Cień Przybranej Siostry: Historia Weroniki
— Weronika! Poczekaj! — głos rozległ się za mną, gdy schodziłam ruchomymi schodami na parter galerii handlowej. Zamarłam. Przez sekundę miałam nadzieję, że to nie do mnie, że to przypadek, ale ten głos znałam zbyt dobrze. Głos, który przez lata był dla mnie jak cień — czasem ciepły, częściej jednak chłodny i pełen wyrzutu.
Odwróciłam się powoli. Stała tam ona — Marta. Moja przybrana siostra. Ta sama, z którą dzieliłam pokój przez całe dzieciństwo, a potem przez lata dzieliłyśmy milczenie. Miała na sobie płaszcz w kolorze ciemnego wina i trzymała w ręku torbę z logo jakiegoś ekskluzywnego butiku. Wyglądała na pewną siebie, jak zawsze. Ale jej oczy… W jej oczach zobaczyłam coś, czego nie widziałam od dawna — niepewność.
— Cześć — powiedziałam cicho, czując jak gardło mi się zaciska.
— Możemy porozmawiać? — zapytała, a jej głos zadrżał.
Chciałam powiedzieć „nie”. Chciałam uciec, wyjść z tej dusznej galerii i zostawić za sobą wszystko, co mnie bolało. Ale coś mnie zatrzymało. Może to była ciekawość, może tęsknota za czasami, kiedy byłyśmy rodziną. Skinęłam głową.
Usiadłyśmy na ławce przy fontannie. Wokół nas tłum ludzi spieszył się do swoich spraw, a ja czułam się jakby czas się zatrzymał.
— Wiem, że nie powinnam cię zaczepiać — zaczęła Marta. — Ale… musiałam. Od miesięcy o tym myślę.
Patrzyłam na nią w milczeniu. Przypomniały mi się wszystkie te wieczory, kiedy tata wracał późno z pracy i krzyczał na mamę, a my z Martą tuliłyśmy się do siebie pod kołdrą. Potem przyszły inne czasy — kiedy tata odszedł do jej matki, a moja mama została sama ze mną. Marta została z nimi. Ja zostałam sama.
— Weronika… Przepraszam — powiedziała nagle, a jej głos się załamał. — Przepraszam za wszystko. Za to, że cię zostawiłam. Za to, że nie walczyłam o naszą relację.
Poczułam łzy napływające do oczu. Ile razy wyobrażałam sobie tę rozmowę? Ile razy chciałam usłyszeć te słowa?
— To nie była twoja wina — wyszeptałam. — Byłyśmy dziećmi. To dorośli wszystko popsuli.
Marta spuściła wzrok.
— Może i tak… Ale mogłam się odezwać. Mogłam napisać, zadzwonić… A ja udawałam, że cię nie ma. Że to łatwiejsze.
Wzięłam głęboki oddech. W mojej głowie pojawiły się obrazy: święta spędzane osobno, urodziny bez życzeń od niej, puste miejsce przy stole.
— Myślisz, że ja nie chciałam? — zapytałam gorzko. — Ile razy pisałam do ciebie wiadomość i kasowałam ją przed wysłaniem? Ile razy patrzyłam na twoje zdjęcia na Facebooku i zastanawiałam się, czy jeszcze pamiętasz o mnie?
Marta otarła łzę.
— Pamiętam o wszystkim — powiedziała cicho. — Nawet o tych głupich kłótniach o miejsce przy oknie w autobusie szkolnym.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
— Albo o tym, jak razem piekłyśmy ciasto na Dzień Matki i spaliłyśmy je na węgiel?
Obie się roześmiałyśmy, choć śmiech był przez łzy.
— Weronika… Ja naprawdę chcę to naprawić. Chcę być twoją siostrą. Jeśli mi pozwolisz…
Patrzyłam na nią długo. Widziałam w niej tę samą Martę sprzed lat — zagubioną dziewczynkę szukającą bliskości.
— Nie wiem, czy potrafię tak po prostu zapomnieć — powiedziałam szczerze. — Ale mogę spróbować wybaczyć.
Marta ścisnęła moją dłoń.
— To dla mnie bardzo dużo.
Siedziałyśmy tak jeszcze chwilę w milczeniu. Ludzie mijali nas obojętnie, a ja czułam, jakby cały świat zwolnił tylko dla nas dwóch.
Nagle zadzwonił mój telefon. To była koleżanka z pracy — przypomnienie o prezencie dla głównej księgowej. Przez chwilę miałam ochotę nie odbierać, zostać tu jeszcze chwilę dłużej w tej bańce wspomnień i pojednania.
— Muszę już iść — powiedziałam cicho.
Marta skinęła głową.
— Mogę zadzwonić? Albo napisać?
Uśmiechnęłam się lekko.
— Spróbujmy jeszcze raz być siostrami.
Wyszłam z galerii z sercem ciężkim od emocji, ale lżejszym niż przez ostatnie lata. Czułam się jak ktoś, kto po długiej zimie pierwszy raz wychodzi na słońce.
Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie przerwane? Czy czas naprawdę leczy rany? Może najważniejsze to mieć odwagę zrobić pierwszy krok…