Miłość, która wprowadza w błąd – historia Magdy
– Magda, znowu siedzisz sama przy biurku? – głos Ewy, mojej koleżanki z działu, wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się blado, udając, że przeglądam raporty, choć w rzeczywistości już od pół godziny patrzyłam na profil Michała na Facebooku. Każde jego zdjęcie znałam na pamięć, każde polubienie analizowałam jak detektyw. Czułam, jak serce bije mi szybciej, gdy tylko przechodził obok mojego stanowiska. Był taki pewny siebie, zawsze elegancki, z tym swoim lekko ironicznym uśmiechem. Wydawało mi się, że jest dokładnie tym, czego szukałam przez całe życie.
Od miesięcy próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę. Zaczęło się niewinnie – przynosiłam mu kawę, żartowałam przy kserokopiarce, komentowałam mecze piłkarskie, choć nie miałam o nich pojęcia. Z czasem zaczęłam robić coraz więcej: mówiłam zalotnym głosem, rzucałam kuszące spojrzenia, szukałam pretekstów do rozmowy. Nawet rozpięłam górny guzik bluzki, kiedy wiedziałam, że będzie przechodził obok. Wszystko na nic. Michał był uprzejmy, ale chłodny. Odpowiadał na moje żarty półuśmiechem, czasem rzucił jakieś zdawkowe „dzięki”, ale nigdy nie wykazywał zainteresowania.
Wieczorami wracałam do pustego mieszkania na Pradze i płakałam w poduszkę. Moja mama powtarzała przez telefon: „Magda, nie możesz tak się poniżać. Jeśli facet nie chce, to nie chce”. Ale ja nie potrafiłam przestać. Wydawało mi się, że jeśli tylko bardziej się postaram, jeśli znajdę odpowiedni moment – on w końcu mnie zauważy. Przecież widziałam te wszystkie filmy romantyczne, gdzie dziewczyna walczy o miłość i w końcu ją zdobywa.
Pewnego dnia postanowiłam zrobić coś szalonego. Michał miał urodziny. Zorganizowałam dla niego niespodziankę w biurze – balony, tort z jego ulubionym kremem czekoladowym i kartkę podpisaną przez wszystkich z działu. Kiedy wszedł do kuchni i zobaczył to wszystko, przez chwilę wydawało mi się, że naprawdę się ucieszył. Uśmiechnął się szeroko i podziękował każdemu z osobna. Ale potem zobaczyłam go na korytarzu – stał z Anią z marketingu i śmiali się razem. Ania położyła mu rękę na ramieniu i coś mu szeptała do ucha. Poczułam ukłucie zazdrości tak silne, że aż zabrakło mi tchu.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Ewa.
– Magda, muszę ci coś powiedzieć…
– Co się stało?
– Widziałam Michała i Anię razem w kawiarni po pracy. Wyglądali… no wiesz… jak para.
Zamilkłam. Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Przecież to nie mogła być prawda! Przecież to ja robiłam wszystko dla Michała! To ja znałam jego ulubioną kawę i wiedziałam, jakiego słucha zespołu! To ja powinnam być tą dziewczyną!
Następnego dnia w pracy unikałam Michała jak ognia. Czułam się upokorzona i oszukana przez własne uczucia. Kiedy wróciłam do domu, zadzwoniła mama.
– Magda, musisz przestać żyć złudzeniami. Miłość to nie jest jednostronna walka.
Wybuchnęłam płaczem.
– Ale ja go kocham! – krzyknęłam do słuchawki.
– Nie kochasz jego – odpowiedziała spokojnie mama – tylko wyobrażenie o nim.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio byłam szczęśliwa bez myślenia o Michału. Nie potrafiłam.
Minęły tygodnie. Michał coraz częściej pojawiał się z Anią na firmowych spotkaniach. Widziałam ich razem na lunchu, widziałam ich spojrzenia i czułe gesty. Bolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać przed sobą czy przed innymi.
W końcu Ewa zaprosiła mnie na weekend do swojej rodziny pod Warszawą.
– Musisz odpocząć od tego wszystkiego – powiedziała stanowczo.
Pojechałyśmy razem pociągiem do małego domu jej rodziców w Otwocku. Tam pierwszy raz od dawna poczułam spokój. Siedziałyśmy wieczorem przy kominku i piłyśmy herbatę z malinami.
– Magda – zaczęła Ewa – dlaczego tak bardzo się starałaś? Przecież on nigdy nie dał ci nadziei.
Zastanowiłam się chwilę.
– Bo bałam się być sama – wyszeptałam.
Ewa przytuliła mnie mocno.
– Samotność nie jest taka straszna, jeśli masz przyjaciół.
Po powrocie do Warszawy postanowiłam zmienić coś w swoim życiu. Zaczęłam chodzić na jogę, zapisałam się na kurs fotografii. Przestałam śledzić Michała w mediach społecznościowych. Z czasem ból minął – powoli, ale jednak minął.
Dziś patrzę na tamtą Magdę sprzed kilku miesięcy z mieszanką współczucia i złości. Jak mogłam tak bardzo zatracić siebie dla kogoś, kto nawet nie wiedział o moich uczuciach? Czy naprawdę miłość powinna aż tak boleć? Czy warto poświęcać własne szczęście dla iluzji? Może czasem lepiej nauczyć się kochać samą siebie…