Iluzja idealnej miłości: Gdy prawda boli bardziej niż samotność

– Jak mogłeś mi to zrobić? Jestem w ciąży, a ty przez cały czas mnie okłamywałeś! – mój głos drżał, a łzy spływały po policzkach, kiedy stałam na środku naszego salonu. Michał, mężczyzna, którego kochałam bardziej niż kogokolwiek wcześniej, patrzył w podłogę, jakby parkiet miał mu podsunąć odpowiedzi, których mi nie potrafił dać.

To nie była zwykła kłótnia. To był moment, w którym cały mój świat rozpadł się na kawałki. Jeszcze tydzień temu planowaliśmy wspólną przyszłość – wybieraliśmy imię dla dziecka, śmialiśmy się z tego, jak bardzo boimy się rodzicielstwa. Teraz czułam się jak bohaterka taniego melodramatu, tylko że to była moja rzeczywistość.

Poznaliśmy się na parapetówce u wspólnych znajomych w Warszawie. Michał był czarujący, miał w sobie coś z dawnych amantów – potrafił słuchać, żartować, a kiedy patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, czułam się wyjątkowa. Moja przyjaciółka Zosia śmiała się: – Marta, ten facet to twój los na loterii! – Nie wierzyłam jej wtedy. Ale serce mówiło co innego.

Po kilku miesiącach związku przeprowadziłam się do niego na Mokotów. Zostawiłam swoje małe mieszkanie na Pradze i zaczęłam nowe życie. Michał pracował jako informatyk w dużej firmie, często wyjeżdżał służbowo do Wrocławia. Ja pracowałam w agencji reklamowej, próbowałam odnaleźć się w nowym środowisku i nowej codzienności. W weekendy chodziliśmy na spacery po Łazienkach, w niedziele odwiedzaliśmy jego mamę w Piasecznie. Pani Barbara traktowała mnie jak córkę: – Martuś, jesteś dla mnie jak druga córka – powtarzała, nakładając mi kolejną porcję pierogów.

Ale potem zaczęły pojawiać się rysy na tym idealnym obrazie. Michał coraz częściej znikał na całe wieczory. – Praca – mówił krótko. Jego telefon zawsze był wyciszony, kiedy wracał do domu. Raz zapytałam: – Dlaczego nie pokazujesz mi swoich wiadomości? – Uśmiechnął się tylko: – Martuś, nie masz powodu do niepokoju.

Ale niepokój nie chciał mnie opuścić. Pewnego dnia znalazłam damską bransoletkę w jego samochodzie. – To od koleżanki z pracy, podwoziłem ją do domu, bo jej auto się zepsuło – powiedział bez mrugnięcia okiem. Chciałam mu wierzyć, ale coś we mnie pękło.

Wtedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byłam przerażona i szczęśliwa jednocześnie. Nie wiedziałam, jak Michał zareaguje. Kiedy mu powiedziałam, przytulił mnie mocno i wyszeptał: – To najlepsza wiadomość na świecie! Wtedy uwierzyłam mu bardziej niż kiedykolwiek.

Tydzień później wszystko runęło. Moja koleżanka z pracy, Aneta, wysłała mi wiadomość: „Marta, czy ty wiesz, że Michał ma żonę?” Myślałam, że żartuje. Ale Aneta przesłała mi zdjęcie – Michał na kolacji z kobietą i małą dziewczynką w restauracji we Wrocławiu. „To jego rodzina” – napisała.

Nie mogłam oddychać. Siedziałam godzinami na podłodze w łazience, ściskając test ciążowy i próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd.

Kiedy Michał wrócił do domu, nie pytałam go o nic – po prostu pokazałam mu zdjęcie. Zbladł. – Marta… mogę to wyjaśnić…

– Nie masz czego wyjaśniać! – krzyknęłam przez łzy. – Wszystko okłamałeś! Wszystko! Jak mogłeś?

Usiadł na brzegu kanapy i zaczął mówić o tym, że jego małżeństwo od dawna nie funkcjonuje, że nie miał odwagi powiedzieć mi prawdy, bo zakochał się we mnie bardziej niż kiedykolwiek myślał, że to możliwe. – Chciałem zacząć nowe życie z tobą… Ale nie wiedziałem jak zakończyć stare – szeptał.

Moja mama dzwoniła codziennie z Lublina: – Martusia, wracaj do domu! Tu jesteś bezpieczna, tu cię kochamy. Ale ja sama nie wiedziałam już czego chcę. Nie chciałam być kolejną kobietą uciekającą przed problemami.

Dni mijały jak we śnie. W pracy ludzie szeptali za moimi plecami. Pani Barbara pisała do mnie: – Marta, proszę cię, nie zostawiaj go teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje… Ale jak wybaczyć komuś, kto zniszczył twoje zaufanie?

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie jego żona z Wrocławia – Katarzyna. Jej głos był spokojny, ale złamany: – Wiem o tobie od miesięcy. Ja też jestem w ciąży. Nie wiem co dalej… ale myślę, że obie zasługujemy na prawdę i spokój.

Tej nocy nie zmrużyłam oka. Myślałam o dziecku rosnącym we mnie i o tym, jakie życie je czeka – czy lepiej zostać z Michałem i próbować budować coś na ruinach kłamstwa? Czy odejść i zacząć wszystko od nowa?

W końcu spakowałam walizki i wróciłam do mamy do Lublina. Michał błagał mnie żebym została, obiecywał zmiany… ale już nie wierzyłam żadnemu jego słowu.

Siedzę teraz na balkonie mojego starego pokoju i patrzę na ogród za oknem. Serce mam złamane, ale wiem jedno: muszę być silna dla dziecka.

Czasem pytam siebie: ile z nas żyje w iluzji idealnego partnera? Ile z nas zamyka oczy na oczywiste kłamstwa ze strachu przed samotnością? Czy można jeszcze kiedyś naprawdę zaufać komuś po takiej zdradzie?