Gdy Mój Świat Runął: Niespodziewana Droga Marty Nowak
– I co teraz zamierzasz zrobić? – głos Pawła odbijał się echem w mojej głowie, choć już dawno wyszedł z mieszkania. Stałam w pustym salonie, patrząc na nasze wspólne zdjęcia na półce. Jeszcze rano byłam żoną, matką, kobietą z planem na życie. Teraz byłam tylko Martą Nowak – trzydziestoośmioletnią kobietą z walizką i sercem roztrzaskanym na milion kawałków.
Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam. Moja córka, Zosia, była u babci. Nie chciałam, żeby widziała mnie w takim stanie. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do mamy. Wiedziałam, że nie będzie łatwo.
– Marta? Co się stało? – Mama otworzyła drzwi w szlafroku, z wałkami we włosach. – Jest już późno…
– Paweł… odszedł. Ma inną – powiedziałam cicho, a głos mi się załamał.
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem, potem przytuliła mocno. Przez chwilę czułam się jak dziecko, które szuka schronienia przed burzą. Ale burza dopiero miała nadejść.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, Anka.
– Słyszałam… Co zamierzasz? Przecież nie możesz tak po prostu się poddać! Walcz o niego! – krzyczała do słuchawki.
– Nie będę walczyć o kogoś, kto już wybrał – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie wrzało.
– A Zosia? Myślałaś o niej? – dodała z wyrzutem.
Zosia… Moja mała dziewczynka. Miała dopiero dziesięć lat. Jak jej to powiem? Jak wytłumaczę, że tata już z nami nie zamieszka?
Przez kolejne dni żyłam jak w letargu. Mama próbowała mnie pocieszać, gotowała moje ulubione zupy, a ja patrzyłam przez okno na szare blokowisko i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była bardziej się starać?
W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Koleżanki patrzyły na mnie z litością.
– Marta, jeśli chcesz pogadać… – zaczęła Basia z działu kadr.
– Dzięki, poradzę sobie – przerwałam jej szybko.
Nie chciałam litości. Chciałam tylko przestać czuć ten ból.
Wieczorami leżałam w łóżku i słuchałam ciszy. Czasem dzwonił Paweł.
– Jak Zosia? – pytał krótko.
– Dobrze. Tęskni za tobą – odpowiadałam chłodno.
– Przyjadę w weekend – rzucał i rozłączał się bez słowa pożegnania.
W weekendy Zosia wracała do domu. Udawałyśmy przed sobą nawzajem, że wszystko jest jak dawniej. Gotowałyśmy razem naleśniki, oglądałyśmy bajki. Ale wieczorem słyszałam jej cichy płacz przez ścianę.
Pewnego dnia mama nie wytrzymała.
– Marta, musisz się ogarnąć! Życie toczy się dalej! – powiedziała ostro podczas śniadania.
– Łatwo ci mówić… Ty nigdy nie byłaś sama – odpowiedziałam z goryczą.
Mama spojrzała na mnie z bólem.
– Myślisz, że nie miałam problemów z twoim ojcem? Że wszystko było idealnie? Ale zawsze walczyłam o rodzinę!
Zamilkłyśmy obie. W powietrzu zawisło coś ciężkiego i niewypowiedzianego.
Tydzień później zadzwonił Paweł.
– Musimy porozmawiać o rozwodzie – powiedział bez emocji.
To słowo uderzyło mnie jak policzek. Rozwód. Koniec wszystkiego, co budowaliśmy przez piętnaście lat.
Zgodziłam się spotkać w kawiarni na rynku. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie jak obcy ludzie.
– Chcę być fair wobec ciebie i Zosi – zaczął Paweł. – Chcę płacić alimenty, widywać się z córką…
– A ja chcę tylko jednego: żebyś był szczęśliwy i żeby Zosia nie cierpiała przez nasze błędy – odpowiedziałam cicho.
Po spotkaniu długo chodziłam po mieście. Patrzyłam na ludzi spieszących się do domów i zastanawiałam się, czy ktoś jeszcze czuje taki ból jak ja.
Wróciłam do mamy późnym wieczorem. Zosia spała już w swoim pokoju. Usiadłam przy stole i rozpłakałam się pierwszy raz od tamtego wieczoru. Mama objęła mnie bez słowa.
Minęły miesiące. Powoli uczyłam się żyć na nowo. Zosia zaczęła chodzić na terapię dla dzieci z rozbitych rodzin. Ja zapisałam się na jogę i zaczęłam spotykać się z koleżankami ze studiów.
Ale rany goiły się wolno. Każda niedziela bez Pawła bolała jak świeża rana. Każda rozmowa z siostrą kończyła się kłótnią o to, kto zawinił bardziej.
Pewnego dnia Zosia zapytała:
– Mamo, czy tata jeszcze nas kocha?
Zaniemówiłam. Jak odpowiedzieć dziecku na takie pytanie?
– Tata zawsze będzie cię kochał – powiedziałam w końcu. – Ale czasem dorośli przestają być razem…
Zosia przytuliła się do mnie mocno.
Czasem myślę, że życie to ciągłe wybory między tym, co słuszne dla nas samych a tym, co dobre dla innych. Czy mogłam uratować naszą rodzinę? Czy powinnam była walczyć o Pawła? A może najważniejsze jest to, żeby nauczyć się żyć dla siebie?
Czy ktoś z was też musiał zaczynać wszystko od nowa? Jak poradziliście sobie z samotnością i poczuciem winy?