Między ciszą a krzykiem: Opowieść o matce i córce w cieniu codzienności

– Mamo, nie możesz tak dalej żyć! – głos Magdy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem i troską jednocześnie. – Sama w tym mieszkaniu, po tym wszystkim… Przecież ledwo chodzisz.

Patrzyłam na nią z kanapy, na której spędzałam ostatnio coraz więcej czasu. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa od czasu udaru. Jeszcze niedawno byłam tą energiczną Marią, która biegała po bazarze na Hali Mirowskiej, gotowała rosół dla całej rodziny i śmiała się najgłośniej na imieninach. Teraz czułam się jak cień samej siebie.

– Magda, ja nie chcę być ciężarem – wyszeptałam, spuszczając wzrok na poplamiony koc.

– Przestań! – przerwała mi ostro. – To nie jest żaden ciężar. Jesteś moją matką. Po prostu… musisz się zgodzić. Spakujemy rzeczy i pojedziesz do mnie. Tam będziemy razem.

Wiedziałam, że nie mam wyjścia. Mój syn, Tomek, mieszkał w Gdańsku i widywałam go raz na pół roku. Magda była bliżej, ale nasze relacje… Cóż, od śmierci jej ojca coś się między nami popsuło. Zawsze była tą silną, zamkniętą w sobie dziewczyną, która nie pozwalała sobie na słabość. Ja zaś byłam matką, która za dużo wymagała i za mało przytulała.

Przeprowadzka do mieszkania Magdy na Ursynowie była jak powrót do dzieciństwa – tylko wszystko było inne. Ona miała swoje życie: praca w szkole, wieczne narzekanie na dyrektorkę, samotność po rozwodzie. Ja miałam swoje wspomnienia i żal do losu.

Pierwsze dni były niezręczne. Siedziałam w jej salonie, patrzyłam przez okno na blokowisko i czułam się jak intruz.

– Chcesz herbaty? – zapytała któregoś wieczoru, nie patrząc mi w oczy.

– Poproszę – odpowiedziałam cicho.

W kuchni słychać było brzęk naczyń. Przypomniało mi się, jak kiedyś krzyczałam na nią za rozlaną herbatę. Miała wtedy siedem lat i płakała przez godzinę.

– Magda…

– Co?

– Przepraszam cię za tamto wszystko…

Zamarła z czajnikiem w ręku. Przez chwilę myślałam, że udaje, że nie słyszy.

– Nie musisz – powiedziała w końcu szorstko. – To już było dawno.

Ale widziałam łzę w jej oku.

Z czasem zaczęłyśmy się docierać. Magda wracała zmęczona z pracy, ja próbowałam być pomocna – obierałam ziemniaki, podlewałam kwiaty na balkonie. Czasem rozmawiałyśmy o niczym: o pogodzie, o polityce, o sąsiadach. Ale pod powierzchnią tych rozmów buzowały emocje.

Pewnego dnia usłyszałam ją przez drzwi sypialni:

– Nie wiem już, co robić… Ona mnie denerwuje! Wszystko komentuje, wszystko wie lepiej…

Rozmawiała przez telefon z Tomkiem. Poczułam się jak dziecko podsłuchujące dorosłych. Zrobiło mi się przykro. Chciałam wyjść i powiedzieć: „Przepraszam, że żyję”, ale połknęłam słowa.

Wieczorem Magda przyszła do mojego pokoju z kubkiem kakao.

– Wiesz… czasem jest mi ciężko – zaczęła niepewnie. – Ale cieszę się, że jesteś tutaj.

Popatrzyłam na nią uważnie. Miała zmarszczki wokół oczu i siwe pasma we włosach. Była taka dorosła… a ja wciąż widziałam w niej moją małą dziewczynkę.

– Ja też się cieszę – odpowiedziałam szczerze.

Zaczęłyśmy wspominać stare czasy: wakacje nad Bałtykiem, święta u babci w Radomiu, pierwszą miłość Magdy (ten chłopak z trzeciego piętra, co potem wyjechał do Anglii). Śmiałyśmy się i płakałyśmy na zmianę.

Ale życie to nie tylko sentymenty. Były dni, kiedy kłóciłyśmy się o głupoty: o to, kto zostawił światło w łazience, kto zapomniał kupić mleka, kto źle powiesił pranie. Były dni ciszy – długiej i ciężkiej jak ołów.

Najgorzej było po moim drugim upadku. Magda wróciła z pracy i znalazła mnie leżącą na podłodze w kuchni.

– Mamo! Boże…

Płakała wtedy pierwszy raz od lat. Przytuliła mnie mocno i powtarzała: „Nie zostawię cię”.

Po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Magda zaczęła częściej siadać ze mną przy stole. Pytała o moje dzieciństwo, o dziadka Jana, o czasy wojny. Ja opowiadałam jej historie rodzinne – te śmieszne i te bolesne.

Zrozumiałyśmy obie, że życie jest kruche i nieprzewidywalne. Że trzeba wybaczać sobie nawzajem błędy i doceniać to, co mamy tu i teraz.

Czasem patrzę na Magdę i myślę: ile jeszcze mamy wspólnych chwil? Czy zdążymy sobie wszystko powiedzieć? Czy potrafimy naprawdę przebaczyć?

A wy? Czy potraficie rozmawiać z bliskimi zanim będzie za późno?