„Nie teraz, kochanie, rozmawiamy o poważnych sprawach”: Zawsze byłam tym „zapasowym ramieniem”. Aż pewnego dnia zrozumiałam, że zasługuję na coś więcej

– Nie teraz, kochanie, rozmawiamy o poważnych sprawach – usłyszałam głos Marka zza drzwi salonu. Stałam w korytarzu z kubkiem herbaty, który parzył mnie w dłonie. Chciałam tylko powiedzieć, że Zosia dostała piątkę z matematyki. Ale Marek i jego brat, Andrzej, znów debatowali o kredycie na nowy samochód. Zawsze coś ważniejszego niż ja.

Wróciłam do kuchni. Oparłam się o blat i spojrzałam w okno. Deszcz bębnił o parapet. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Czy ja się jeszcze liczę? Czy ktoś mnie widzi?”

Od dziecka byłam tą, do której wszyscy przychodzili po pocieszenie. Mama płakała po śmierci babci – tuliłam ją godzinami. Tata wracał z pracy wściekły – robiłam mu herbatę i słuchałam narzekań na szefa. Siostra, Magda, zawsze miała złamane serce – a ja byłam jej powierniczką. Nawet w szkole nauczycielki mówiły: „Ola, ty to masz taki spokój w oczach”.

A ja? Ja się uśmiechałam. Zawsze. Nawet kiedy bolało.

Marek poznał mnie na studiach. Był duszą towarzystwa, zawsze otoczony ludźmi. Ja stałam z boku, słuchałam i śmiałam się z jego żartów. Wydawało mi się, że przy nim będę ważna. Że ktoś w końcu zapyta: „Olu, a ty jak się czujesz?”

Po ślubie wszystko potoczyło się szybko. Praca, dom, dzieci – najpierw Zosia, potem Kuba. Marek pracował coraz więcej. Ja rzuciłam etat w bibliotece, bo „ktoś musi być z dziećmi”.

– Ola, jesteś niezastąpiona – mówiła teściowa. – Marek ma szczęście.

Ale Marek coraz rzadziej patrzył mi w oczy.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez telefon:

– Tak, Aniu… Wiem… Też tęsknię…

Serce mi stanęło. Ania? Jaka Ania?

Zamknęłam się w łazience i płakałam do rana. Następnego dnia Marek był jak zwykle uprzejmy.

– Coś się stało? – zapytał.

– Nie… Nic…

Bo przecież nie mogę być problemem. Ja jestem od rozwiązywania problemów.

Zosia zaczęła mieć kłopoty w szkole. Kuba zamknął się w sobie po tym, jak kolega wyśmiał go na boisku. Próbowałam rozmawiać z Markiem.

– Marek, może pojedziemy gdzieś razem? Odpoczniemy?

– Nie teraz, Ola. Mam ważne spotkanie.

W nocy leżałam obok niego i czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek.

Pewnego dnia Magda zadzwoniła z płaczem:

– Ola, Tomek mnie zdradził! Co mam robić?

Słuchałam jej przez godzinę. Pocieszałam, doradzałam. Kiedy odłożyłam słuchawkę, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Cienie pod oczami, zmarszczki na czole. Kim jestem?

W pracy dorywczej w bibliotece czułam się lepiej niż w domu. Tam ludzie dziękowali mi za pomoc. Dzieciaki pytały o nowe książki. Ale kiedy wracałam do domu – znów byłam tylko tłem.

Któregoś popołudnia Zosia wróciła ze szkoły zapłakana.

– Mamo, nikt mnie nie lubi…

Przytuliłam ją mocno.

– Kochanie, jesteś cudowna taka, jaka jesteś.

Ale czy ja sama wierzyłam w te słowa?

Wieczorem Marek wrócił późno.

– Gdzie byłeś? – zapytałam cicho.

– U Andrzeja… Rozmawialiśmy o firmie.

Chciałam zapytać o Anię. Ale zabrakło mi odwagi.

Następnego dnia znalazłam na jego telefonie wiadomość: „Dziękuję za wczoraj… Było cudownie”.

Świat mi się zawalił.

Przez tydzień chodziłam jak cień. Nie spałam, nie jadłam. Dzieci patrzyły na mnie z niepokojem.

W końcu zebrałam się na odwagę.

– Marek… Musimy porozmawiać.

Spojrzał na mnie z irytacją.

– Teraz? Ola, mam ważne rzeczy na głowie!

– To ja już nie jestem ważna?

Zamilkł. Po raz pierwszy od lat widziałam w jego oczach strach.

Usiedliśmy przy stole. Powiedziałam wszystko: o Ani, o mojej samotności, o tym, że nie chcę już być tylko tłem.

Marek milczał długo.

– Przepraszam – powiedział w końcu cicho. – Nie wiedziałem…

Nie wiedział? Czy nie chciał wiedzieć?

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Marek próbował się starać – kupił kwiaty, zabrał mnie do kina. Ale coś we mnie pękło.

Magda zadzwoniła:

– Ola… Ty zawsze wszystko znosisz… Jak ty to robisz?

– Już nie chcę znosić – odpowiedziałam jej po raz pierwszy szczerze.

Zaczęłam chodzić na terapię. Po raz pierwszy od lat mówiłam o sobie: o swoich lękach, marzeniach, żalach.

Dzieci zauważyły zmianę.

– Mamo, jesteś jakaś inna…

– Może po prostu zaczynam być sobą?

Marek próbował walczyć o nasz związek. Ale ja już nie chciałam być tylko „zapasowym ramieniem”.

Pewnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam do Magdy na weekend.

– Ola… Jesteś pewna?

– Tak. Chcę zobaczyć, kim jestem bez was wszystkich.

Spacerowałyśmy po parku do późnej nocy. Śmiałyśmy się i płakałyśmy na zmianę.

Po powrocie do domu Marek czekał na mnie w kuchni.

– Ola… Kocham cię…

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– A ja kocham siebie po raz pierwszy od lat.

Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Może zostaniemy razem, może nie. Ale wiem jedno: zasługuję na coś więcej niż bycie tłem dla cudzych historii.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet żyje tak jak ja? Ile z nas czeka na to jedno pytanie: „A ty jak się czujesz?”
Czy naprawdę musimy być zawsze silne i niewidzialne? A może czas zawalczyć o siebie?