Moja teściowa, moje piekło: Jak pomoc zamieniła się w truciznę i rozbiła mój dom?
— Agnieszka, nie tak się przewija dziecko! — głos mojej teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stała nade mną, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc z dezaprobatą na każdy mój ruch. Byłam zmęczona, niewyspana i roztrzęsiona po kolejnej nieprzespanej nocy z naszym nowonarodzonym synem, Kubą. Mój mąż, Tomek, siedział w salonie i udawał, że nie słyszy tej sceny.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Po porodzie mama Tomka zaproponowała, że pomoże nam przez pierwsze tygodnie. „Będę tylko na chwilę, żebyście mogli odpocząć” — mówiła. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta „chwila” zamieni się w miesiące, a jej pomoc stanie się moim przekleństwem.
Początkowo byłam wdzięczna. Gotowała obiady, sprzątała, robiła zakupy. Ale z każdym dniem coraz bardziej ingerowała w nasze życie. Zaczęła krytykować moje metody karmienia, sposób ubierania Kuby, a nawet to, jak rozmawiam z Tomkiem. „Za moich czasów dzieci spały same w łóżeczku”, „Nie noś go tyle na rękach, bo się przyzwyczai” — powtarzała bez końca.
Pewnego wieczoru, kiedy próbowałam nakarmić Kubę piersią, usłyszałam zza drzwi:
— Daj mu butelkę, przecież widzisz, że się męczy!
— Mamo, proszę cię… — zaczęłam nieśmiało.
— Ja tylko chcę pomóc! — przerwała mi ostro.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Tomek nie chciał się mieszać. „Mama chce dobrze”, powtarzał. Ale ja czułam, że tracę grunt pod nogami. Każda moja decyzja była podważana. Zaczęłam unikać własnej kuchni, bo tam zawsze czekała teściowa z kolejną radą lub kąśliwym komentarzem.
Najgorsze były wieczory. Kiedy Kuba w końcu zasypiał, ja płakałam w łazience. Czułam się jak intruz we własnym domu. Moja mama mieszkała daleko i mogła tylko pocieszać mnie przez telefon: „Agnieszko, musisz rozmawiać z Tomkiem”. Ale jak rozmawiać z kimś, kto nie widzi problemu?
Pewnego dnia wybuchłam. Teściowa znów krytykowała mnie przy Tomku:
— Twoja żona nie potrafi nawet ugotować porządnej zupy dla dziecka!
— Dość! — krzyknęłam. — To jest mój dom i moje dziecko!
Zapadła cisza. Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem:
— Przesadzasz, Aga. Mama tylko chce pomóc.
Wtedy coś we mnie pękło. Przestałam walczyć. Zaczęłam zamykać się w sobie. Przestałam rozmawiać z Tomkiem o swoich uczuciach. On coraz częściej wychodził z domu „na siłownię” lub „do kolegi”. Zostawałam sama z dzieckiem i teściową.
Z czasem nasze małżeństwo zaczęło się sypać. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać o czymkolwiek poza sprawami Kuby. Każda próba szczerej rozmowy kończyła się kłótnią lub milczeniem. Czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnej nocy Kuba dostał gorączki. Byłam przerażona. Teściowa oczywiście wiedziała lepiej:
— To przez twoje karmienie! Dziecko jest głodne i słabe!
Zadzwoniłam do pediatry i pojechałam z Kubą do szpitala sama. Tomek nawet nie zapytał, czy potrzebuję pomocy.
Po powrocie do domu podjęłam decyzję: muszę coś zmienić. Zaczęłam szukać mieszkania do wynajęcia. Wiedziałam, że jeśli zostanę tu dłużej, zwariuję.
Kiedy powiedziałam Tomkowi o swojej decyzji, był w szoku:
— Chcesz mnie zostawić przez moją matkę?
— Nie przez nią — odpowiedziałam cicho — przez nas. Bo pozwoliłeś jej wejść między nas.
Wyprowadziłam się z Kubą do małego mieszkania na obrzeżach miasta. Było ciasno i skromnie, ale pierwszy raz od miesięcy mogłam oddychać pełną piersią. Zaczęłam powoli odzyskiwać siebie.
Tomek odwiedzał Kubę raz w tygodniu. Czasem próbował ze mną rozmawiać:
— Może spróbujemy jeszcze raz? Mama już się wyprowadziła…
Ale ja już nie potrafiłam mu zaufać.
Często zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była walczyć bardziej? Czy to ja byłam zbyt słaba? A może są sytuacje, w których trzeba po prostu odejść?
Czy każda pomoc jest naprawdę pomocą? A może czasem trzeba umieć powiedzieć „dość”, zanim będzie za późno?