Szara myszka – historia Aliny, której życie zmieniło się w jeden zimowy dzień

Szara myszka – tak nazywałam siebie w myślach, patrząc przez okno na dzieci bawiące się na placu zabaw. Ich śmiech był jak echo z innego świata, do którego nigdy nie miałam dostępu. Matki stały w grupkach, rozmawiały, śmiały się, czasem rzucały spojrzenia w moją stronę – czy to z ciekawości, czy z litości? Nie wiedziałam. Ławka pod blokiem była lekko przyprószona śniegiem, a ja czułam, jakby ten śnieg osiadał też na moim sercu.

Szybko wciągnęłam czarne buty, brązowy płaszcz, dopasowaną wełnianą czapkę w tym samym kolorze. Złapałam czarną skórzaną torbę i wyszłam z mieszkania. Przez chwilę stałam nieruchomo na klatce schodowej, słuchając odgłosów zza drzwi sąsiadów – ktoś krzyczał na dziecko, ktoś inny śmiał się głośno. Ja byłam cicho. Zawsze byłam cicho.

Kiedy zeszłam na dół, poczułam na twarzy zimne powietrze. Śnieg skrzypiał pod butami. Przeszłam obok grupki matek – Basia, Marta i Kinga. Zawsze razem, zawsze głośne. Próbowałam się uśmiechnąć, ale Basia tylko skinęła głową i wróciła do rozmowy. „Widzisz ją? Znowu sama,” szepnęła do Marty, myśląc chyba, że nie słyszę. Ale ja słyszałam wszystko.

Usiadłam na ławce pod blokiem. Mój syn, Michałek, bawił się z innymi dziećmi. Był jedynym powodem, dla którego wychodziłam z domu. Odkąd mój mąż, Tomek, wyjechał do pracy do Niemiec, wszystko stało się trudniejsze. Samotność była jak ciężki płaszcz – nie mogłam go zdjąć.

Telefon zadzwonił. Spojrzałam na ekran – mama. Westchnęłam i odebrałam.

– Alina, kiedy w końcu przyjedziesz do nas? Ojciec się martwi. Michałek rośnie bez rodziny! – jej głos był ostry jak nóż.

– Mamo, przecież rozmawialiśmy… Tomek pracuje za granicą, nie mogę zostawić mieszkania samej…

– Zawsze masz wymówki! Gdybyś była bardziej jak twoja siostra…

Zacisnęłam zęby. Zawsze ta sama śpiewka – porównania do Agaty, która miała męża prawnika i dwójkę grzecznych dzieci.

– Muszę kończyć, Michałek mnie woła – skłamałam i rozłączyłam się.

Michałek podbiegł do mnie z czerwonymi policzkami.

– Mamo! Zobacz! Zbudowaliśmy fortecę!

Uśmiechnęłam się do niego i przez chwilę poczułam ciepło. Ale zaraz potem usłyszałam za plecami głos Kingi:

– Alina, może chcesz się przyłączyć? Robimy kawę u mnie.

Zaskoczyła mnie ta propozycja. Przez chwilę zawahałam się, ale Michałek już biegł za dziećmi do klatki schodowej Kingi.

W mieszkaniu Kingi było ciepło i pachniało ciastem drożdżowym. Kobiety rozmawiały o wszystkim i o niczym – o mężach, dzieciach, pracy. Siedziałam cicho przy stole, popijając kawę i słuchając ich rozmów.

– A twój Tomek kiedy wraca? – zapytała Marta.

– Nie wiem… Może na święta – odpowiedziałam niepewnie.

– Ciężko tak samej? – dopytywała dalej.

Poczułam gulę w gardle.

– Czasem tak…

Basia spojrzała na mnie uważnie.

– Wiesz co? Ja bym nie wytrzymała. Mój Adam to czasem mnie denerwuje, ale przynajmniej jest w domu.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wtedy Kinga zmieniła temat i rozmowa potoczyła się dalej. Ale ja już nie słuchałam. Myśli krążyły wokół Tomka – czy jeszcze wróci? Czy nasza rodzina przetrwa tę rozłąkę?

Wieczorem wróciłyśmy z Michałkiem do mieszkania. On zasnął szybko po kąpieli, a ja usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty. Patrzyłam na światła miasta i czułam się jeszcze bardziej samotna niż zwykle.

Nagle telefon zadzwonił ponownie. Tym razem to był Tomek.

– Cześć Alina…

Jego głos był zmęczony.

– Cześć… Jak tam?

– Dobrze… Słuchaj… Chciałem ci powiedzieć… Może jeszcze trochę tu zostanę… Dostałem propozycję przedłużenia kontraktu.

Zamarłam.

– Na ile?

– Może pół roku…

Nie odpowiedziałam od razu. W gardle miałam łzy.

– Rozumiem – wyszeptałam.

– Alina… Ja wiem, że to trudne… Ale musimy jakoś przetrwać…

Rozłączyliśmy się bez pożegnania. Przez długi czas siedziałam w ciemności, słuchając ciszy mieszkania.

Następnego dnia rano Michałek zapytał:

– Mamo, kiedy tata wróci?

Nie umiałam odpowiedzieć. Przytuliłam go mocno i poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach.

Tego dnia postanowiłam coś zmienić. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam jej wszystko – o samotności, o strachu przed przyszłością, o tym jak bardzo brakuje mi wsparcia.

Mama milczała przez chwilę.

– Alina… Przepraszam cię… Nie wiedziałam…

Po tej rozmowie poczułam ulgę. Wieczorem poszłam do Kingi i zapytałam ją o pracę w jej firmie sprzątającej biura. Zgodziła się pomóc mi znaleźć coś na pół etatu.

Zaczęłam powoli wychodzić z cienia własnej nieśmiałości. Każdego dnia starałam się być trochę odważniejsza – rozmawiać z ludźmi, prosić o pomoc, nie bać się własnych uczuć.

Czasem nadal czuję się jak szara myszka – niewidzialna dla świata. Ale już wiem, że mam prawo być słaba i prosić o wsparcie. Może właśnie w tej słabości jest siła?

Czy każda z nas nie jest czasem taką szarą myszką? Ile odwagi potrzeba, by wyjść z własnego cienia?