„Dlaczego zawsze ja płacę? – Moja walka o równość w związku”

– Natalia, zapłacisz za pizzę? – Bartek nawet nie spojrzał na mnie, tylko wpatrywał się w ekran telefonu. Siedzieliśmy na kanapie w moim mieszkaniu, a ja poczułam znajome ukłucie w żołądku. To już trzeci raz w tym tygodniu. Ostatnio nawet nie pyta, tylko zakłada, że to ja wyciągnę kartę.

– Może tym razem ty? – odważyłam się zapytać, próbując zabrzmieć lekko, choć w środku aż kipiałam.

Bartek spojrzał na mnie zaskoczony, jakby pierwszy raz usłyszał takie pytanie.

– Przecież ostatnio płaciłem za kino – rzucił z lekkim wyrzutem.

– To było dwa miesiące temu – odpowiedziałam cicho.

Nie odpowiedział. Wrócił do telefonu. Zamówiłam pizzę. Zapłaciłam. Jak zwykle.

Mam na imię Natalia. Mam trzydzieści dwa lata i od czterech lat jestem w związku z Bartkiem. Poznaliśmy się na uczelni, kiedy jeszcze wszystko wydawało się proste. On był duszą towarzystwa, zawsze z żartem na ustach, ja – raczej cicha i poukładana. Zakochałam się w nim bez pamięci. Przez pierwsze miesiące wszystko było jak z bajki. Kwiaty, niespodzianki, wspólne wypady nad Wisłę. Ale potem zaczęło się życie.

Bartek nigdy nie miał stałej pracy. Zawsze coś „kombinował”, próbował swoich sił jako grafik freelancer, czasem dorabiał jako DJ na weselach. Ja po studiach dostałam etat w agencji reklamowej. Nie zarabiam kokosów, ale mam stały dochód i własne mieszkanie po babci. Na początku nie przeszkadzało mi, że czasem płacę za nas oboje. Myślałam: „Przecież jesteśmy razem, to normalne”. Ale z czasem zaczęło mnie to uwierać.

Pamiętam pierwszą poważną kłótnię o pieniądze. Było lato, planowaliśmy wyjazd nad morze. Ja już odłożyłam trochę pieniędzy, Bartek zapewniał, że „coś się znajdzie”. Dwa dni przed wyjazdem okazało się, że nie ma ani grosza. – Przelej mi na konto, oddam ci po weselu u kuzyna – powiedział beztrosko. Oddał połowę po trzech miesiącach. Drugiej połowy nigdy nie zobaczyłam.

Moja mama od początku patrzyła na Bartka z rezerwą. – On cię wykorzystuje – powtarzała. – Mamo, nie przesadzaj – broniłam go zawsze. Ale coraz częściej łapałam się na tym, że sama zaczynam myśleć podobnie.

Najgorsze były święta u moich rodziców. Tata zawsze pytał Bartka o pracę, a on wymyślał coraz bardziej absurdalne historie o nowych projektach i „dużych pieniądzach tuż za rogiem”. Ja siedziałam obok i czułam się coraz mniejsza.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Bartek siedział przy komputerze, grał w jakąś grę online. Na stole leżały niezapłacone rachunki za prąd i internet.

– Bartek, miałeś dziś zapłacić rachunki! – powiedziałam ostrzej niż zamierzałam.

– Zapomniałem… Zaraz zrobię przelew – mruknął bez przekonania.

– Z czego? Przecież nie masz pieniędzy na koncie! – wybuchłam.

Wtedy pierwszy raz naprawdę się pokłóciliśmy. Krzyczałam, że mam dość bycia jedyną dorosłą osobą w tym związku. On rzucił mi w twarz, że jestem materialistką i liczy się dla mnie tylko kasa.

Przez kilka dni prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Chodziłam do pracy jak automat, wracałam do domu i czułam się jak intruz we własnym mieszkaniu. Zaczęłam rozmawiać z koleżankami z pracy. Okazało się, że nie jestem jedyna. Jedna z nich powiedziała: „Natalia, jeśli on nie chce się zmienić, to się nie zmieni”.

Zaczęłam analizować każdy nasz wspólny wydatek. Zakupy spożywcze – ja. Rachunki – ja. Prezenty dla jego rodziny – ja. Nawet bilet autobusowy do jego mamy kupowałam ja! Bartek zawsze miał wymówkę: „Teraz mam gorszy okres”, „Za miesiąc będzie lepiej”, „Zaraz dostanę przelew od klienta”.

Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

– Bartek, musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie.

– O czym znowu? – westchnął ciężko.

– O nas. O pieniądzach. O tym, że czuję się jak twoja matka albo bankomat.

Bartek spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Przesadzasz! Przecież kocham cię i staram się jak mogę!

– Ale to ja ciągle płacę za wszystko! Nawet za twoje papierosy i piwo! Czy ty tego naprawdę nie widzisz?

Zamilkł na chwilę.

– Może po prostu masz więcej szczęścia w życiu…

Te słowa zabolały mnie bardziej niż wszystkie wcześniejsze wymówki.

Od tamtej rozmowy minęły dwa miesiące. Bartek obiecał poprawę, ale nic się nie zmieniło. Nadal płacę za wszystko sama. Coraz częściej myślę o rozstaniu, ale boję się samotności i tego, co powiedzą ludzie: „Tyle lat razem i nic z tego?”.

Czasem patrzę na Bartka i zastanawiam się: czy on naprawdę mnie kocha? Czy może po prostu wygodnie mu żyć na mój koszt? Czy miłość powinna tak wyglądać?

Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Czy warto walczyć o taki związek? A może lepiej postawić siebie na pierwszym miejscu?