Miłość na próbę: Gorzka lekcja matki

— Jagoda, śpisz, leniucha? — głos mamy brzmiał dziś jakoś inaczej, zbyt lekko, jakby coś ukrywała. Spojrzałam na zegarek – 6:17. Zawsze dzwoniła wcześnie, ale tym razem czułam niepokój.

— Nie śpię już, mamo. Co się stało? — zapytałam, próbując ukryć ziewnięcie.

— Włożyłam właśnie ciasto do pieca. Jutro zapraszam was oboje – ciebie i Tomka. Musimy pogadać. Nie, nie o ogródku. O testament! — zaśmiała się krótko, ale w jej głosie wyczułam nutę napięcia.

Testament? Przez chwilę poczułam lodowaty dreszcz na plecach. Mama zawsze była zdrowa jak koń, energiczna, nie do zdarcia. Ostatnio jednak coraz częściej mówiła o śmierci, o przemijaniu. Zbywaliśmy to z Tomkiem żartami, bo przecież mama nie mogła być chora. Przecież nie ona.

Następnego dnia w domu rodzinnym panowała dziwna atmosfera. Mama krzątała się po kuchni, jakby nic się nie stało, ale jej oczy były podkrążone. Tomek przyszedł spóźniony, jak zwykle z telefonem przy uchu.

— No to co z tym testamentem? — rzucił od progu, uśmiechając się szeroko.

Mama usiadła ciężko przy stole i spojrzała na nas poważnie.

— Dzieci, muszę wam coś powiedzieć. Byłam u lekarza. Wyniki nie są dobre. — Jej głos zadrżał. — Mam raka.

Cisza przecięła powietrze jak nóż. Poczułam, jak świat mi się wali. Tomek zbladł.

— Mamo… — wyszeptałam, łapiąc ją za rękę.

— Nie chcę litości — przerwała mi ostro. — Chcę tylko wiedzieć, że mogę na was liczyć. Że mnie kochacie.

Tomek spuścił wzrok. Ja czułam łzy pod powiekami.

Przez kolejne tygodnie wszystko się zmieniło. Mama nagle potrzebowała pomocy – w zakupach, w sprzątaniu, w codziennych sprawach. Ja rzuciłam pracę na pół etatu i jeździłam do niej codziennie po pracy. Gotowałam, sprzątałam, słuchałam jej opowieści o dawnych czasach. Tomek wpadał raz na tydzień, czasem dwa – zawsze w biegu, zawsze z wymówką.

— Jagoda, przesadzasz — mówił mi przez telefon. — Mama jest silna. Poradzi sobie.

Ale ja widziałam jej strach w oczach, kiedy zasypiała wieczorem.

Któregoś dnia mama poprosiła mnie o rozmowę.

— Jagódko… Wiem, że masz swoje życie. Nie chcę ci przeszkadzać…

— Mamo! Jesteś najważniejsza! — przerwałam jej gwałtownie.

Uśmiechnęła się smutno.

— A Tomek? On też mnie kocha?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Minął miesiąc. Mama coraz częściej wspominała o testamencie. Pytała mnie o moje plany na przyszłość, o mieszkanie, o dzieci. Czułam się rozdarta – chciałam być przy niej, ale miałam też swoje życie i narzeczonego, który coraz bardziej narzekał na moją nieobecność.

Pewnego wieczoru Tomek zadzwonił do mnie pijany.

— Jagoda… Ty zawsze byłaś tą lepszą córką… Ja nie umiem być taki jak ty…

— Tomek! To nie konkurs! To nasza mama!

Rozłączył się bez słowa.

W końcu nadszedł dzień prawdy. Mama poprosiła nas oboje do siebie.

— Dzieci… Muszę wam coś wyznać — zaczęła cicho. — Nie jestem chora.

Zamarliśmy.

— Co?!

— Chciałam tylko wiedzieć… które z was naprawdę mnie kocha. Które zostanie przy mnie nie dlatego, że musi… ale dlatego, że chce.

Poczułam, jak ogarnia mnie fala gniewu i ulgi jednocześnie.

— Mamo! Jak mogłaś?!

Tomek wybuchnął śmiechem przez łzy.

— Wiedziałem! Wiedziałem, że coś tu nie gra!

Mama patrzyła na nas długo i uważnie.

— Teraz już wiem wszystko — powiedziała cicho.

Wyszłam z domu roztrzęsiona. Czułam się oszukana i wykorzystana. Przez kolejne dni nie odbierałam od niej telefonu. Tomek przyszedł do mnie wieczorem z butelką wina.

— Wiesz… Może mama przesadziła… Ale przynajmniej wiemy teraz, kto jest kim w tej rodzinie.

Spojrzałam na niego ze złością.

— A może po prostu każdy z nas kocha inaczej? Może nie da się tego zmierzyć?

Nie odpowiedział. Piliśmy wino w milczeniu.

Dziś minęły trzy miesiące od tamtej rozmowy. Mama próbuje naprawić nasze relacje – zaprasza nas na obiady, wysyła wiadomości pełne serduszek i uśmiechów. Ale coś pękło na zawsze. Zaufanie trudno odbudować.

Czasem zastanawiam się: czy miłość naprawdę można wystawić na próbę? Czy warto ryzykować wszystko dla jednej odpowiedzi? Może są pytania, których lepiej nigdy nie zadawać…