Dziesięć lat bez Juliana: Czy można wybaczyć zdradę, która zmieniła wszystko?

— Mamo, znowu nie śpisz? — głos mojej córki, Magdy, rozbrzmiał w ciemności jak wyrzut sumienia. Leżałam na kanapie, wpatrując się w sufit, a w mojej głowie kotłowały się wspomnienia. Dziesięć lat. Dziesięć długich lat od dnia, kiedy Julian zamknął za sobą drzwi naszego mieszkania na warszawskim Żoliborzu i zostawił mnie z kartką pełną przeprosin, ale bez odpowiedzi.

— Nie mogę spać, kochanie. — Odpowiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie w głosie. Magda usiadła obok mnie, jej długie włosy opadły na ramiona. Miała wtedy siedemnaście lat, dziś jest już dorosłą kobietą, a ja wciąż nie potrafię pogodzić się z tym, co się stało.

Wszystko zaczęło się od tej przeklętej kartki. „Przepraszam. Muszę odejść. Nie potrafię już tak żyć.” Tyle. Żadnego wyjaśnienia. Żadnej rozmowy. Przez pierwsze tygodnie chodziłam jak cień po mieszkaniu, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Sąsiedzi szeptali za moimi plecami, a rodzina dzwoniła z pytaniami, na które nie miałam odpowiedzi.

Najgorsze były plotki. Ktoś widział Juliana z jakąś kobietą w kawiarni na Mokotowie. Ktoś inny słyszał, że wyjechał do Gdańska. W końcu dowiedziałam się prawdy — zamieszkał z młodszą o piętnaście lat Anną. To bolało bardziej niż sama zdrada. Przez lata budowaliśmy razem dom, wychowywaliśmy dzieci, dzieliliśmy się wszystkim — a on po prostu odszedł, jakby nic nie znaczyłam.

Julian próbował przesyłać mi pieniądze. Przelewy przychodziły regularnie, zawsze z tym samym lakonicznym opisem: „Na utrzymanie”. Nigdy ich nie przyjęłam. Oddawałam wszystko do schroniska dla zwierząt albo przelewałam na konto Magdy i Pawła — naszego syna, który wyjechał na studia do Krakowa i od tamtej pory rzadko wracał do domu.

Przez te lata nauczyłam się żyć sama. Zaczęłam pracować w bibliotece na Bielanach, gdzie codziennie otaczały mnie książki i ludzie szukający ukojenia w literaturze. Z czasem zaprzyjaźniłam się z panią Haliną z sąsiedztwa i panem Zbyszkiem z warzywniaka. Nauczyłam się cieszyć drobiazgami: zapachem świeżo parzonej kawy, śmiechem wnuczki, którą Magda urodziła dwa lata temu.

Ale nigdy nie przestałam myśleć o Julianie. O tym, co zrobiłam źle. Czy mogłam go zatrzymać? Czy byłam zbyt wymagająca? Zbyt nudna? Te pytania wracały do mnie nocami jak upiory.

Aż do dziś.

Telefon zadzwonił o szóstej rano. Numer nieznany. Odebrałam niechętnie, myśląc, że to kolejny telemarketer.

— Aniu? — głos po drugiej stronie był cichy, zachrypnięty, ale rozpoznałam go natychmiast.

— Julian? — serce podskoczyło mi do gardła.

— Muszę cię zobaczyć. Proszę.

Nie wiem dlaczego się zgodziłam. Może chciałam zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Może potrzebowałam odpowiedzi na pytania, które dręczyły mnie przez dekadę.

Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni na Mokotowie, gdzie podobno widziano go z Anną. Siedział przy oknie, postarzały, z siwymi włosami i zmęczonymi oczami.

— Dziękuję, że przyszłaś — zaczął niepewnie.

— Po co tu jestem? — zapytałam chłodno.

Julian spuścił wzrok.

— Anna odeszła ode mnie pół roku temu. Zostałem sam… I wtedy zrozumiałem, jak bardzo cię skrzywdziłem.

Poczułam gniew i żal naraz.

— Przyszedłeś tu po litość? Po przebaczenie?

— Nie… Chciałem ci powiedzieć prawdę. Bałem się wtedy wszystkiego: starzenia się, rutyny… Anna była ucieczką przed tym wszystkim. Ale to była iluzja.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam w nim człowieka złamanego przez własne wybory.

— Wiesz, co było najgorsze? — powiedziałam cicho. — Nie to, że odszedłeś do innej. Najgorsze było to milczenie. Ta pustka po tobie… To, że nie miałam szansy zapytać: dlaczego?

Julian otarł łzę.

— Przepraszam… Wiem, że nie zasługuję na twoje przebaczenie.

Wyszłam z kawiarni bez słowa. Szłam ulicą, czując ciężar tych wszystkich lat na ramionach. Z jednej strony chciałam krzyczeć ze złości, z drugiej — poczułam ulgę. Wreszcie usłyszałam prawdę.

Wieczorem zadzwoniła Magda.

— I co teraz? — zapytała ostrożnie.

— Nie wiem… Może czas przestać żyć przeszłością — odpowiedziałam powoli.

Siedzę teraz przy oknie i patrzę na światła miasta. Myślę o tym wszystkim, co straciłam — i o tym, co jeszcze mogę odzyskać.

Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto złamał ci serce? A może czasem trzeba po prostu nauczyć się żyć dalej — nawet jeśli blizny nigdy nie znikną?