Mój ojciec, moja decyzja: Czy można wybaczyć przeszłość, gdy życie wisi na włosku?

– Marta, musisz to zrobić. On jest twoim ojcem! – głos mamy drżał, a jej oczy błyszczały od łez. Stałam w kuchni, oparta o blat, ściskając filiżankę tak mocno, że aż bolały mnie palce. Za oknem padał deszcz, a krople spływały po szybie jak łzy, których nie chciałam już więcej wylewać.

– Mamo, on przez lata… – zaczęłam, ale przerwała mi gwałtownie.

– To było dawno! Ludzie się zmieniają! Teraz potrzebuje twojej pomocy. – Jej głos był coraz bardziej rozpaczliwy.

Wtedy wszedł on. Ojciec. Andrzej Nowak. Mężczyzna, który przez całe moje dzieciństwo był dla mnie postrachem. Jego kroki zawsze zwiastowały kłopoty. Pamiętam te wieczory, gdy wracał z pracy – zmęczony, rozdrażniony, z butelką w ręku. Pamiętam krzyki, trzaskanie drzwiami, płacz mamy i mój własny strach, który ściskał mnie za gardło.

Teraz stał przede mną – schorowany, wychudzony, z oczami pełnymi błagania. – Marta… wiem, że nie byłem dobrym ojcem. Ale proszę cię… – jego głos się załamał. – Lekarze mówią, że tylko przeszczep może mnie uratować.

Czułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez lata próbowałam zapomnieć. Terapia, rozmowy z przyjaciółmi, wyjazd na studia do Krakowa – wszystko po to, by odciąć się od przeszłości. A teraz ona wróciła z całą mocą.

– Nie wiem, czy potrafię… – wyszeptałam. – Nie wiem nawet, czy chcę.

Mama zaczęła płakać głośniej. Ojciec spuścił głowę. W tej chwili poczułam się jak najgorszy człowiek na świecie.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra – Ania. Zawsze była tą silniejszą z nas dwóch. – Marta, musisz mu pomóc. On naprawdę się zmienił. Przestał pić, chodzi do kościoła… Przecież nie możesz go skazać na śmierć!

– A kto mnie ratował wtedy? Kiedy chowałyśmy się pod stołem? Kiedy mama miała siniaki na twarzy? – wybuchłam.

– To już przeszłość! – krzyknęła Ania i rozłączyła się.

Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: zapach wódki, dźwięk tłuczonego szkła, cichy szloch mamy za ścianą. Ale też te rzadkie chwile, kiedy ojciec zabierał nas na lody albo pomagał mi z matematyką. Czy to wystarczyło, by wymazać resztę?

Następnego dnia poszłam do pracy jak zombie. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła mój stan.

– Co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała coś, co utkwiło mi w głowie:

– Masz prawo postawić granicę. To twoje ciało i twoje życie.

Ale czy naprawdę miałam prawo odmówić? Czy nie byłabym wtedy taka sama jak on – obojętna na cudze cierpienie?

W weekend pojechałam do rodzinnego domu w Radomiu. Mama przygotowała rosół – jak zawsze na specjalne okazje. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Ojciec patrzył na mnie z nadzieją i strachem jednocześnie.

– Marta… ja wiem, że nie zasługuję na twoją pomoc. Ale proszę cię… spróbuj mi wybaczyć – powiedział cicho.

Zobaczyłam łzy w jego oczach. Po raz pierwszy w życiu widziałam go takiego bezbronnego.

– Nie wiem, czy potrafię wybaczyć – odpowiedziałam szczerze. – Ale nie chcę też żyć z poczuciem winy do końca życia.

Mama zaczęła mówić o rodzinie, o przebaczeniu, o tym, że każdy zasługuje na drugą szansę. Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona.

Wieczorem wyszłam na spacer po starym osiedlu. Wspomnienia wracały falami: dzieciństwo pełne lęku i niepewności przeplatało się z obrazami zwykłych dni – szkoła podstawowa nr 12, sklepik spożywczy pani Zosi, pierwsza miłość do chłopaka z sąsiedztwa.

Wróciłam do domu i podjęłam decyzję.

Następnego dnia powiedziałam rodzicom:

– Zgadzam się na badania zgodności. Ale jeśli okaże się, że mogę być dawcą… muszę mieć pewność, że to nie będzie tylko przeszczep nerki. Chcę terapii rodzinnej. Chcę usłyszeć przeprosiny – prawdziwe przeprosiny.

Ojciec skinął głową. Mama zaczęła dziękować Bogu na głos.

Badania trwały kilka tygodni. Okazało się, że jestem zgodna jako dawca. Przed operacją spotkaliśmy się kilka razy z psychologiem rodzinnym. Ojciec płakał podczas każdej sesji. Przepraszał za wszystko – za strach, za przemoc, za to, że nie był ojcem ani mężem.

Oddałam mu nerkę.

Po operacji długo dochodziłam do siebie – fizycznie i psychicznie. Rodzina była wdzięczna, ale ja czułam pustkę i żal. Czy to wystarczyło? Czy można naprawić tyle lat bólu jednym gestem?

Ojciec rzeczywiście się zmienił. Zaczął angażować się w życie rodzinne, pomagać mamie w domu, dzwonić do mnie co tydzień z pytaniem o zdrowie.

Ale relacja między nami już nigdy nie była taka sama jak kiedyś – ani pełna lęku, ani pełna miłości. Była nowa: oparta na prawdzie i trudnych rozmowach.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy zrobiłam to dla niego czy dla siebie? Czy można naprawdę wybaczyć przeszłość? A Wy… co byście zrobili na moim miejscu?