Dziurawe skarpety mojego syna – historia o miłości, wstydzie i rodzinnych tajemnicach
– Tomek, zdejmij buty, proszę, nie będziesz mi tu po dywanie w buciorach chodził! – zawołałam z kuchni, kiedy usłyszałam ich wchodzących. Zawsze tak robię, bo przecież podłoga świeżo umyta, a ja już nie mam siły codziennie szorować. Tomasz westchnął i zaczął rozwiązywać sznurowadła. Kinga, jego żona, uśmiechnęła się do mnie lekko nerwowo.
Nie spodziewałam się tego, co zobaczę za chwilę. Gdy Tomek zdjął buty i stanął na wycieraczce, zamarłam. Na obu jego skarpetach widniały wielkie dziury – przez jedną wystawał duży palec, przez drugą dwa mniejsze. Skarpetki były sprane, szare i wyglądały jakby miały więcej lat niż on sam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
– Tomek… – zaczęłam cicho, ale głos mi się załamał. – Co to ma być? Dlaczego chodzisz w takich skarpetach? Przecież masz żonę! Kinga, ty mu nie możesz kupić nowych?
Kinga spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się rękawem swetra. Tomasz spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Mamo, nie zaczynaj – powiedział cicho. – To tylko skarpetki.
Ale dla mnie to nie były tylko skarpetki. To był wstyd. Wstyd przed samą sobą, przed sąsiadami, przed rodziną. Jak to możliwe, że mój syn chodzi w dziurawych skarpetach? Przecież zawsze starałam się, żeby niczego mu nie brakowało. Nawet kiedy było ciężko po śmierci ojca, robiłam wszystko, żeby miał czyste ubrania i pełny brzuch.
– Tomek, co się dzieje? – zapytałam już ciszej, próbując opanować drżenie głosu. – Przecież pracujesz. Kinga też pracuje. Dlaczego nie możesz sobie kupić nowych skarpet?
Tomasz wzruszył ramionami i wszedł do salonu. Kinga poszła za nim bez słowa. Stałam przez chwilę w przedpokoju, patrząc na ich buty stojące obok moich kapci. W głowie kłębiły mi się myśli: może mają długi? Może coś przede mną ukrywają? A może po prostu nie dbają o siebie?
Kolacja przebiegła w napiętej atmosferze. Barszcz był za słony, kotlety trochę za suche – wszystko przez to, że nie mogłam przestać myśleć o tych skarpetach. Próbowałam zagadywać o pracę Tomka w urzędzie miasta, o nową pracę Kingi w przedszkolu, ale każde moje pytanie odbijało się od nich jak groch od ściany.
W końcu nie wytrzymałam.
– Powiedzcie mi szczerze: macie jakieś problemy finansowe? Może trzeba wam pomóc? – zapytałam drżącym głosem.
Tomasz spojrzał na mnie zaskoczony.
– Mamo, nie potrzebujemy pieniędzy – powiedział stanowczo. – Wszystko jest w porządku.
Ale ja widziałam, jak Kinga zaciska usta i spuszcza wzrok.
– Kinga? – zwróciłam się do niej łagodniej. – Możesz mi powiedzieć prawdę.
Kinga spojrzała na Tomka, jakby prosiła go o pozwolenie. On skinął głową.
– Pani Zosiu… – zaczęła cicho. – My… my naprawdę nie mamy problemów finansowych. Po prostu… Tomek nie chce wyrzucać rzeczy, które jeszcze „mogą się przydać”.
Spojrzałam na syna z niedowierzaniem.
– Co ty wygadujesz? Przecież to wstyd tak chodzić!
Tomasz wzruszył ramionami.
– Mamo, czasy są ciężkie. Wszystko drożeje. Nie widzę sensu wyrzucać czegoś tylko dlatego, że ma dziurę. Skarpetki można założyć jeszcze raz czy dwa. Po co marnować pieniądze?
Poczułam narastającą złość i bezradność.
– Ale przecież nie jesteście biedni! Ja całe życie oszczędzałam na wszystkim, żebyście wy mogli mieć lepiej!
Tomasz spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Właśnie dlatego tak robię – powiedział cicho. – Ty zawsze mówiłaś: „Nie wyrzucaj, bo może się przydać”. „Nie kupuj nowego, póki stare działa”. Może przesadziłem… Ale tak mnie wychowałaś.
Zamilkłam. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, tylko zegar tykał na ścianie. Nagle poczułam łzy pod powiekami.
– Myślałam, że daję wam dobry przykład…
Kinga położyła mi dłoń na ręce.
– Pani Zosiu… Tomek jest dobrym człowiekiem. Tylko czasem trudno mu odpuścić stare nawyki.
Spojrzałam na swojego dorosłego syna – mężczyznę z dziurawymi skarpetkami i sercem pełnym sprzeczności. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem nasze najlepsze intencje mogą stać się dla naszych dzieci ciężarem.
Po kolacji długo siedziałam sama w kuchni. Przeglądałam stare zdjęcia Tomka z dzieciństwa: uśmiechnięty chłopiec w nowych ubraniach na pierwszy dzień szkoły; nastolatek w wyprasowanej koszuli na studniówce; młody mężczyzna odbierający dyplom magistra. Zawsze starałam się dawać mu wszystko to, czego sama nie miałam jako dziecko wojny i biedy.
A jednak on wybrał życie oszczędne do przesady – nawet kosztem własnej godności. Czy to moja wina? Czy powinnam była pozwolić mu czasem „zaszaleć”, kupić coś bez powodu?
Następnego dnia poszłam do sklepu i kupiłam mu dziesięć par nowych skarpetek – kolorowych, miękkich, porządnych. Zapakowałam je w torbę i zaniosłam im do mieszkania.
Kinga otworzyła drzwi i uśmiechnęła się smutno.
– Dziękuję, pani Zosiu…
Tomek długo patrzył na paczkę bez słowa. W końcu przytulił mnie mocno.
– Dziękuję, mamo… Postaram się pamiętać, że czasem warto pozwolić sobie na odrobinę wygody.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem i tysiącem pytań w głowie. Czy naprawdę można wychować dziecko „za dobrze”? Czy nasze lęki i przyzwyczajenia przekazujemy dalej jak rodzinne pamiątki?
Czasem myślę: czy gdybym wtedy nie zwróciła uwagi na te dziurawe skarpety, wszystko byłoby inaczej? A może właśnie dzięki temu wieczorowi nauczyliśmy się czegoś o sobie nawzajem? Co wy byście zrobili na moim miejscu?