Najlepszy mąż to ten, którego nie ma – Dziennik Kamili
„Kamila, nie możesz tak żyć! Musisz w końcu wyjść do ludzi!” – głos mojej siostry Ewy odbijał się echem w pustym mieszkaniu, kiedy po raz kolejny próbowała mnie przekonać, że świat nie kończy się na czterech ścianach mojego salonu. Patrzyłam na nią przez łzy, które nawet nie chciały już spływać po policzkach – były jakby zbyt zmęczone, by płynąć. Sześć lat. Sześć długich zim, wiosen, lat i jesieni od dnia, kiedy Andrzej spakował walizkę i wyszedł. Wtedy jeszcze miałam nadzieję, że wróci. Teraz wiem, że najlepszy mąż to ten, którego nie ma.
Dziennik. Tak nazywam te moje zapiski, choć w rzeczywistości to bardziej zbiór myśli, żalów i pytań bez odpowiedzi. Czasem piszę w nocy, kiedy cisza staje się nie do zniesienia. Czasem w dzień, kiedy słońce wpada przez okno i przypomina mi o tym, że życie toczy się dalej – tylko nie dla mnie.
Moja córka, Magda, od roku mieszka w Gdańsku. Wyszła za mąż za Pawła – chłopaka z dobrego domu, który zawsze miał odpowiedź na każde pytanie. Dzwoni rzadko. Rozmowy sprowadzają się do „Mamo, wszystko w porządku”. Nikt nie pyta, czy u mnie jest w porządku. Nikt nie pyta, czy Kamili było w porządku przez te wszystkie lata.
Pamiętam dzień rozwodu jak przez mgłę. Andrzej nawet nie spojrzał mi w oczy. Sędzia mówił coś o podziale majątku, o opiece nad Magdą – wtedy jeszcze była nastolatką. Ja tylko patrzyłam na swoje dłonie i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy mogłam być lepszą żoną? A może to on powinien był być lepszym mężem?
Po rozwodzie wszystko się zmieniło. Znajomi przestali dzwonić – jakby rozwód był zaraźliwy. Rodzina Andrzeja udawała, że mnie nie zna. Moja własna matka powtarzała: „Kamila, kobieta powinna trzymać rodzinę razem”. Ale jak trzymać coś, co już dawno się rozpadło?
Przez pierwsze miesiące po rozstaniu żyłam jak automat. Praca – dom – zakupy – dom. Magda była wtedy jeszcze ze mną, ale coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Czułam jej żal, choć nigdy go nie wypowiedziała na głos. Pewnej nocy usłyszałam jej cichy płacz przez ścianę. Chciałam wejść do niej, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie miałam siły.
Kiedy Magda wyjechała na studia do Gdańska, zostałam sama. Na początku cieszyłam się jej szczęściem – nowy etap życia, nowe możliwości. Ale z każdym kolejnym tygodniem czułam coraz większą pustkę. Przestałam gotować obiady dla dwóch osób. Przestałam kupować jej ulubione jogurty. Przestałam śmiać się z jej żartów.
Ewa próbowała mnie wyciągnąć z domu na spotkania z koleżankami, na spacery po parku, nawet na randki z „porządnymi facetami”. Ale ja nie chciałam nikogo poznawać. Bałam się kolejnego rozczarowania. Bałam się znów zaufać.
Pewnego wieczoru zadzwoniła Magda.
– Mamo, wszystko w porządku – powiedziała szybko.
– A u ciebie? – zapytałam cicho.
– U mnie też… Paweł dużo pracuje…
– Tęsknię za tobą – wyrwało mi się.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Ja też… Ale muszę już kończyć.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam sygnał zakończenia rozmowy.
Wtedy poczułam się naprawdę samotna.
Zaczęłam pisać więcej. O tym, jak bardzo brakuje mi Magdy. O tym, jak bardzo boli mnie fakt, że Andrzej układa sobie życie z kimś innym – widziałam ich razem raz w sklepie spożywczym. Uśmiechali się do siebie tak, jakby nigdy nie znał mnie i naszej córki.
Czasem myślę o tym, co by było, gdybyśmy nigdy się nie rozstali. Czy byłabym szczęśliwsza? Czy Magda byłaby inna? Czy Andrzej nadal patrzyłby na mnie z tym błyskiem w oku?
Ostatnio Ewa przyniosła mi książkę o kobietach po rozwodzie.
– Przeczytaj – powiedziała stanowczo. – Może znajdziesz tam coś dla siebie.
Przeczytałam kilka stron i odłożyłam ją na półkę. Nie chciałam czytać o cudzych historiach – moja własna była wystarczająco bolesna.
Któregoś dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Magdę z walizką.
– Mamo… Mogę zostać na kilka dni? – zapytała cicho.
Nie pytałam o powód. Przytuliłam ją mocno i poczułam łzy na policzku – tym razem były to łzy ulgi.
Przez te kilka dni rozmawiałyśmy dużo. O Pawle, o Gdańsku, o jej marzeniach i lękach. Okazało się, że jej małżeństwo nie jest takie idealne jak na zdjęciach z Facebooka.
– On ciągle pracuje… Ja czuję się tam obca…
Patrzyłam na nią i widziałam siebie sprzed lat.
– Magda… Nie musisz być szczęśliwa na siłę – powiedziałam jej pewnego wieczoru.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– A ty jesteś szczęśliwa?
Nie odpowiedziałam od razu. Może pierwszy raz od lat poczułam coś na kształt nadziei.
Kiedy Magda wróciła do Gdańska, zostałam sama – ale już nie taka sama jak wcześniej. Zrozumiałam, że samotność to nie kara, tylko szansa na poznanie siebie na nowo.
Czasem myślę: czy naprawdę najlepszy mąż to ten, którego nie ma? A może najlepsza jestem ja sama dla siebie? Może warto nauczyć się być szczęśliwą bez kogoś obok? Co wy o tym sądzicie?