Gdyby nie twoja obecność… Historia przyjaźni, która zmieniła wszystko
– Jadwiga, nie przesadzaj, przecież to tylko żart! – usłyszałam głos Kingi, kiedy cała klasa śmiała się ze mnie po raz kolejny. Stałam pod tablicą, czerwona jak burak, bo nauczycielka poprosiła mnie o rozwiązanie zadania, a Kinga – moja najlepsza przyjaciółka – rzuciła cicho: „Tylko nie pomyl się jak ostatnio”. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że to był początek końca naszej przyjaźni.
Kinga i ja znałyśmy się od zawsze. Razem chodziłyśmy do przedszkola, potem do podstawówki. Siedziałyśmy w jednej ławce, dzieliłyśmy się kanapkami i sekretami. Ona była tą piękną, zgrabną dziewczyną z błyszczącymi włosami i uśmiechem, który rozświetlał każdy pokój. Ja byłam… po prostu Jadwigą. Zwyczajną dziewczyną z krzywym nosem i okularami, którą nauczyciele lubili za dobre oceny, ale nikt nie zapraszał na imprezy.
W liceum różnice między nami stały się jeszcze bardziej widoczne. Kinga miała wokół siebie tłum adoratorów. Chłopcy przynosili jej kwiaty, dziewczyny chciały być jej przyjaciółkami. Ja byłam jej cieniem – zawsze obok, zawsze gotowa pomóc w nauce albo pożyczyć notatki. Czasem czułam się jak jej sekretarka albo opiekunka. Ale wtedy myślałam, że to normalne – przecież przyjaźń polega na wspieraniu się.
Po maturze nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Kinga dostała się na prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ja poszłam do szkoły medycznej w naszym mieście. Spotykałyśmy się rzadziej, ale wciąż dzwoniła do mnie z opowieściami o nowych chłopakach i imprezach. Czułam ukłucie zazdrości, ale tłumaczyłam sobie, że ona po prostu ma więcej szczęścia.
Wszystko zmieniło się pewnego lata. Kinga wróciła do domu na wakacje i poznała Michała – mojego kolegę ze szkoły medycznej. Zaczęli się spotykać, a ja… poczułam coś dziwnego. Michał był pierwszym chłopakiem, który naprawdę mnie zauważył. Rozmawialiśmy godzinami o książkach i marzeniach. Myślałam, że może tym razem to ja będę tą wybraną.
Pewnego wieczoru Michał zaprosił mnie na spacer nad Wisłę. Siedzieliśmy na ławce, patrząc na zachód słońca. Nagle powiedział: – Jadwiga, jesteś naprawdę wyjątkowa. Chciałbym cię lepiej poznać.
Serce mi zabiło mocniej. Uśmiechnęłam się nieśmiało i już miałam odpowiedzieć, kiedy zadzwonił jego telefon. Spojrzał na ekran i westchnął: – To Kinga. Muszę odebrać.
Patrzyłam, jak rozmawia z nią przez kilka minut, śmiejąc się i żartując. Kiedy skończył rozmowę, już nie wrócił do tematu naszej relacji. Następnego dnia dowiedziałam się od Kingi, że są razem.
Poczułam się zdradzona przez oboje. Przez kilka dni nie odbierałam telefonów od Kingi. W końcu przyszła do mnie do domu.
– Jadwiga, co się dzieje? – zapytała z troską w głosie.
– Nic – odpowiedziałam chłodno.
– Przecież widzę, że coś jest nie tak! Powiedz mi!
– A co mam ci powiedzieć? Że znowu zabrałaś mi coś ważnego? Że zawsze jesteś pierwsza? Że nawet Michał wybrał ciebie?
Kinga spojrzała na mnie zaskoczona i chyba po raz pierwszy zobaczyła we mnie kogoś więcej niż tylko swoją przyjaciółkę od notatek.
– Jadwiga… Nie wiedziałam, że coś do niego czujesz.
– Bo nigdy nie pytasz! Wszystko zawsze kręci się wokół ciebie!
Wybiegła z mojego pokoju ze łzami w oczach. Przez kilka tygodni nie rozmawiałyśmy ze sobą.
W tym czasie zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałam. Moja mama próbowała mnie pocieszać:
– Jadziu, musisz nauczyć się stawiać granice. Nie możesz być zawsze tą drugą.
Ale jak to zrobić? Całe życie byłam „tą od Kingi”. Bez niej czułam się pusta i zagubiona.
Po kilku miesiącach spotkałyśmy się przypadkiem na rynku. Kinga była blada i smutna.
– Michał mnie zostawił – powiedziała bez wstępów.
– Przykro mi – odpowiedziałam szczerze.
– Wiesz… Zawsze myślałam, że wszystko mi się należy. Ale teraz widzę, ile ci zabrałam.
Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu. Wtedy poczułam ulgę – pierwszy raz od lat nie byłam zazdrosna ani zła. Po prostu było mi żal nas obu.
Dziś minęło już kilka lat od tamtych wydarzeń. Kinga wyjechała za granicę, ja pracuję jako pielęgniarka w szpitalu powiatowym. Czasem piszemy do siebie krótkie wiadomości na Facebooku, ale to już nie to samo.
Często zastanawiam się: gdyby nie jej obecność w moim życiu… Czy byłabym inną osobą? Czy potrafiłabym walczyć o siebie wcześniej? A może to właśnie dzięki niej nauczyłam się stawiać granice i kochać siebie?
Czy każda przyjaźń musi kończyć się bólem? A może czasem trzeba pozwolić komuś odejść, żeby odnaleźć siebie?