Mój syn i jego żona: Kiedy rodzina pęka w szwach – wyznanie matki, która nie potrafi już milczeć
– Piotr, znowu nie wyniosłeś śmieci! – głos Magdy rozbrzmiał w kuchni tak głośno, że aż zatrzymałam się w korytarzu. Stałam z torbą zakupów, słysząc, jak mój syn cicho przeprasza. – Przepraszam, zaraz to zrobię – odpowiedział, ale w jego głosie nie było już życia.
Zawsze myślałam, że rodzina to najważniejsze, że jeśli będę wspierać dzieci, one będą szczęśliwe. Ale od kiedy Piotr ożenił się z Magdą, wszystko się zmieniło. On – mój ukochany syn, zawsze uśmiechnięty, pomocny, pełen energii – teraz chodził przygarbiony, zgaszony. Magda była inna niż sobie wyobrażałam dla niego żonę: wymagająca, chłodna, wiecznie niezadowolona. I choć próbowałam nie oceniać, coraz trudniej było mi patrzeć na to, co się dzieje.
Pamiętam dzień ich ślubu. Piotr miał łzy w oczach ze wzruszenia, a ja byłam dumna. „Mamo, ona jest wyjątkowa” – szeptał mi wtedy do ucha. Wierzyłam mu. Ale już po kilku miesiącach widziałam, jak gaśnie. Magda zaczęła rządzić domem twardą ręką. Piotr gotował obiady, sprzątał, robił zakupy, a ona… narzekała. „Nie tak posprzątałeś łazienkę”, „Znowu zapomniałeś o moim mleku bez laktozy”.
Próbowałam rozmawiać z Piotrem. – Synku, wszystko w porządku? – pytałam delikatnie podczas naszych krótkich spotkań. – Tak, mamo, wszystko dobrze – odpowiadał zawsze z wymuszonym uśmiechem. Ale widziałam jego oczy. Oczy człowieka zmęczonego życiem.
Najgorsze były święta. Magda przychodziła do nas tylko dlatego, że „tak wypada”. Siedziała przy stole z telefonem w ręku, rzucała krótkie uwagi o tym, że barszcz jest za słony albo że pierogi są za grube. Piotr próbował łagodzić sytuację: – Magda, mama się starała… Ale ona tylko przewracała oczami.
W końcu przyszedł dzień, kiedy nie wytrzymałam. Było lato, upalny dzień. Przyszłam do nich z ciastem. Zastałam Piotra myjącego okna na balkonie. Magda siedziała na kanapie i oglądała seriale na laptopie.
– Piotrze, może odpoczniesz? – zaproponowałam cicho.
– Nie mogę, Magda chce mieć czyste okna przed wizytą koleżanki – odpowiedział szeptem.
– A może byście podzielili się obowiązkami? – nie wytrzymałam.
Magda spojrzała na mnie chłodno:
– Pani Marto, to nasza sprawa.
Zrobiło mi się gorąco ze wstydu i złości. Chciałam coś powiedzieć, ale Piotr tylko pokręcił głową i wrócił do pracy.
Od tamtej pory nasze relacje się ochłodziły. Magda coraz rzadziej pozwalała Piotrowi odwiedzać mnie samemu. Zawsze była obok – jakby pilnowała go przed własną matką. Czułam się bezradna.
Pewnej nocy nie mogłam spać. Myśli krążyły wokół Piotra. Czy powinnam interweniować? Czy mam prawo wtrącać się w ich małżeństwo? A jeśli przez to stracę syna na zawsze? Ale jak mogę patrzeć na jego cierpienie?
W końcu postanowiłam działać. Zadzwoniłam do niego:
– Synku, musimy porozmawiać.
Spotkaliśmy się w parku. Siedzieliśmy na ławce pod starym dębem.
– Mamo… wiem, co chcesz powiedzieć – zaczął pierwszy.
– Nie chcę cię stracić – wyszeptałam.
Piotr spuścił głowę.
– Czuję się… jakby mnie nie było. Robię wszystko, żeby Magda była zadowolona, ale nigdy nie jest. Boję się jej sprzeciwić.
Objęłam go mocno.
– Jesteś dobrym człowiekiem. Zasługujesz na szacunek i miłość.
Piotr popłakał się jak dziecko.
Po tej rozmowie coś się zmieniło. Piotr zaczął częściej do mnie dzwonić. Czasem przychodził sam – choć Magda była wtedy wściekła. Zaczęliśmy rozmawiać o terapii dla par. On bał się reakcji żony, ale wiedział już, że musi coś zmienić.
Niestety, kiedy Magda dowiedziała się o naszych rozmowach, wybuchła awantura. Zadzwoniła do mnie:
– Pani Marto! Proszę się nie wtrącać! To przez panią Piotr chce mnie zostawić!
Byłam roztrzęsiona. Bałam się o syna i o to, co będzie dalej.
Dziś wiem jedno: czasem miłość matki to za mało, by uratować dorosłe dziecko przed złymi wyborami. Ale czy powinnam była milczeć? Czy lepiej patrzeć bezczynnie na cierpienie bliskich?
Czasem pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą matką i jednocześnie nie stracić własnego dziecka przez to, że chce się je chronić? Co wy byście zrobili na moim miejscu?