Cisza między nami: Historia matki, która straciła kontakt z córką
— Ola, proszę cię, odbierz ten telefon… — szepczę do siebie, patrząc na migający ekran komórki. Po raz kolejny słyszę tylko sygnał połączenia i automatyczną sekretarkę. Od dwóch lat nie rozmawiamy z Olą. Rok temu przestała odbierać telefon. Wciąż widzę jej zdjęcia w mediach społecznościowych — uśmiechnięta, z mężem i córeczką, na spacerze w parku Cytadela, na kawie z przyjaciółkami. Żyje własnym życiem. Ale do mnie nie dzwoni, nie pisze.
Ola jest dorosłą kobietą — ma dwuletnią córeczkę, Zosię, i męża, Pawła. Mieszkają we własnym mieszkaniu w Poznaniu. Zawsze byłam wymagająca. Może nawet za bardzo. Chciałam dla niej wszystkiego, co najlepsze. Chciałam, żeby była silna, niezależna, żeby nie popełniła moich błędów. Ale czy to znaczy, że miałam prawo ją ranić?
Pamiętam ostatnią rozmowę jakby to było wczoraj. Była sobota, Ola przyszła z Zosią na obiad. Paweł miał dyżur w szpitalu. Zosia bawiła się klockami na dywanie, a my siedziałyśmy przy stole. — Mamo, nie musisz mi ciągle mówić, co robię źle — powiedziała nagle Ola, odkładając widelec. — Przecież ja się staram. — Ja tylko chcę ci pomóc — odpowiedziałam odruchowo. — Wiem lepiej, bo sama przez to przechodziłam! — Ale to moje życie! — krzyknęła Ola i wybiegła z kuchni.
Potem już było tylko gorzej. Próbowałam dzwonić, pisać smsy, zapraszać na święta. Najpierw odpowiadała zdawkowo, potem coraz rzadziej, aż w końcu przestała odbierać telefon. Paweł czasem odebrał, mówił krótko: „Ola jest zajęta”. Zosia rośnie beze mnie. Widzę ją tylko na zdjęciach.
Wieczorami siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Przypominam sobie czasy, kiedy Ola była mała. Jak tuliła się do mnie po koszmarach nocnych, jak razem piekłyśmy pierniki na Boże Narodzenie. Wtedy byłam jej całym światem. Kiedy to się zmieniło? Czy naprawdę byłam aż tak surowa? Czy moje dobre intencje zamieniły się w ciężar nie do uniesienia?
Czasem spotykam sąsiadkę, panią Halinę. — Co u Oli? — pyta z troską. Uśmiecham się sztucznie i mówię: — Dobrze, pracuje, wychowuje Zosię… Nie mam odwagi powiedzieć prawdy: że nie wiem nic o codzienności własnej córki.
W pracy też coraz trudniej mi się skupić. Koleżanki rozmawiają o wnukach, pokazują zdjęcia na telefonach. Ja chowam swój aparat głęboko do torebki. Boję się pytań.
Najgorsze są święta. Puste miejsce przy stole przypomina mi o wszystkim, co straciłam. W Wigilię patrzę na opłatek i myślę: może dziś zadzwoni? Może wyśle choćby smsa? Ale telefon milczy.
Czasem mam ochotę pojechać pod jej blok w Poznaniu i czekać pod drzwiami. Ale boję się jej reakcji. Boję się odrzucenia jeszcze bardziej niż tej ciszy.
Próbowałam rozmawiać z Pawłem. Zadzwoniłam raz pod pretekstem pytania o zdrowie Zosi. — Wszystko dobrze — odpowiedział chłodno. — Ola nie chce rozmawiać… Proszę to uszanować.
Zaczęłam chodzić do psychologa. Pani Marta mówi: — Musi pani pozwolić córce żyć własnym życiem. Ale jak to zrobić? Jak pogodzić się z tym, że już nie jestem potrzebna?
Czasem wracam myślami do własnej matki. Też była surowa i wymagająca. Też rzadko mówiła „kocham cię”. Może powielam jej błędy? Może Ola potrzebuje ode mnie czegoś innego niż rad i krytyki?
Pewnego dnia dostaję pocztą kartkę urodzinową od Oli dla mojej siostry, cioci Basi. Widzę jej charakter pisma, kilka ciepłych słów… Dla mnie nie ma nawet krótkiego „wszystkiego najlepszego”. To boli najbardziej.
Zaczynam pisać listy do Oli, których nigdy nie wysyłam. Piszę o tym, jak bardzo za nią tęsknię, jak bardzo ją kocham mimo wszystko. Piszę o swoich błędach i żalach.
— Mamo, dlaczego zawsze musisz mieć rację? — słyszę jej głos w głowie.
Może powinnam po prostu przeprosić? Bez tłumaczeń, bez wyjaśnień? Ale czy ona jeszcze chce mnie słuchać?
Czasem śni mi się Ola jako mała dziewczynka. Przybiega do mnie z rozbitym kolanem i płacze: — Mamusiu! Pomóż! A ja ją przytulam i mówię: — Wszystko będzie dobrze…
Ale teraz nie wiem już, czy będzie dobrze.
Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego? Czy jeszcze kiedyś usłyszę od niej „mamo”? Czy każda matka musi przejść przez taki ból?
Może powinnam dać jej czas… Ale ile jeszcze wytrzymam tę ciszę?
Czy naprawdę bycie dobrą matką znaczy zawsze wiedzieć lepiej? A może czasem wystarczy po prostu być obok i kochać bezwarunkowo?
Nie wiem już nic na pewno.
Może ktoś z was zna odpowiedź?