Miłość, której nie wystarczyło na wesele: Historia matki i córki

Stałam w salonie, przyciskając dłonie do piersi, gdy Kasia, moja jedyna córka, weszła do mieszkania razem z przyszłym mężem. Była spięta, jej twarz wyrażała rozczarowanie i jakąś głęboką urazę. Wydawało mi się, że znam każdy jej wzrok. Ale tego wieczoru zobaczyłam w jej oczach coś obcego. Jakby przede mną stała nie moje ukochane dziecko, ale ktoś zupełnie inny – ktoś, kto przyszedł tu po wyrok.

– Mamo, musimy porozmawiać – powiedziała chłodno, nawet nie zdejmując płaszcza. Michał stał za nią, milczący, z rękami w kieszeniach. Czułam, jak serce zaczyna mi walić. Zawsze bałam się takich rozmów – tych, które zaczynają się od „musimy porozmawiać”.

– Kasiu, co się stało? – zapytałam cicho, próbując złapać jej wzrok.

– Wiesz dobrze, co się stało – odpowiedziała ostro. – Rozmawiałyśmy o ślubie. O tym, że nie możesz nam pomóc. Że nie masz pieniędzy.

Zrobiło mi się gorąco. Przez chwilę miałam ochotę uciec do kuchni, schować się za drzwiami i udawać, że to wszystko mnie nie dotyczy. Ale nie mogłam. To była moja córka. Moja jedyna córka.

– Kasiu… Ja naprawdę chciałabym wam pomóc. Wiesz o tym. Ale po śmierci taty… Zostałam sama z kredytem, z rachunkami…

– Zawsze są jakieś wymówki! – przerwała mi gwałtownie. – Inni rodzice potrafią znaleźć pieniądze na wesele swoich dzieci! Nawet jeśli muszą się zadłużyć!

Michał spuścił głowę. Widziałam, że jest mu niezręcznie. Ale Kasia była nieugięta. Jej głos drżał od emocji.

– Myślałam, że chociaż raz postawisz mnie na pierwszym miejscu – powiedziała cicho. – Ale ty zawsze masz ważniejsze sprawy.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam jej powiedzieć, że przez całe życie starałam się być dla niej najlepszą matką. Że poświęcałam się dla niej, odkąd została sama ze mną po śmierci ojca. Że pracowałam na dwa etaty, żeby miała wszystko, czego potrzebuje. Ale te słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Kasiu…

– Nie! – krzyknęła nagle. – Nie chcę tego słuchać! Nie chcę twoich tłumaczeń!

Odwróciła się na pięcie i wybiegła z mieszkania. Michał spojrzał na mnie przepraszająco i bez słowa poszedł za nią.

Zostałam sama w pustym salonie. Przez chwilę stałam nieruchomo, słuchając ciszy, która nagle zrobiła się nieznośna. Potem usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko.

Przez następne dni próbowałam do niej dzwonić. Pisałam wiadomości – długie, pełne miłości i przeprosin. Odpowiedziała tylko raz: „Nie rozumiesz mnie i nigdy nie zrozumiesz”.

Nie spałam po nocach. W pracy byłam jak cień samej siebie. Koleżanki pytały, co się dzieje, ale nie potrafiłam im odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć komuś, że twoje własne dziecko odwróciło się od ciebie przez pieniądze? Przez coś tak przyziemnego?

Wspominałam nasze wspólne chwile: jak uczyłam ją jeździć na rowerze w parku Skaryszewskim; jak razem piekłyśmy pierniki na święta; jak tuliła się do mnie po koszmarach nocnych. Gdzie podziała się ta bliskość? Kiedy zamieniła się w żal i pretensje?

Minęły tygodnie. Kasia nie odzywała się do mnie wcale. Dowiedziałam się od sąsiadki, że ślub odbędzie się bez mojego udziału – skromny, tylko dla najbliższych znajomych Michała.

W dniu ślubu siedziałam sama przy stole w kuchni i patrzyłam na stare zdjęcia Kasi z dzieciństwa. Każde z nich przypominało mi o tym, ile dla mnie znaczyła – i jak bardzo ją zawiodłam.

Wieczorem zadzwonił telefon. To była moja siostra Ania.

– Ela… słyszałam o Kasi – powiedziała cicho. – Może powinnaś pojechać do niej? Spróbować jeszcze raz?

– Nie wiem już, co robić – odpowiedziałam zrozpaczona. – Ona mnie nienawidzi.

– To twoja córka – przypomniała mi Ania łagodnie. – Nawet jeśli teraz jest zła… kiedyś zrozumie.

Ale czy naprawdę tak będzie? Czy kiedykolwiek mi wybaczy? Czy ja sama sobie wybaczę?

Mijały kolejne miesiące. Życie toczyło się dalej – praca, zakupy, samotne wieczory przed telewizorem. Czasem widywałam Kasię z daleka na ulicy – zawsze w pośpiechu, zawsze z Michałem u boku. Nigdy nie spojrzała w moją stronę.

W święta wysłałam jej kartkę z życzeniami i krótkim listem: „Kocham cię zawsze, bez względu na wszystko”. Nie odpowiedziała.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Może powinnam była pożyczyć pieniądze od znajomych? Może powinnam była sprzedać obrączkę po mężu? Ale czy to naprawdę rozwiązałoby nasz problem? Czy pieniądze mogą naprawić to, co pękło między nami?

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na światła Warszawy za szybą. Myślę o Kasi i o tym wszystkim, co nas rozdzieliło. Czy kiedyś jeszcze usiądziemy razem przy stole? Czy znajdziemy drogę powrotną do siebie?

Może miłość matki nigdy nie wystarcza… A może to właśnie ona jest najtrudniejsza do przyjęcia? Co byście zrobili na moim miejscu?