Kiedy Mąż Dowiedział Się, Że Wyrzucam Jego Rodziców z Naszego Domu – Błagał o Wybaczenie: Ale Ja Już Nie Potrafiłam

– Nie wytrzymam już ani chwili dłużej! – krzyknęłam, trzaskając drzwiami kuchni. Mój głos odbił się echem po pustym korytarzu, a w powietrzu zawisła cisza, ciężka jak ołów. Stałam tam, z zaciśniętymi pięściami, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Magda, uspokój się, proszę… – odezwał się cicho mój mąż, Paweł, stojąc w progu. Jego twarz była blada, a spojrzenie błagalne. – Oni nie mają dokąd pójść.

– To nie mój problem! – wybuchłam. – To jest nasz dom! Nasz! A ja już nie mogę patrzeć na twoją matkę, która traktuje mnie jak służącą i twojego ojca, który codziennie wypomina mi każdą złotówkę wydaną na zakupy!

Wiedziałam, że sąsiadki słyszą nasze kłótnie. W bloku na warszawskim Ursynowie ściany są cienkie jak papier. Ale nie obchodziło mnie to. Byłam na skraju wytrzymałości.

Wszystko zaczęło się półtora roku temu, kiedy Paweł stracił pracę w banku. Jego rodzice – Janina i Zbigniew – przyjechali do nas „na chwilę”, bo ich mieszkanie w Radomiu wymagało remontu po zalaniu. Ta „chwila” trwała już osiem miesięcy. Każdego dnia czułam się coraz bardziej obca we własnym domu.

– Magda, oni są moją rodziną…

– A ja? Kim ja jestem? – przerwałam mu z goryczą. – Twoją żoną czy tylko dodatkiem do twoich rodziców?

Paweł spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie znajdzie odpowiedzi.

Wieczorem siedziałam sama w sypialni. Słyszałam przez drzwi głos Janiny:

– Ona jest niewdzięczna! My jej tylko pomagamy!

Zacisnęłam zęby. Pomagają? To ja gotowałam obiady dla czterech osób, sprzątałam po wszystkich i znosiłam codzienne uwagi teściowej: „Magda, nie tak się prasuje koszule”, „Magda, dzieci to by się przydały”, „Magda, Paweł byłby szczęśliwszy z kimś innym”.

Nie miałam już siły walczyć. Zaczęłam unikać domu, zostawałam dłużej w pracy w szkole podstawowej na Mokotowie. Uczyłam polskiego dzieciaki z trudnych rodzin i paradoksalnie tam czułam się bardziej doceniana niż we własnym domu.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej i zobaczyłam Pawła siedzącego przy stole z telefonem przy uchu.

– Tak, kochanie… Nie mogę teraz rozmawiać… Tak, ona zaraz wróci…

Zamarłam w progu. Kiedy mnie zobaczył, odłożył szybko telefon i zaczął coś mamrotać o pracy.

– Kto to był? – zapytałam lodowatym tonem.

– Kolega z pracy…

Nie wierzyłam mu. Od tygodni był nieobecny duchem, unikał mojego wzroku, a wieczorami wychodził „na siłownię”.

Tej nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie dudniło mi jedno słowo: zdrada.

Kilka dni później znalazłam dowód – SMS-y od „Agnieszki” pełne serduszek i wyznań miłości. Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

Rano Paweł próbował tłumaczyć:

– To nic nie znaczyło… To był tylko moment słabości… Magda, proszę cię…

Ale ja już nie słuchałam. W mojej głowie kłębiły się obrazy: jego matka krytykująca każdy mój ruch, ojciec patrzący na mnie z pogardą i on – mój mąż – który zdradził mnie w najgorszym możliwym momencie.

Przez kilka dni chodziłam jak cień. W pracy zauważyła to koleżanka z pokoju nauczycielskiego, Basia.

– Magda, co się dzieje? Wyglądasz jakbyś nie spała od tygodnia.

Opowiedziałam jej wszystko. Basia objęła mnie i powiedziała:

– Musisz pomyśleć o sobie. Nie możesz być wiecznie ofiarą.

Te słowa dały mi siłę. Wieczorem usiadłam z Pawłem przy stole.

– Twoi rodzice muszą się wyprowadzić do końca miesiąca – powiedziałam spokojnie. – Pomogę im znaleźć mieszkanie albo hotel. Ale nie zostaną tu ani dnia dłużej.

Paweł pobladł.

– Magda… Proszę cię… Oni nie mają nikogo poza nami…

– A ja? Ja też już nie mam nikogo poza sobą – odpowiedziałam twardo.

Janina weszła do kuchni i usłyszała ostatnie zdanie.

– Ty niewdzięczna dziewucho! Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiliśmy?!

– Co dla mnie zrobiliście? Zabraliście mi dom! Zabraliście mi męża! Zabraliście mi spokój!

Zbigniew wszedł za żoną i zaczął krzyczeć:

– To my was utrzymujemy! Bez nas byście zdechli z głodu!

Wybuchła awantura jakiej jeszcze nie było. Krzyki słychać było pewnie na całym piętrze. W końcu wybiegłam z mieszkania i przez godzinę chodziłam bez celu po osiedlu.

Wróciłam późno w nocy. Paweł czekał na mnie w kuchni.

– Magda… Przepraszam… Błagam cię… Nie wyrzucaj ich… Ja wszystko naprawię…

Popatrzyłam na niego i zobaczyłam w jego oczach strach. Nie o mnie – o siebie i swoich rodziców.

– Już za późno – powiedziałam cicho.

Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do Basi. Pomogła mi znaleźć prawnika i rozpoczęłam sprawę rozwodową. Paweł dzwonił codziennie, błagał o wybaczenie, przysyłał kwiaty do szkoły. Jego matka napisała mi list pełen jadu: „Zniszczyłaś naszą rodzinę”.

Ale ja już wiedziałam jedno: czasem trzeba być egoistą, żeby przeżyć.

Minęły trzy miesiące. Wynajęłam kawalerkę na Ochocie. Po raz pierwszy od lat poczułam spokój. Czasem płakałam nocami z żalu za tym, co mogło być. Ale wiedziałam też, że zrobiłam to dla siebie.

Dziś patrzę w lustro i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.

Czy mogłam postąpić inaczej? Czy wybaczenie naprawdę zawsze jest możliwe? Może czasem trzeba zamknąć drzwi za przeszłością i zacząć żyć od nowa?