Między dwoma kobietami: Historia Krzysztofa, Aliny i Mirosławy
– Mamo, oddaj mi klucze do mieszkania. Przez ciebie Alina wraca później, prawie nie widuję żony – powiedziałem to pierwszy raz na głos, choć w głowie powtarzałem te słowa od tygodni. Moja matka spojrzała na mnie z takim wyrzutem, jakby właśnie usłyszała, że przestałem być jej synem.
– Krzysiu, co ty opowiadasz? Przecież ja tylko chcę wam pomóc! – jej głos drżał, a ja poczułem się jak zdrajca.
W tym momencie Alina weszła do przedpokoju. Miała podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Spojrzała na mnie z nadzieją, ale też z rezygnacją. Od miesięcy prosiła mnie, żebym porozmawiał z mamą. Zawsze ją zbywałem: „To tylko kilka minut dziennie”, „Mama się martwi”, „Nie przesadzaj”. Ale teraz, kiedy od tygodnia siedziałem na urlopie w domu i widziałem, jak mama codziennie po piątej przekracza próg naszego mieszkania, jak zagląda do szafek, sprawdza pranie, komentuje porządek i obiad – poczułem się jak intruz we własnym domu.
Alina rzuciła torbę na podłogę i bez słowa poszła do kuchni. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Widzisz? Nawet się nie przywitała. Co za czasy…
Zacisnąłem pięści. Przez lata byłem przekonany, że mama chce dobrze. W końcu wychowała mnie sama po śmierci taty. Zawsze powtarzała: „Rodzina to świętość”. Ale czy rodzina to nie też szacunek do granic drugiego człowieka?
W weekendy bywało jeszcze gorzej. Mama potrafiła przyjść dwa razy dziennie – rano z ciastem albo świeżymi bułkami („Bo wy pewnie nie macie czasu na zakupy”), a potem wieczorem „na herbatkę”. Czasem przyprowadzała ciotkę Halinę albo sąsiadkę z parteru, panią Wandę. Wszyscy komentowali nasze życie: „Alinka, a czemu nie masz jeszcze dzieci?”, „Krzysiu, ty taki chudy jesteś, Alina cię głodzi?”, „A może byście się przeprowadzili bliżej mnie?”.
Alina coraz częściej wracała późno z pracy. Zostawała po godzinach albo szła na kawę z koleżankami. Wiedziałem, że ucieka przed mamą. Ale ja… ja byłem lojalny wobec matki. Przecież tyle dla mnie zrobiła.
Pewnego dnia wróciłem wcześniej z zakupów i usłyszałem rozmowę w kuchni.
– Pani Mirosławo, ja naprawdę proszę… Proszę nie przestawiać moich rzeczy w szafkach – głos Aliny był cichy, ale stanowczy.
– Ależ ja tylko chciałam pomóc! Ty tyle pracujesz…
– Proszę…
Wszedłem do kuchni. Mama miała w ręku słoik z kawą, Alina stała przy zlewie ze ściśniętymi ustami.
– Mamo, zostaw to – powiedziałem ostrzej niż zamierzałem.
Mama spojrzała na mnie jak na obcego.
– Krzysiu… Ty też?
Nie odpowiedziałem. Wziąłem słoik i postawiłem go na półce.
Wieczorem Alina płakała w łazience. Siedziałem pod drzwiami i słuchałem jej cichego szlochu. Chciałem wejść, przytulić ją, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie wiedziałem jak.
Następnego dnia mama przyszła wcześniej niż zwykle. Zastała mnie w dresie, siedzącego na kanapie z laptopem.
– Krzysiu, co ty taki markotny? – zapytała.
– Mamo… musimy porozmawiać.
Usiadła obok mnie i zaczęła głaskać mnie po ramieniu jak małego chłopca.
– Wiem, że się martwisz o nas – zacząłem – ale musisz dać nam trochę przestrzeni. To nasze życie. Ja kocham Alinę i chcę być z nią szczęśliwy.
Mama zbladła.
– Czy ona ci coś nagadała? Ona chce mnie wyrzucić?
– Nie… To ja tak czuję. Potrzebujemy czasu dla siebie. Chcemy mieć dom tylko dla nas.
Wybuchła płaczem.
– Poświęciłam dla ciebie wszystko! A teraz jestem nikim? Nawet kluczy nie mogę mieć?
Czułem się podle. Ale wiedziałem, że muszę to zrobić.
Wieczorem oddała mi klucze bez słowa. Przez kilka dni nie przychodziła. W domu zrobiło się cicho, aż za cicho. Alina zaczęła się uśmiechać częściej, gotowaliśmy razem kolacje, oglądaliśmy filmy pod kocem. Ale ja czułem pustkę. Brakowało mi mamy – jej obecności, zapachu ciasta drożdżowego w niedzielę rano, jej narzekań na polityków i sąsiadów.
Po tygodniu zadzwonił telefon.
– Krzysiu… źle się czuję – głos mamy był słaby.
Pojechałem do niej natychmiast. Leżała w łóżku z gorączką. Zrobiłem jej herbatę z cytryną, zmieniłem pościel, posprzątałem kuchnię.
– Widzisz? – powiedziała cicho – Teraz już nie jestem nikomu potrzebna.
Zacisnąłem zęby.
– Mamo… zawsze będziesz dla mnie ważna. Ale musisz pozwolić mi żyć własnym życiem.
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu.
Wróciłem do domu późno w nocy. Alina czekała na mnie z kubkiem herbaty.
– Jak się czuje? – zapytała delikatnie.
– Lepiej… Ale jest jej ciężko.
Usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
– Krzysiu… Ja nie chcę cię od niej odciągać. Ale musimy mieć swoje granice.
Przytuliłem ją mocno.
Minęły miesiące zanim sytuacja się unormowała. Mama zaczęła dzwonić przed wizytą. Czasem przychodziła na obiad w niedzielę – już nie codziennie. Alina nauczyła się mówić „nie”, a ja nauczyłem się słuchać obu kobiet mojego życia.
Ale czasem budzę się w nocy i zastanawiam się: czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie? Czy zawsze trzeba wybierać? A może rodzina to właśnie trudna sztuka kompromisu?
Co wy byście zrobili na moim miejscu?