Gdy odebrałam telefon przyjaciółki i usłyszałam głos męża… Moja rodzina już nigdy nie będzie taka sama
– Halo? – odezwałam się niepewnie, odbierając telefon leżący na kuchennym stole u Magdy. Byłam u niej od pół godziny, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, jak zawsze. Magda wyszła na chwilę do łazienki, a jej telefon zadzwonił. Nie chciałam być wścibska, ale wyświetliło się imię: „Paweł”. Mój mąż. Zdziwiłam się, bo przecież Paweł nigdy nie dzwonił do Magdy. Odebrałam.
– Cześć, kochanie – usłyszałam jego głos. Głos, który znałam na pamięć. Głos, który jeszcze rano mówił mi: „Miłego dnia, Aniu”.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. W słuchawce zapadła cisza.
– Halo? Magda? – Paweł powtórzył niepewnie.
W tej sekundzie świat się zatrzymał. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Oddałam telefon Magdzie, która wróciła do kuchni z uśmiechem na twarzy. Zbladła, gdy zobaczyła moją minę.
– To Paweł – powiedziałam cicho, patrząc jej prosto w oczy.
Magda zamarła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Widziałam w jej oczach strach i poczucie winy. Wiedziałam już wszystko.
Nie pamiętam, jak wyszłam od niej z mieszkania. Nie pamiętam drogi do domu. Pamiętam tylko uczucie pustki i niedowierzania. Jak mogłam być tak ślepa? Przecież Magda była moją najlepszą przyjaciółką od liceum. Znałyśmy się na wylot. Paweł był moim mężem od dziesięciu lat. Mieliśmy dwójkę dzieci, dom pod Warszawą, kredyt na trzydzieści lat i wspólne plany na przyszłość.
Wróciłam do pustego domu. Dzieci były jeszcze w szkole. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Nie umiałam przestać. W głowie miałam tylko jedno pytanie: od kiedy?
Wieczorem Paweł wrócił do domu jak gdyby nigdy nic. Przywitał się ze mną i z dziećmi, zapytał, co na obiad. Patrzyłam na niego i czułam narastającą złość.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo, gdy dzieci poszły do swoich pokoi.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– O czym?
– O tobie i Magdzie.
Zbladł. Przez chwilę milczał, potem spuścił wzrok.
– Aniu…
– Od kiedy? – przerwałam mu drżącym głosem.
Nie odpowiedział od razu. Widziałam, jak walczy ze sobą.
– Pół roku – wyszeptał w końcu.
Pół roku. Sześć miesięcy kłamstw, ukradkowych spojrzeń, wymówek o nadgodzinach i spotkaniach służbowych. Sześć miesięcy życia w nieświadomości.
– Dlaczego? – zapytałam cicho.
Nie potrafił odpowiedzieć. Zaczął mówić coś o rutynie, o tym, że się oddaliliśmy, że Magda go rozumiała… Nie słuchałam już. Wszystko we mnie krzyczało.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci wyczuwały napięcie, pytały, dlaczego mama płacze w nocy i dlaczego tata śpi na kanapie. Nie umiałam im odpowiedzieć.
Magda próbowała się ze mną skontaktować. Pisała wiadomości, dzwoniła, błagała o rozmowę. Nie chciałam jej widzieć. Zdradziła mnie podwójnie – jako przyjaciółka i jako kobieta.
Moja mama dowiedziała się o wszystkim przypadkiem – przyszła do mnie bez zapowiedzi i znalazła mnie zapłakaną w kuchni.
– Aniu, musisz być silna – powiedziała, przytulając mnie mocno. – Dla dzieci.
Ale jak być silną, gdy wszystko się wali? Jak zaufać komukolwiek po czymś takim?
Paweł próbował ratować nasze małżeństwo. Prosił o drugą szansę, obiecywał terapię, przysięgał, że to był błąd życia. Ale ja nie potrafiłam już patrzeć mu w oczy bez bólu.
Dzieci zaczęły mieć problemy w szkole. Starszy syn zamknął się w sobie, młodsza córka zaczęła moczyć się w nocy ze stresu. Czułam się winna za ich cierpienie.
Pewnego wieczoru usiadłam z nimi przy stole.
– Kochani… Tata przez jakiś czas zamieszka gdzie indziej – powiedziałam łamiącym się głosem.
Płakaliśmy wszyscy razem. To był najtrudniejszy moment mojego życia.
Rodzina Pawła obwiniała mnie za rozpad małżeństwa – twierdzili, że za mało dbałam o męża, że za dużo pracowałam… Moja mama stawała za mną murem, ale czułam się coraz bardziej samotna.
Przez kolejne tygodnie próbowałam poskładać swoje życie na nowo. Chodziłam do pracy jak automat, zajmowałam się dziećmi, wieczorami płakałam do poduszki. Czasem miałam ochotę zadzwonić do Magdy i wykrzyczeć jej wszystko w twarz – ale nie miałam siły.
Po kilku miesiącach Paweł przestał walczyć o nasz związek. Zamieszkał z Magdą. Dzieci odwiedzały go co drugi weekend – wracały smutne i wycofane.
Zaczęły się sprawy sądowe o alimenty i opiekę nad dziećmi. Każde spotkanie z Pawłem było jak rozdrapywanie świeżej rany.
Najgorsze były święta – pierwsze Boże Narodzenie bez niego przy stole, pierwsze urodziny dzieci bez wspólnego świętowania…
Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? Czy można było uratować nasze małżeństwo?
Dziś jestem silniejsza niż wtedy. Mam nowe życie – inne niż planowałam, ale moje własne. Dzieci powoli odzyskują radość i poczucie bezpieczeństwa. Ja też uczę się ufać ludziom na nowo.
Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy kiedykolwiek będę potrafiła naprawdę zaufać drugiemu człowiekowi? Czy zdrada najbliższych zawsze zostawia blizny na całe życie?