Miłość na przekór burzom: Jak była żona mojego chłopaka próbowała nas rozdzielić

– Znowu przyszła ta kobieta? – usłyszałam głos mojej mamy zza drzwi kuchni, kiedy wróciłam do domu późnym wieczorem. W rękach ściskałam kopertę z czynszem, którą właśnie odebrałam od Jakuba. Mój brat, Paweł, wynajmował mu mieszkanie na parterze naszego bloku. To miał być zwykły dzień, ale od kiedy poznałam Jakuba, nic nie było już zwyczajne.

Pamiętam ten pierwszy wieczór, kiedy po raz pierwszy rozmawialiśmy dłużej. Siedzieliśmy na schodach przed blokiem, śmiejąc się z absurdalnych historii o sąsiadach. Był ciepły czerwcowy wieczór, a ja czułam się przy nim lekko, jakbym znowu miała osiemnaście lat. Zaczęliśmy się spotykać – najpierw nieśmiało, potem coraz częściej. Moja rodzina patrzyła na to z dystansem. „On jest po rozwodzie, ma dziecko,” powtarzała mama. Ale ja widziałam w nim coś więcej niż tylko „rozwodnika”.

Wszystko zmieniło się, kiedy pojawiła się ona – Marta, była żona Jakuba. Z początku wydawało mi się, że jest po prostu zazdrosna. Ale szybko okazało się, że jej obecność w naszym życiu będzie czymś więcej niż tylko cieniem przeszłości. Najpierw były telefony – długie rozmowy o córce, Zosi. Potem zaczęły się pretensje: że Jakub nie odbiera telefonu wystarczająco szybko, że nie płaci na czas alimentów (choć zawsze płacił), że „ta nowa” (czyli ja) nie powinna mieć kontaktu z ich dzieckiem.

Pewnego dnia Marta przyszła do mieszkania Jakuba bez zapowiedzi. Byłam tam wtedy – gotowałam obiad dla nas i Zosi, która miała spędzić z nami weekend. Marta weszła bez pukania, rzuciła mi lodowate spojrzenie i powiedziała: – Nie życzę sobie, żebyś wychowywała MOJE dziecko. Zosia schowała się za moimi plecami, a Jakub próbował załagodzić sytuację. – Marto, proszę cię… – zaczął spokojnie, ale ona nie słuchała.

Po tej scenie długo nie mogłam dojść do siebie. Czułam się jak intruz w czyimś życiu. Wieczorami płakałam w poduszkę i zastanawiałam się, czy mam prawo być szczęśliwa z kimś, kto niesie taki bagaż przeszłości. Jakub widział mój smutek. – Przepraszam cię za to wszystko – mówił cicho. – Ale nie chcę cię stracić.

Najgorsze były weekendy z Zosią. Marta potrafiła zadzwonić w środku nocy i żądać, żeby Jakub natychmiast odwiózł córkę do niej, bo „źle się czuje” albo „coś jej się śniło”. Czułam się bezsilna wobec tej manipulacji. Zosia była cudowna – mądra, wrażliwa dziewczynka, która coraz bardziej przywiązywała się do mnie. Ale każda nasza wspólna chwila była podszyta lękiem, że zaraz zadzwoni Marta i wszystko zniszczy.

Moja rodzina zaczęła naciskać: – Po co ci to? Znajdź sobie kogoś wolnego, bez dzieci i byłych żon! Ale ja już byłam zakochana po uszy. Wiedziałam jednak, że muszę postawić granice.

Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Marty. – Chciałabym porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem. Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko szkoły Zosi. Marta patrzyła na mnie z niechęcią.

– Nie chcę być twoją wrogiem – zaczęłam spokojnie. – Kocham Jakuba i zależy mi na Zosi. Nie chcę jej zabierać matki ani zastępować cię w jej życiu.

Marta milczała długo, po czym wybuchła: – Ty nic nie rozumiesz! On mnie zostawił dla ciebie! Wszystko przez ciebie!

To był szok. Przecież poznałam Jakuba długo po ich rozstaniu… Próbowałam tłumaczyć, ale ona nie chciała słuchać.

Po tej rozmowie było jeszcze gorzej. Marta zaczęła rozpuszczać plotki na mój temat wśród sąsiadów i znajomych ze szkoły Zosi. Słyszałam szepty na klatce schodowej: „To ta nowa od Jakuba…” Czułam się osaczona i samotna.

Wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego. Zosia zachorowała na grypę i musiała zostać kilka dni u nas, bo Marta wyjechała służbowo do Warszawy. Spędziłyśmy razem dużo czasu – czytałyśmy książki, piekłyśmy ciasto, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Wieczorem Zosia przytuliła się do mnie i powiedziała: – Lubię być z tobą. Jesteś fajna.

Te słowa dały mi siłę. Zrozumiałam wtedy, że nie mogę pozwolić Marcie zniszczyć tego, co budujemy z Jakubem i Zosią.

Z czasem sytuacja zaczęła się powoli uspokajać. Marta znalazła nowego partnera i przestała interesować się naszym życiem tak obsesyjnie jak wcześniej. Ja i Jakub przeszliśmy przez piekło zazdrości i manipulacji, ale wyszliśmy z tego silniejsi.

Dziś wiem jedno: miłość to nie tylko romantyczne chwile i motyle w brzuchu. To także walka o siebie nawzajem w najtrudniejszych momentach. Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie wytrzymać dla prawdziwego uczucia? Czy warto ryzykować wszystko dla miłości? Może ktoś z was zna odpowiedź…