Cześć, Mamo! – List z serca, którego nigdy nie wysłałam. Powrót do domu po latach i walka o przebaczenie.

– Nie wracaj tu, jeśli zamierzasz znowu robić po swojemu! – krzyknęła mama przez telefon, kiedy zadzwoniłam tydzień temu. Jej głos był ostry jak nóż, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. Mimo to spakowałam walizkę i wsiadłam do pociągu do Poznania. Po dziesięciu latach wracałam do domu, który kiedyś był moim całym światem, a potem stał się miejscem, od którego uciekałam w popłochu.

Wysiadłam na dworcu Poznań Główny późnym wieczorem. Miasto pachniało deszczem i wspomnieniami. Każdy krok w stronę starej kamienicy przy ul. Głogowskiej był jak cofanie się w czasie. Przed drzwiami stałam dłuższą chwilę, ściskając klucz w dłoni. W końcu przekręciłam zamek.

W korytarzu czuć było zapach pieczonego chleba i lawendy – mama zawsze dbała o te drobiazgi. Usłyszałam jej kroki w kuchni. Weszłam cicho, ale ona już wiedziała, że przyszłam.

– Wróciłaś – powiedziała bez cienia uśmiechu. – Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego postawiłam walizkę pod ścianą i usiadłam przy stole. Mama nalała mi herbaty, jakby nic się nie stało. Ale między nami wisiało wszystko to, czego nigdy sobie nie powiedziałyśmy.

– Dlaczego teraz? – zapytała nagle, patrząc mi prosto w oczy.

– Bo nie mogę już dłużej żyć z tym ciężarem – odpowiedziałam cicho.

Przez chwilę milczałyśmy. Wpatrywałam się w parującą filiżankę i próbowałam zebrać myśli. Przypomniałam sobie dzień, kiedy wyjechałam do Warszawy na studia aktorskie – mama płakała wtedy całą noc, a rano udawała, że nic się nie stało. Nigdy nie zaakceptowała mojego wyboru. Chciała, żebym została nauczycielką matematyki jak ona albo przynajmniej poszła na „porządne” studia.

– Zawsze robiłaś wszystko na przekór – zaczęła z wyrzutem. – Nawet kiedy byłaś mała…

– Bo chciałam być sobą! – przerwałam jej gwałtownie. – Czy to naprawdę takie złe?

Mama spojrzała na mnie z bólem. W jej oczach zobaczyłam zmęczenie i coś jeszcze – może strach?

– Nie rozumiesz… Bałam się o ciebie. O to, że cię skrzywdzą, że będziesz sama…

– Ale przez to właśnie byłam sama! – wybuchłam. – Przez te wszystkie lata…

Zapanowała cisza tak gęsta, że aż bolało. Chciałam jej powiedzieć wszystko: o castingach, na których mnie wyśmiewano; o nocach spędzonych na podłodze wynajmowanego mieszkania; o tym, jak bardzo brakowało mi jej wsparcia. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Kiedy poszłam do swojego starego pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać list. List do mamy, którego nigdy nie miałam odwagi jej dać.

„Cześć, Mamo!
Piszę ten list, bo nie umiem mówić o tym wszystkim głośno. Chciałabym ci powiedzieć, jak bardzo bolało mnie twoje milczenie i brak akceptacji. Każde twoje słowo krytyki wbijało się we mnie jak szpilka. Zawsze chciałam być dla ciebie kimś ważnym, ale czułam się niewystarczająca.

Wybrałam inną drogę niż ty chciałaś. Wiem, że cię zawiodłam. Ale czy naprawdę musiałaś mnie za to karać? Czy nie mogłyśmy być po prostu matką i córką?

Tęsknię za tobą każdego dnia. Za twoim śmiechem, za zapachem twoich rąk po pracy w ogrodzie. Chciałabym móc ci powiedzieć: kocham cię, mimo wszystko.”

Zwinęłam kartkę i schowałam ją do szuflady biurka, gdzie kiedyś trzymałam pamiętnik z dzieciństwa.

Następnego dnia mama zachowywała się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Przygotowała śniadanie i zaproponowała spacer po Cytadeli.

– Pamiętasz, jak tu chodziłyśmy? – zapytała nagle.

– Pamiętam – odpowiedziałam z uśmiechem.

Szłyśmy powoli między drzewami. Mama opowiadała o sąsiadkach i nowych kwiatach w ogródku. Ja słuchałam jej głosu i czułam narastający żal za straconym czasem.

Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Mama wyjęła stare zdjęcia.

– Zobacz… Tu miałaś pięć lat. Już wtedy byłaś uparta jak osiołek – zaśmiała się cicho.

– Może dlatego tak trudno nam się dogadać – odpowiedziałam półżartem.

Spojrzałyśmy na siebie i przez chwilę miałam wrażenie, że coś pękło w tej twardej skorupie milczenia.

– Chciałabym… żeby było inaczej – powiedziała nagle mama.

– Ja też – wyszeptałam.

Nie padły żadne wielkie słowa o przebaczeniu czy miłości. Ale tego wieczoru po raz pierwszy od lat poczułam spokój.

Dziś siedzę przy tym samym biurku i czytam list, którego nigdy nie wysłałam. Może jeszcze nie jestem gotowa go oddać. Może ona też nie jest gotowa go przeczytać.

Ale czy kiedykolwiek będziemy gotowe? Czy można naprawić to, co przez lata było łamane słowami i milczeniem?

Czasem myślę: ile jeszcze takich listów zostanie niewysłanych? Ilu z nas boi się powiedzieć najbliższym prawdę o swoich uczuciach?