu:

– Proszę się przygotować na najgorsze.

Wróciłam do sali i usiadłam przy jej łóżku.

– Pamiętasz nasze wakacje nad morzem? – spytała nagle Kaśka.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

– Jak mogłabym zapomnieć? Ty wtedy zgubiłaś klapki i płakałaś cały dzień.

Zaśmiała się cicho.

– A ty oddałaś mi swoje…

Siedziałyśmy tak długo, wspominając dzieciństwo, aż zasnęła spokojnie trzymając mnie za rękę.

Kiedy wróciłam do domu tego wieczoru, Andrzej czekał na mnie z herbatą.

– Kocham cię – powiedział tylko i pocałował mnie w czoło.

Kilka dni później Kaśka odeszła. Byłam przy niej do końca.

Dziś często wracam myślami do tych ostatnich rozmów. Do tego wszystkiego, czego nie zdążyłyśmy sobie powiedzieć przez lata milczenia i dumy. Czy można naprawdę wybaczyć sobie przeszłość? Czy można nauczyć się żyć bez żalu?