Wakacje, które zmieniły wszystko: Jak jedno lato nad Bałtykiem rozbiło moje małżeństwo

– Nie rozumiem, dlaczego zawsze musisz się czepiać! – krzyknęła Anka, trzaskając drzwiami łazienki. Siedziałem na łóżku w wynajętym pokoju w pensjonacie w Jastrzębiej Górze, ściskając w dłoni kubek z zimną już kawą. Za oknem szumiało morze, a ja czułem, jakby ten szum miał mnie utopić.

Wiedziałem, że teściowa słyszy wszystko zza cienkiej ściany. Zawsze słyszała. I zawsze komentowała.

– Michał, może byś się w końcu ogarnął? – rzuciła z korytarza pani Halina, jej matka. – Anka jest zmęczona, a ty tylko narzekasz!

Zacisnąłem zęby. To był trzeci dzień naszego urlopu i już miałem dość. Ale przecież nie mogłem wyjść. Nie mogłem zostawić Anki samej z matką. Tak przynajmniej sobie wmawiałem.

To był nasz drugi związek małżeński. Moje pierwsze małżeństwo rozpadło się przez zdradę – nie moją, ale to nie miało znaczenia. Po rozwodzie czułem się nikim. Kiedy poznałem Ankę, wydawało mi się, że los się do mnie uśmiechnął. Ona też była po przejściach. Szybko się związaliśmy, może za szybko. Potrzebowała mężczyzny, ja potrzebowałem kogoś, kto mnie doceni. Przez pięć lat żyliśmy razem, ale dopiero to lato pokazało mi prawdę.

– Michał, idziesz na plażę? – zapytała Anka, wychodząc z łazienki z mokrymi włosami i spojrzeniem pełnym wyrzutu.

– Nie wiem… Może pójdę później – odpowiedziałem cicho.

– Znowu będziesz siedział w pokoju? – wtrąciła się teściowa. – Ty naprawdę nie potrafisz się bawić.

Zacisnąłem pięści pod stołem. Chciałem krzyknąć, że mam dość tego wiecznego oceniania, ale tylko westchnąłem. Wyszedłem na balkon i patrzyłem na ludzi idących deptakiem. Rodziny z dziećmi, pary trzymające się za ręce, śmiech i zapach smażonych ryb. Wszystko wydawało się takie odległe.

Wieczorem usiedliśmy razem przy kolacji. Teściowa opowiadała o sąsiadce z bloku, która „też miała takiego lenia w domu”. Anka śmiała się nerwowo, a ja czułem się coraz mniejszy.

– Michał, może byś coś powiedział? – rzuciła Anka.

– A co mam powiedzieć? – zapytałem bez przekonania.

– No nie wiem… Może coś miłego? – spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Może byście przestali się kłócić przy stole – mruknęła teściowa.

Wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na schodach pensjonatu i zapaliłem papierosa, choć od lat nie paliłem. Drżały mi ręce. Przypomniałem sobie rozmowę sprzed tygodnia:

– Michał, musisz być silniejszy – mówił mój ojciec przez telefon. – Nie możesz pozwolić, żeby cię tak traktowali.

– Ale ja ją kocham…

– Miłość to nie wszystko.

Wtedy nie chciałem tego słuchać. Teraz te słowa wracały do mnie jak bumerang.

Następnego dnia pogoda się popsuła. Siedzieliśmy w pokoju, oglądając telewizję. Teściowa narzekała na wilgoć i ceny w sklepach. Anka przeglądała Facebooka na telefonie.

– Może pójdziemy do muzeum bursztynu? – zaproponowałem nieśmiało.

– Po co? – odpowiedziała Anka bez podnoszenia wzroku.

– No właśnie… Po co? – powtórzyła teściowa z przekąsem.

Czułem się jak intruz we własnym życiu. Jakby ktoś zamienił mnie w powietrze.

Wieczorem poszliśmy na spacer po plaży. Szliśmy obok siebie w milczeniu. W pewnym momencie Anka zatrzymała się i spojrzała mi prosto w oczy:

– Michał… Ty chyba już mnie nie kochasz.

Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Chciałem zaprzeczyć, powiedzieć coś czułego, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Kocham cię… Ale czuję się tu obco – wyszeptałem.

– Bo nigdy nie próbujesz się dostosować! – wybuchła nagle. – Zawsze jesteś gdzieś obok!

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Słyszałem przez ścianę rozmowę Anki z matką:

– On nigdy nie będzie taki jak Marek…

– Wiem, mamo… Ale ja już nie mam siły zaczynać od nowa.

Leżałem nieruchomo, patrząc w sufit. „Nigdy nie będę taki jak Marek” – jej pierwszy mąż. Zawsze był obecny między nami jak cień.

Kolejne dni były coraz trudniejsze. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Zacząłem unikać wspólnych posiłków, wychodziłem sam na spacery po lesie. Myśli krążyły wokół jednego pytania: „Czy to jeszcze ma sens?”

Ostatniego dnia urlopu wydarzyło się coś, co przelało czarę goryczy. Siedzieliśmy przy śniadaniu, gdy teściowa zaczęła opowiadać o tym, jak to „prawdziwy mężczyzna powinien dbać o rodzinę” i „nie uciekać od problemów”.

– Michał nie jest taki jak twój ojciec – powiedziała do Anki z wyraźnym wyrzutem.

Nie wytrzymałem.

– Może rzeczywiście powinienem odejść…

Zapadła cisza tak gęsta, że aż dzwoniło mi w uszach.

Anka spojrzała na mnie z niedowierzaniem:

– Ty byś mnie zostawił?

– Nie wiem… Może powinienem…

Teściowa zaczęła płakać teatralnie:

– Widzisz? Mówiłam ci! On nigdy cię nie kochał!

Wstałem od stołu i wyszedłem na plażę. Szedłem długo brzegiem morza, aż fale zamoczyły mi spodnie. Czułem ulgę i strach jednocześnie.

Po powrocie do Warszawy długo milczeliśmy. Każdy dzień był jak powtórka z rozrywki: praca-dom-cisza-kolacja-cisza-sen. W końcu zebrałem się na odwagę i powiedziałem:

– Składam pozew o rozwód.

Anka popatrzyła na mnie bez słowa. Próbowała mnie powstrzymać, mówiła o wspólnych latach, o tym, że „przecież wszyscy mają problemy”. Ale ja już wiedziałem, że to koniec.

Najtrudniej było powiedzieć to moim rodzicom:

– Znowu ci nie wyszło… – westchnęła mama przez telefon.

Czułem się jak przegrany na własnym podwórku.

Przez kolejne tygodnie walczyliśmy jeszcze o pozory normalności: dzieliliśmy rachunki, ustalaliśmy kto zabierze kota, kto zostanie w mieszkaniu. Teściowa dzwoniła codziennie do Anki i codziennie słyszałem jej płacz przez ścianę.

Dziś mieszkam sam w kawalerce na Ochocie. Czasem budzę się w nocy i zastanawiam się: czy mogłem coś zrobić inaczej? Czy gdybym był silniejszy, bardziej wyrozumiały… czy wtedy bylibyśmy szczęśliwi?

A może czasem trzeba po prostu odejść? Nawet jeśli wszyscy wokół mówią ci, że to błąd?