Córka dla siebie: Opowieść Weroniki o wolności i rodzinnych więzach

— Mamo! — mój głos rozdarł ciszę mieszkania, kiedy wbiegłam do jej pokoju. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie kłębiły się najczarniejsze myśli. Leżała na łóżku, na wierzchu kołdry, z zamkniętymi oczami i dłońmi złożonymi na piersi. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że już jej nie ma. — Czego się drzesz? — mruknęła, otwierając powoli oczy. — Wystraszyłaś mnie. Leżałaś jak… — Nie dokończyłam. W gardle ścisnęło mi się od łez i złości.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby to moja obecność była problemem. — Weronika, ile razy mam ci powtarzać, że nie musisz tu przychodzić codziennie? — powiedziała cicho, ale w jej głosie wyczułam nutę rozżalenia. — Przecież wiesz, że sobie poradzę.

Przez chwilę stałam w drzwiach, nie wiedząc, co powiedzieć. Odkąd tata odszedł pięć lat temu, wszystko się zmieniło. Mama coraz częściej zamykała się w sobie, a ja czułam się odpowiedzialna za jej samopoczucie. Każdego dnia po pracy przychodziłam do niej, gotowa wysłuchać narzekań na sąsiadów, politykę czy własne zdrowie. Czułam się jak więzień jej nastrojów.

— Zrobiłam ci zupę pomidorową — powiedziałam w końcu, próbując nadać rozmowie zwyczajny ton. — Zjesz coś?

— Nie jestem głodna — odpowiedziała krótko. — Po co się tak starasz? I tak niczego nie zmienisz.

Westchnęłam ciężko i usiadłam na brzegu łóżka. — Mamo, nie możesz tak leżeć całymi dniami. Musisz wyjść do ludzi, chociaż na spacer.

— Ty nic nie rozumiesz — przerwała mi ostro. — Myślisz tylko o sobie. Przychodzisz tu, żeby mieć czyste sumienie, a potem wracasz do swojego życia.

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież od miesięcy rezygnowałam z własnych planów, spotkań z przyjaciółmi czy nawet randek, żeby być przy niej. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec matki a pragnieniem normalnego życia.

Tego wieczoru wróciłam do swojego mieszkania na Pradze z poczuciem winy i bezsilności. Wpatrywałam się w sufit, próbując zasnąć, ale w głowie słyszałam tylko jej słowa: „Myślisz tylko o sobie”. Czy naprawdę byłam egoistką?

Następnego dnia w pracy byłam rozkojarzona. Moja szefowa, pani Jolanta, zauważyła to od razu. — Weronika, wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.

Uśmiechnęłam się blado. — Trochę problemów rodzinnych.

— Może powinnaś pomyśleć o sobie? — zaproponowała delikatnie. — Masz prawo do własnego życia.

Te słowa wracały do mnie przez cały dzień jak echo. Czy naprawdę miałam prawo żyć dla siebie?

Wieczorem zadzwoniła do mnie Anka, moja najlepsza przyjaciółka jeszcze z liceum. — Werka, idziemy jutro na koncert? Dawno nigdzie nie byłaś!

Chciałam odmówić odruchowo, ale coś we mnie pękło. — Dobrze — odpowiedziałam cicho. — Potrzebuję tego.

Następnego dnia po pracy poszłyśmy razem do klubu na Nowym Świecie. Muzyka dudniła w uszach, ludzie tańczyli i śmiali się wokół nas. Poczułam się wolna jak nigdy dotąd. Przez chwilę zapomniałam o wszystkim: o mamie, o obowiązkach, o poczuciu winy.

Po koncercie wracałyśmy pieszo przez most Świętokrzyski. Anka spojrzała na mnie uważnie. — Weronika, musisz zacząć żyć dla siebie. Twoja mama zawsze będzie twoją mamą, ale ty masz prawo być szczęśliwa.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w ciemność i zastanawiałam się: co by było, gdybym naprawdę zaczęła żyć dla siebie?

Kolejne dni były pełne napięcia. Mama dzwoniła coraz częściej, zarzucając mi obojętność. — Już nawet nie przychodzisz tak często jak kiedyś! — krzyczała przez telefon. — Zostawiłaś mnie samą!

Czułam się rozdarta na pół. Z jednej strony chciałam być dobrą córką, z drugiej miałam dość życia pod dyktando cudzych oczekiwań.

Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę i pojechałam do mamy porozmawiać szczerze.

— Mamo, musimy pogadać — zaczęłam niepewnie.

Spojrzała na mnie podejrzliwie. — O czym?

— O nas. O tym, że nie mogę już dłużej żyć tylko twoim życiem. Potrzebuję czasu dla siebie.

Mama milczała przez dłuższą chwilę. W końcu westchnęła ciężko.

— Myślisz, że ja tego nie widzę? Że nie widzę, jak bardzo jesteś zmęczona? Ale boję się zostać sama…

Poczułam łzy napływające do oczu. Usiadłyśmy obok siebie na kanapie i po raz pierwszy od dawna rozmawiałyśmy szczerze: o lękach, o samotności, o tym, czego obie się boimy.

Od tamtej pory zaczęłyśmy powoli budować nowe zasady naszej relacji. Mama zgodziła się pójść na terapię dla osób starszych z depresją; ja zaczęłam spotykać się z przyjaciółmi i wróciłam do swoich pasji.

Nie było łatwo. Były dni lepsze i gorsze, chwile zwątpienia i poczucia winy. Ale nauczyłam się jednego: nie można żyć tylko dla innych.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy jestem złą córką tylko dlatego, że chcę być szczęśliwa? Czy można kochać kogoś i jednocześnie kochać siebie? Może właśnie to jest najtrudniejsza lekcja dorosłości…