„Mamo, dlaczego płaczesz?” – Moja ucieczka z własnego domu i walka o siebie

– Mamo, dlaczego płaczesz?

Głos Julki, mojej sześcioletniej córki, rozbrzmiewał w kuchni jak echo, które nie daje spokoju. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, próbując zmyć z talerzy resztki obiadu. Ale łzy nie chciały przestać płynąć. Woda była lodowata, a ja czułam się tak samo – zimna i pusta w środku.

– Nic się nie stało, kochanie – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. Ale ona już wiedziała. Dzieci zawsze wiedzą.

Mój mąż, Tomek, siedział w salonie przed telewizorem. Słyszał naszą rozmowę, ale nie podniósł wzroku znad ekranu. Od miesięcy byliśmy jak dwa obce sobie ciała, które tylko mijają się w ciasnym mieszkaniu na osiedlu w Pile. On wracał z pracy zmęczony i rozdrażniony, ja byłam zmęczona i rozdrażniona od rana do nocy.

– Może byś pomógł z dziećmi? – rzuciłam kiedyś wieczorem, kiedy Julka dostała gorączki, a Kuba rozlał kakao na dywan.

– Przecież cały dzień pracuję! – odburknął. – Ty siedzisz w domu, to masz czas.

To „siedzisz w domu” bolało mnie bardziej niż cokolwiek innego. Bo ja nie siedziałam. Ja biegałam – od kuchni do łazienki, od przedszkola do lekarza, od sklepu do apteki. Zawsze coś było do zrobienia. Zawsze coś było nie tak.

Moja mama powtarzała: „Taka jest rola kobiety. Musisz być silna.” Ale ja już nie byłam silna. Byłam wrakiem.

Pewnego ranka obudziłam się i poczułam, że nie mogę oddychać. Serce waliło mi jak oszalałe. Dzieci jeszcze spały, a ja siedziałam na podłodze w łazience i płakałam bezgłośnie. Wtedy pomyślałam: „Muszę stąd uciec. Choćby na chwilę.”

Napisałam do mamy: „Mogę przyjechać? Nie daję rady.”

Odpisała od razu: „Przyjedź. Zawsze możesz.”

Spakowałam dzieci do samochodu i pojechałam do niej do Poznania. Tomek dostał tylko krótką wiadomość: „Muszę odpocząć. Nie wiem, kiedy wrócę.”

Nie zadzwonił przez dwa dni. Dopiero trzeciego dnia napisał: „Co ty wyprawiasz? Przesadzasz.”

Przesadzam? Może rzeczywiście przesadzam. Może powinnam być twardsza, bardziej cierpliwa, mniej wymagająca. Ale ile można być niewidzialną?

U mamy mogłam spać do dziewiątej. Ona zajmowała się dziećmi, gotowała obiady, tuliła mnie jak wtedy, gdy miałam pięć lat i bałam się burzy. Przez kilka dni byłam tylko córką – nie żoną, nie matką, nie sprzątaczką ani kucharką.

Ale wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Siedziałam wieczorami na balkonie i patrzyłam na światła miasta. Myślałam o Tomku – czy radzi sobie sam? Czy tęskni za nami? Czy w ogóle zauważył moją nieobecność?

Pewnego wieczoru zadzwonił teść.

– Co ty wyprawiasz? – zapytał bez ogródek. – Tomek chodzi jak struty, dzieci tęsknią za ojcem. Wracaj do domu i przestań wymyślać.

Zacisnęłam pięści.

– A kto pomyśli o mnie? – zapytałam cicho.

– Ty jesteś matką! Matka nie zostawia dzieci!

Ale ja ich nie zostawiłam. Zabrałam je ze sobą, bo tylko one jeszcze dawały mi siłę.

Mama usiadła obok mnie na kanapie.

– Wiem, co czujesz – powiedziała cicho. – Ja też kiedyś chciałam uciec od wszystkiego. Ale wtedy nie było gdzie.

Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.

– I co zrobiłaś?

– Zacisnęłam zęby i wytrzymałam. Ale ty nie musisz być taka jak ja.

Zrozumiałam wtedy, że to nie jest tylko moja historia. To historia wielu kobiet w Polsce – tych niewidzialnych bohaterek codzienności, które niosą na barkach cały dom i rodzinę, a nikt tego nie widzi.

Po tygodniu wróciłam do Piły. Tomek był chłodny i zdystansowany.

– I co? Odpoczęłaś? – zapytał ironicznie.

– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – I postanowiłam coś zmienić.

Od tamtej pory zaczęliśmy chodzić na terapię dla par. Nie było łatwo – czasem kłóciliśmy się jeszcze bardziej niż wcześniej. Ale pierwszy raz od lat poczułam, że ktoś mnie słucha.

Dziś wiem jedno: każda matka ma prawo powiedzieć „dość”. Ma prawo być zmęczona i poprosić o pomoc. Bo jeśli my się rozpadniemy, rozpadnie się wszystko wokół nas.

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: ile jeszcze wytrzymam? Czy kiedyś będę dla siebie tak ważna, jak dla innych jestem oczywista?

A Wy? Czy kiedykolwiek mieliście odwagę powiedzieć „stop”, zanim było za późno?