Między Siostrami: Walka o Dom i Godność

– Bożenka, miej litość, masz już cztery mieszkania, po co ci jeszcze jedno? A my z mamą mamy iść pod most? – mój głos drżał, a łzy napływały mi do oczu. Stałyśmy naprzeciw siebie w kuchni naszego starego mieszkania na Pradze, gdzie ściany pamiętały jeszcze śmiech ojca i zapach niedzielnych obiadów. Bożena patrzyła na mnie chłodno, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi.

– To nie twoja sprawa, Anka. Wszystko jest zgodnie z prawem. Tata zapisał mieszkanie na mnie. Ty masz swój pokój, możesz sobie znaleźć coś innego – odpowiedziała spokojnie, z tym swoim wyuczonym uśmiechem, który zawsze doprowadzał mnie do szału.

Mama siedziała przy stole, skulona, jakby chciała zniknąć. Jej dłonie drżały, a oczy były czerwone od płaczu. – Bożenko, proszę cię… To jest nasz dom. Gdzie ja pójdę? – wyszeptała.

Bożena wzruszyła ramionami. – Mamo, przecież mogę wam pomóc znaleźć coś mniejszego. To mieszkanie jest za duże dla was dwóch. Ja mam swoje plany.

Wtedy poczułam w sobie gniew, jakiego nigdy wcześniej nie znałam. Przecież Bożena miała już cztery mieszkania! Jedno na Mokotowie, dwa na Woli i kawalerkę w centrum. Wynajmowała je za niemałe pieniądze, a mimo to chciała odebrać nam ostatni kąt.

– Po co ci jeszcze jedno? – krzyknęłam. – Chcesz nas wyrzucić na bruk? To jest dom rodzinny! Tu się wychowałyśmy!

– Anka, nie dramatyzuj. To tylko mieszkanie – powiedziała zimno.

Wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami. W pokoju rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Przez głowę przelatywały mi wspomnienia: jak z Bożeną bawiłyśmy się w chowanego w tym mieszkaniu, jak mama piekła szarlotkę na imieniny taty, jak razem siedziałyśmy przy stole podczas Wigilii. Teraz to wszystko miało się skończyć przez chciwość mojej własnej siostry.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą. Mama chodziła jak cień samej siebie, a Bożena przychodziła tylko po dokumenty i rzeczy, nie patrząc nam w oczy. Próbowałam rozmawiać z nią spokojnie, tłumaczyć, że mama jest schorowana i nie poradzi sobie sama w nowym miejscu. Ale Bożena była nieugięta.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:

– Nie wiem, co robić, Haniu… Bożena chce nas wyrzucić… Tak, wiem, że to jej prawo… Ale gdzie ja pójdę? Anka też nie ma pieniędzy…

Zacisnęłam pięści. Musiałam coś zrobić. Zaczęłam szukać pomocy u znajomych prawników, pytać o możliwość podważenia testamentu taty. Okazało się jednak, że wszystko było zgodne z prawem – tata rzeczywiście zapisał mieszkanie Bożenie, bo wierzył, że ona się nami zaopiekuje. Nie przewidział tylko tego, jak bardzo pieniądze mogą zmienić człowieka.

Pewnego dnia Bożena przyszła z nowym partnerem – wysokim mężczyzną w garniturze. Przedstawiła go jako Marka.

– Marek jest deweloperem – powiedziała z dumą. – Pomoże mi sprzedać to mieszkanie szybko i bez problemów.

– Sprzedać?! – wykrzyknęłam. – Nawet nie dasz nam czasu się wyprowadzić?

Marek spojrzał na mnie z politowaniem:

– Proszę pani, takie są realia rynku. Im szybciej się państwo wyprowadzą, tym lepiej dla wszystkich.

Mama zaczęła płakać głośno. Wtedy coś we mnie pękło.

– Bożena! Przysięgałaś tacie na pogrzebie, że się nami zaopiekujesz! – krzyknęłam przez łzy.

Bożena spuściła wzrok na chwilę, ale zaraz znów przybrała swoją maskę obojętności.

– Czasy się zmieniły, Anka. Muszę myśleć o sobie.

Wyszłam z domu i długo chodziłam po mieście bez celu. Warszawa wydawała mi się wtedy obca i zimna jak nigdy wcześniej. Zastanawiałam się, gdzie popełniłyśmy błąd jako rodzina. Czy to pieniądze naprawdę są ważniejsze niż więzi? Czy dom to tylko ściany i dach nad głową?

Wróciłam późno w nocy. Mama siedziała przy oknie i patrzyła w ciemność.

– Aniu… Może lepiej się poddać? Nie mam już siły walczyć…

Przytuliłam ją mocno.

– Nie pozwolę jej nas wyrzucić. Znajdę jakiś sposób.

Następnego dnia poszłam do sądu rodzinnego zapytać o mediację. Sędzia spojrzał na mnie ze współczuciem:

– Niestety, jeśli testament jest ważny… Ale może spróbujcie porozmawiać jeszcze raz? Czasem rodzina potrafi się dogadać.

Zorganizowałam spotkanie u notariusza. Bożena przyszła niechętnie.

– Czego jeszcze chcesz? – zapytała zirytowana.

– Chcę tylko trochę czasu. Daj nam pół roku na znalezienie innego mieszkania dla mamy. Pomóż jej finansowo na start. Przecież jesteśmy rodziną…

Bożena milczała długo. W końcu westchnęła:

– Dobrze. Ale to ostatni raz ci ustępuję.

Pół roku minęło szybko. Znalazłyśmy z mamą małe dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta. Nie było już tam wspomnień ani zapachu szarlotki mamy, ale przynajmniej miałyśmy siebie.

Bożena sprzedała nasze dawne mieszkanie za ogromne pieniądze i słuch o niej zaginął na długie miesiące. Czasem widuję ją w telewizji śniadaniowej jako „ekspertkę od nieruchomości”. Patrzę wtedy na jej uśmiechniętą twarz i zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić rodzinę dla pieniędzy?

Czy dom to tylko miejsce zamieszkania? A może to ludzie tworzą dom – nawet jeśli muszą zaczynać wszystko od nowa? Co wy byście zrobili na moim miejscu?