Kiedy rzeczy zaczęły znikać: Prawda, która rozdarła naszą rodzinę
– Kamil, gdzie jest mój pierścionek? – głos Magdy drżał, a jej oczy były pełne niepokoju. Stała w drzwiach sypialni, zaciskając dłonie na ramionach. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. To już trzeci raz w tym miesiącu coś zniknęło z naszego mieszkania. Najpierw portfel, potem zegarek po dziadku, a teraz ten pierścionek, który dostała od mamy na osiemnaste urodziny.
– Może po prostu go gdzieś odłożyłaś? – próbowałem uspokoić sytuację, choć sam czułem narastający niepokój. Przeszukaliśmy cały dom. Nic. Magda była bliska łez.
Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiedliśmy przy kuchennym stole. – Kamil, ja już nie mogę tak żyć. Czuję się jak w jakimś koszmarze. Może powinniśmy… – zawahała się – …zamontować kamery? Wiem, że to brzmi paranoicznie, ale przecież ktoś nam te rzeczy zabiera!
Nie chciałem się na to zgodzić. Przecież to nasz dom, nasza twierdza. Ale Magda była nieugięta. Następnego dnia zamówiłem zestaw kamer i sam je zamontowałem – w salonie, korytarzu i przy wejściu do mieszkania.
Przez kilka dni nic się nie działo. Zaczęliśmy nawet żartować, że może wszystko nam się tylko wydawało. Aż do pewnego piątku.
Wróciłem z pracy wcześniej niż zwykle. Magda była w sklepie, dzieci u babci. Usiadłem przy komputerze i postanowiłem przejrzeć nagrania z kamer – ot tak, dla spokoju sumienia. Przewijałem kolejne godziny nudy: pies śpiący na kanapie, dzieci bawiące się klockami, Magda gotująca obiad.
Nagle coś przykuło moją uwagę. Na ekranie pojawiła się postać – mój młodszy brat, Bartek. Miał klucz do naszego mieszkania, bo zawsze powtarzałem, że rodzina powinna sobie ufać. Wszedł cicho, rozejrzał się nerwowo i… zaczął przeszukiwać szuflady w salonie. Po chwili wyjął z nich kopertę z pieniędzmi i schował ją do kieszeni.
Zamarłem. Przez chwilę miałem nadzieję, że to jakiś żart albo pomyłka. Ale potem zobaczyłem kolejne nagrania – Bartek wracał jeszcze dwa razy w ciągu tygodnia. Za każdym razem zabierał coś nowego: zegarek, biżuterię Magdy, nawet zabawkę syna.
Nie pamiętam, jak długo siedziałem przed monitorem. W głowie miałem mętlik: złość, rozczarowanie, poczucie winy. Jak mogłem być tak ślepy? Przecież Bartek od kilku miesięcy miał problemy finansowe – stracił pracę, rozstał się z dziewczyną, coraz częściej prosił mnie o pożyczki.
Wieczorem pokazałem wszystko Magdzie. Płakała długo i cicho. – Co teraz zrobimy? – zapytała przez łzy.
Nie spałem całą noc. Rano zadzwoniłem do Bartka i poprosiłem go o spotkanie. Umówiliśmy się w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie.
– O co chodzi? – zapytał Bartek, siadając naprzeciwko mnie. Wyglądał na zmęczonego i przybitego.
– Wiesz dobrze, o co chodzi – odpowiedziałem twardo i pokazałem mu fragment nagrania na telefonie.
Bartek pobladł. Przez chwilę milczał, potem spuścił głowę.
– Przepraszam… Ja… Nie wiedziałem już, co robić. Straciłem wszystko. Myślałem, że jakoś to oddam… Nie chciałem was skrzywdzić.
– Skrzywdziłeś nas wszystkich – powiedziałem cicho. – Jak mam ci teraz zaufać?
Bartek zaczął płakać. Ludzie przy sąsiednich stolikach odwracali wzrok.
– Pomogę ci – powiedziałem w końcu – ale musisz się leczyć i oddać wszystko, co zabrałeś.
Bartek przyjął moją propozycję, ale w domu atmosfera była nie do zniesienia. Magda nie chciała go widzieć na oczy. Dzieci pytały, dlaczego wujek już do nich nie przychodzi.
Mama dzwoniła codziennie i błagała mnie o wybaczenie dla Bartka. Ojciec przestał się odzywać – uznał mnie za zdrajcę rodziny, bo „wystawiłem brata”.
Z dnia na dzień staliśmy się rodziną podzieloną przez milczenie i żal. Każde święta były teraz pełne napięcia i wymuszonych uśmiechów. Bartek podjął terapię i powoli spłacał długi, ale nic już nie było takie jak dawniej.
Czasem patrzę na puste miejsce przy stole i zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po takiej zdradzie? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza za wszelką cenę? Może są granice pomocy, których nie wolno przekraczać?