Kim jestem, gdy nawet własna matka mnie nie poznaje? Moja walka o akceptację w cieniu rodzinnych oczekiwań

– Lejla, czemu znowu wyglądasz jak chłopak? – głos mamy przeszył ciszę kuchni, gdy przeglądała zdjęcia z mojej ostatniej wycieczki klasowej. Stałam oparta o framugę drzwi, z dłońmi w kieszeniach bluzy, próbując nie patrzeć na jej twarz. Wiedziałam, co zobaczę: zmarszczone brwi, zawód i tę znajomą nutę rozczarowania.

– Mamo, to tylko bluza – odpowiedziałam cicho, ale ona już nie słuchała. Przewijała zdjęcia dalej, zatrzymując się na jednym.

– Kto to jest? – zapytała, wskazując na mnie.

Zacisnęłam usta. To był ten moment, który znałam aż za dobrze. Moja własna matka nie rozpoznała mnie na zdjęciu.

Wychowałam się w Sarajewie, w dzielnicy pełnej dzieciaków biegających po podwórkach. Od zawsze słyszałam: „Lejla, czemu nie założysz sukienki?”, „Lejla, dziewczynki nie grają w piłkę”, „Lejla, powinnaś być bardziej jak twoja siostra”. Ale ja nie chciałam być jak Ajsza – delikatna, zawsze z idealnie uczesanymi włosami i uśmiechem, który podobał się wszystkim ciotkom. Ja byłam inna. Wolałam trampki od balerinek i krótkie włosy od długich warkoczy.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy mama pomyliła mnie z chłopcem. Miałam siedem lat i wracałyśmy ze sklepu. Sprzedawczyni powiedziała: „Jaki przystojny synek!” Mama tylko się uśmiechnęła, ale potem w domu wybuchła kłótnia.

– Dlaczego nie możesz być jak inne dziewczynki? – krzyczała wtedy.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież byłam sobą.

Teraz, mając szesnaście lat, nadal czułam się jak obca we własnym domu. Wycieczka klasowa miała być odskocznią – chwilą wolności od ciągłych porównań i oczekiwań. Ale wystarczyło jedno zdjęcie, by wszystko wróciło.

W autobusie śmialiśmy się z kolegami, robiliśmy głupie miny do aparatu nauczycielki. Kiedy wróciliśmy do domu i zdjęcia pojawiły się na grupie klasowej, zaczęły się komentarze:

„Lejla wygląda jak nasz nowy kolega!”
„Ej, kto to ten chłopak obok Kasi?”

Udawałam, że mnie to nie rusza. Ale bolało. Bolało bardziej niż wtedy, gdy mama nie rozpoznała mnie na zdjęciu.

Wieczorem usiadłam na łóżku i patrzyłam w sufit. W głowie słyszałam głosy: mamy, koleżanek ze szkoły, nawet własne myśli pełne wątpliwości. Kim jestem? Czy naprawdę muszę wybierać między sobą a tym, czego oczekują ode mnie inni?

Następnego dnia w szkole podeszła do mnie Kasia.

– Lejla… wszystko okej? Widziałam te komentarze.

Wzruszyłam ramionami.

– Przyzwyczaiłam się.

– Ale nie powinnaś musieć się przyzwyczajać – powiedziała cicho.

To jedno zdanie sprawiło, że poczułam łzy pod powiekami. Kasia była jedną z niewielu osób, które nigdy nie próbowały mnie zmieniać.

W domu atmosfera była napięta. Mama milczała przez cały obiad. W końcu nie wytrzymałam.

– Mamo, dlaczego to dla ciebie takie ważne? To tylko ubrania…

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Boję się o ciebie – wyszeptała. – Świat jest okrutny dla tych, którzy są inni.

– Ale ja nie chcę być kimś innym tylko po to, żeby było łatwiej – odpowiedziałam drżącym głosem.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Widziałam w jej oczach strach i miłość jednocześnie. Może nigdy mnie nie zrozumie do końca. Może zawsze będzie widzieć we mnie kogoś obcego. Ale ja już wiedziałam jedno: nie mogę żyć cudzym życiem.

Kilka dni później przyszła do mnie Ajsza.

– Lejla… mama cię kocha, tylko nie wie jak ci to pokazać.

– A ja chciałabym czasem poczuć się akceptowana – odpowiedziałam szczerze.

Przytuliła mnie mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam się mniej samotna.

Czasem myślę o tym zdjęciu z wycieczki. O tym, jak jedno ujęcie może otworzyć stare rany i zmusić nas do zadania sobie najważniejszych pytań. Kim jestem? Czy naprawdę muszę wybierać między sobą a oczekiwaniami innych?

A wy… czy kiedykolwiek czuliście się obcy we własnej rodzinie? Czy można być sobą bez względu na wszystko?