Impreza bez zaproszenia: Noc, która zmieniła wszystko

Przymierzałam przed lustrem trzeci tego wieczoru strój, kiedy zza ściany dobiegły pierwsze dźwięki muzyki. Skrzywiłam się, odłożyłam niebieską bluzkę na łóżko i przez chwilę tylko nasłuchiwałam. Zegarek wskazywał wpół do ósmej — jeszcze za wcześnie na skargę, choć Weronika, moja sąsiadka z naprzeciwka, zwykle nie urządzała hałaśliwych spotkań. Może u kogoś urodziny — mruknęłam pod nosem, próbując zignorować narastający gwar. Ale im dłużej słuchałam śmiechów i rozmów, tym bardziej czułam w sobie narastającą gorycz.

Nie chodziło przecież o samą muzykę. Chodziło o to, że nikt mnie nie zaprosił. Weronika znała mnie od lat — razem podlewałyśmy kwiaty na klatce, wymieniałyśmy się przepisami na ciasta i czasem rozmawiałyśmy o pogodzie. A jednak dziś, kiedy zebrała wokół siebie pół bloku, o mnie najwyraźniej zapomniała. Przez chwilę miałam ochotę zadzwonić do drzwi i zapytać wprost: „Dlaczego?”. Ale przecież nie wypada. Przecież jestem dorosłą kobietą, wdową od pięciu lat, matką dwójki dorosłych dzieci, która powinna mieć własne życie.

Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do przymierzania ubrań. Miałam dziś spotkać się z córką, Martą. Miałyśmy pójść razem do kina, ale godzinę temu zadzwoniła z przeprosinami — „Mamo, przepraszam, muszę zostać dłużej w pracy, szefowa znów coś wymyśliła”. Oczywiście zrozumiałam. Zawsze rozumiem. Ale kiedy po raz kolejny zostałam sama w sobotni wieczór, poczułam się jak stara, niepotrzebna rzecz.

Muzyka za ścianą była coraz głośniejsza. Ktoś śpiewał „Sto lat”, ktoś inny głośno się śmiał. W końcu nie wytrzymałam — podeszłam do okna i spojrzałam na podwórko. Przez firankę widziałam grupkę ludzi palących papierosy na balkonie Weroniki. Rozpoznałam sąsiada z trzeciego piętra, panią Jadwigę z naprzeciwka i nawet młodego Pawła, który zawsze mówił mi „dzień dobry” z takim szacunkiem. Wszyscy tam byli — tylko ja nie.

Zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz — syn. Michał dzwonił rzadko, zwykle tylko wtedy, gdy czegoś potrzebował. Odruchowo odebrałam.

— Cześć, mamo — usłyszałam w słuchawce jego zmęczony głos.
— Cześć, Michałku. Co słychać?
— Dobrze… Słuchaj, czy możesz jutro przyjechać do nas na chwilę? Zosia jest chora, a my z Anią musimy jechać do pracy…

Znowu prośba. Znowu bycie „na zawołanie”. Przez chwilę chciałam odmówić — powiedzieć, że mam swoje plany, że może tym razem ktoś inny się zajmie wnuczką. Ale nie potrafiłam.

— Oczywiście — odpowiedziałam cicho. — Przyjadę rano.

Po rozmowie usiadłam na łóżku i poczułam łzy pod powiekami. Czy naprawdę jestem tylko opiekunką do dzieci? Czy dla kogokolwiek jestem jeszcze kimś ważnym?

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Otarłam oczy i poszłam otworzyć. Przed progiem stała Weronika, lekko zarumieniona od wina.

— Halinko! — zawołała radośnie. — Wiem, że pewnie już słyszysz tę imprezę… Chciałam cię zaprosić! Tak wyszło spontanicznie… Wpadniesz na chwilę?

Zamarłam. Przez głowę przebiegły mi wszystkie myśli: że jestem tylko dodatkiem, że zaproszenie jest wymuszone przez hałas, że nikt mnie tam nie chce naprawdę.

— Dziękuję, Weroniko — odpowiedziałam chłodno. — Może innym razem.

Weronika spojrzała na mnie zaskoczona.

— Naprawdę? Halinko…
— Naprawdę — powtórzyłam i zamknęłam drzwi.

Oparłam się o framugę i poczułam ulgę pomieszaną z żalem. Z jednej strony chciałam być częścią tej wspólnoty, z drugiej — nie chciałam być zapraszana z litości.

Przez resztę wieczoru siedziałam w kuchni z kubkiem herbaty i patrzyłam w ciemność za oknem. Przypomniały mi się czasy, kiedy dom był pełen ludzi — mąż żył, dzieci biegały po mieszkaniu, a ja czułam się potrzebna i kochana. Teraz zostały tylko wspomnienia i samotność.

Nad ranem obudził mnie dźwięk sms-a od Marty: „Mamo, przepraszam za wczoraj. Kocham Cię”. Uśmiechnęłam się smutno.

Czy to wystarczy? Czy kilka słów może zagłuszyć pustkę? Czy powinnam była pójść na tę imprezę i spróbować znów być częścią czyjegoś życia?

Może czasem warto zrobić pierwszy krok… Ale czy mam jeszcze na to siłę?

Czy Wy też czasem czujecie się niewidzialni we własnym życiu? Co byście zrobili na moim miejscu?