Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób? Historia kobiety, która nie chce mieć dzieci w Polsce
– Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób? – zapytałam mamę, kiedy po raz kolejny podczas rodzinnego obiadu jej wzrok zatrzymał się na mnie z tym samym, dobrze znanym wyrzutem. W pokoju zapadła cisza. Nawet mój mąż, Tomek, przestał kroić schabowego i spojrzał na mnie z niepokojem. Wiedziałam, że zaraz padnie to pytanie – pytanie, które słyszałam już setki razy, a które za każdym razem bolało tak samo.
– Marta, masz już trzydzieści pięć lat – zaczęła mama, a jej głos drżał od emocji. – Kiedy w końcu dasz nam wnuka? Czy ty naprawdę nie rozumiesz, jak bardzo nam na tym zależy?
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Czułam, jak narasta we mnie złość i bezsilność. Przecież mówiłam im tyle razy. Tłumaczyłam, prosiłam o zrozumienie. Ale dla nich to nie była decyzja – to był bunt, kaprys, coś, co trzeba naprawić.
– Mamo, nie chcę mieć dzieci. Nigdy nie chciałam. To nie jest przeciwko wam – powiedziałam cicho.
Mama spojrzała na mnie tak, jakby właśnie usłyszała najgorszą możliwą wiadomość. Tata odwrócił wzrok i zaczął nerwowo bawić się obrączką. Tomek westchnął ciężko i spuścił głowę.
Wiedziałam, że dla nich to niepojęte. W naszej rodzinie dzieci były zawsze oczywistością. Moja starsza siostra, Ania, miała już dwójkę – bliźniaki, które wszyscy uwielbiali. Ja byłam tą „dziwną”, tą „egoistką”, która nie chciała dać rodzicom radości bycia dziadkami.
Po obiedzie mama podeszła do mnie w kuchni.
– Marta, ja cię rozumiem… ale czy ty naprawdę nie boisz się zostać sama? Kto się tobą zajmie na starość?
Poczułam znajome ukłucie winy. To pytanie wracało do mnie nocami, kiedy leżałam obok Tomka i zastanawiałam się, czy naprawdę jestem aż tak inna. Ale za każdym razem odpowiedź była ta sama: nie chcę dzieci. Nie czuję tego instynktu, tej potrzeby. Chcę żyć po swojemu.
Tomek długo próbował mnie przekonać. Na początku naszego związku mówił: „Jeszcze zmienisz zdanie”. Potem: „Może jedno dziecko? Dla mnie?”. Widziałam jego smutek i rozczarowanie, kiedy odpowiadałam przecząco. Kochaliśmy się, ale ta różnica zaczęła nas dzielić coraz bardziej.
Pewnego wieczoru wróciłam z pracy późno. Tomek siedział w salonie przy zgaszonym świetle.
– Marta… musimy porozmawiać – zaczął cicho.
Usiadłam obok niego i poczułam, jak serce bije mi szybciej.
– Ja… ja chyba nie dam rady tak żyć. Chcę rodziny. Chcę być ojcem. A ty… ty tego nie chcesz.
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. Wiedziałam, że to koniec. Że nie mogę go zmuszać do życia według moich zasad – tak samo jak on nie może zmusić mnie do macierzyństwa.
Rozstaliśmy się spokojnie, bez krzyków i pretensji. Ale ból pozostał. Przez wiele miesięcy czułam się winna – wobec niego, wobec rodziców, wobec całego świata.
W pracy też nie było łatwo. Koleżanki rozmawiały o dzieciach, pokazywały zdjęcia z przedszkola i narzekały na brak snu. Kiedy mówiłam, że nie mam dzieci i nie planuję ich mieć, patrzyły na mnie z niedowierzaniem albo współczuciem.
– Ale przecież to takie cudowne! – mówiła Kasia z działu HR. – Zmienisz zdanie, zobaczysz.
Nie zmieniłam. Zamiast tego zaczęłam podróżować, rozwijać swoje pasje, poznawać nowych ludzi. Odkryłam świat poza schematem „dom-dziecko-praca”. Ale nawet wtedy czułam na sobie te spojrzenia – pełne oceny, czasem litości, czasem pogardy.
Najtrudniejsze były święta u rodziców. Siedziałam przy stole obok Ani i jej dzieci, słuchałam rozmów o pieluchach i przedszkolu. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Pewnego dnia Ania zapytała mnie wprost:
– Marta… czy ty naprawdę jesteś szczęśliwa?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Zastanowiłam się przez chwilę.
– Tak – odpowiedziałam szczerze. – Jestem szczęśliwa na swój sposób.
Ania uśmiechnęła się smutno.
– Wiesz… czasem ci zazdroszczę tej wolności. Ale ja bym nie umiała żyć bez moich dzieci.
Zrozumiałam wtedy, że każda z nas wybrała swoją drogę – i żadna nie jest lepsza czy gorsza.
Czasami myślę o tym wszystkim, co straciłam – miłość Tomka, akceptację rodziny, poczucie przynależności do większości społeczeństwa. Ale wiem też, ile zyskałam: wolność wyboru, niezależność i życie zgodne ze sobą.
Czy naprawdę musimy wszyscy żyć według tych samych zasad? Czy kobieta bez dzieci jest mniej wartościowa? Może czas przestać oceniać innych przez pryzmat własnych oczekiwań i pozwolić każdemu być sobą?