Dwanaście lat kłamstw: Moje życie po zdradzie męża
— Marta, to nie tak jak myślisz! — Piotr stał w drzwiach sypialni, blady jak ściana, a ja trzymałam w ręku jego telefon. Wiadomości od niej były jasne, nie pozostawiały złudzeń. „Tęsknię za tobą. Kiedy znowu się zobaczymy?” — czytałam na głos, a mój głos drżał od gniewu i rozpaczy.
Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Nasza córka, Zosia, spała w swoim pokoju, nieświadoma burzy, która właśnie przetaczała się przez nasz dom. Dwanaście lat razem. Dwanaście lat budowania wspólnego życia, kredyt na mieszkanie, wakacje nad Bałtykiem, święta u mojej mamy w Lublinie. Wszystko to nagle straciło sens.
— Marta, proszę cię… To był błąd. To nic nie znaczyło — Piotr próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.
— Nic nie znaczyło? — syknęłam. — Dla mnie znaczy wszystko! Jak mogłeś? Jak mogłeś mi to zrobić? Zosii?
Nie odpowiedział. Patrzył na mnie z rozpaczą, ale ja już nie chciałam słuchać jego tłumaczeń. Wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową. Siedziałam tam długo, płacząc cicho, żeby sąsiedzi nie słyszeli. W głowie miałam tylko jedno pytanie: kiedy to się zaczęło? Czy przez te wszystkie lata byłam ślepa?
Następne dni były jak koszmar na jawie. Piotr próbował rozmawiać, przepraszał, przynosił kwiaty i czekoladki, ale ja nie potrafiłam mu wybaczyć. Każdy jego gest wydawał mi się fałszywy. Zosia pytała: „Mamo, dlaczego tata śpi na kanapie?” Kłamałam jej w żywe oczy: „Tata jest zmęczony, musi odpocząć.”
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura, Ania, zauważyła moje czerwone oczy.
— Co się dzieje, Marta? — zapytała delikatnie.
Z początku milczałam. W końcu wybuchłam płaczem.
— On mnie zdradził… Po tylu latach… — wyszeptałam.
Ania przytuliła mnie mocno.
— To nie twoja wina. Ale musisz pomyśleć o sobie i o Zosi.
Wieczorami leżałam w łóżku i analizowałam każdy szczegół naszego małżeństwa. Czy naprawdę byliśmy szczęśliwi? Czy tylko udawaliśmy przed sobą i przed światem? Przypominały mi się wszystkie te momenty, gdy Piotr wracał późno z pracy, tłumacząc się korkami albo „ważnym projektem”. Jak mogłam być taka naiwna?
Najgorsze były weekendy. Zosia chciała spędzać czas z nami obojgiem. Udawaliśmy normalność: wspólne śniadania, spacery do parku, kino. Ale ja czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu. Każdy dotyk Piotra palił mnie jak ogień.
Pewnego wieczoru usiadłam z nim przy stole.
— Piotrze, musimy podjąć decyzję. Tak dłużej nie da się żyć.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Kocham cię, Marto. Chcę to naprawić.
— Nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać — powiedziałam szczerze.
Zaczęliśmy chodzić na terapię dla par. Psycholog pytała o nasze uczucia, o to, co nas łączyło i co dzieliło. Czułam się naga i bezbronna. Piotr płakał pierwszy raz od lat.
— Boję się cię stracić — wyznał.
Ale czy to wystarczyło? Każdego dnia walczyłam ze sobą. Chciałam wierzyć, że można zacząć od nowa, ale lęk i żal były silniejsze.
Rodzina podzieliła się na dwa obozy. Moja mama powtarzała:
— Marta, nie pozwól mu wrócić! Zasługujesz na kogoś lepszego!
Tymczasem teściowa dzwoniła codziennie:
— Daj Piotrowi szansę. Każdy popełnia błędy.
Czułam się rozdarta między lojalnością wobec siebie a pragnieniem utrzymania rodziny dla Zosi. Ona była jedynym światłem w tym tunelu.
Pewnego dnia usiadła obok mnie na łóżku i powiedziała:
— Mamo, nie płacz już… Ja cię kocham najbardziej na świecie.
Objęłam ją mocno i wtedy zrozumiałam: muszę być silna dla niej.
Po kilku miesiącach podjęliśmy decyzję o separacji. Piotr wyprowadził się do wynajmowanego mieszkania na drugim końcu miasta. Zosia spędzała z nim weekendy. Było ciężko — każda niedziela wieczorem kończyła się łzami.
Z czasem zaczęłam odzyskiwać siebie. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, wróciłam do malowania obrazów — czego nie robiłam od studiów. Powoli uczyłam się żyć bez Piotra.
Czasem spotykaliśmy się na szkolnych przedstawieniach Zosi. Rozmawialiśmy spokojnie, bez wyrzutów i pretensji. Może kiedyś będziemy potrafili być przyjaciółmi?
Dziś wiem jedno: zdrada boli jak nic innego na świecie. Ale można po niej wstać i zacząć od nowa — choćby krok po kroku.
Czy można jeszcze kiedyś zaufać drugiemu człowiekowi? Czy warto walczyć o coś, co zostało tak bardzo zranione? Może wy mi powiecie…