Spotkanie po latach: Zobaczyłem byłą żonę w sklepie i nie poznałem jej. To, co wydarzyło się potem, zmieniło moje życie na zawsze

— Proszę, niech pan podejdzie do kasy numer trzy! — głos kasjerki wyrwał mnie z zamyślenia. Stałem w kolejce w Biedronce, z koszykiem pełnym mrożonek i piwa, kiedy ją zobaczyłem. Magda. Moja była żona. Przez chwilę nie poznałem jej — włosy spięte w elegancki kok, czerwona szminka, płaszcz, który wyglądał na drogi. Uśmiechała się do kasjerki, jakby świat należał do niej. Obok niej stał chłopiec, może dziesięcioletni, trzymał ją za rękę.

Serce mi zamarło. Przez moment miałem ochotę się schować, udawać, że jej nie widzę. Ale ona nawet nie spojrzała w moją stronę. Przeszła obok mnie, stukając obcasami, jakby była kimś zupełnie innym niż ta kobieta, którą pamiętałem z naszych wspólnych lat. Zawsze była cicha, trochę wycofana, wiecznie zmęczona. Teraz wyglądała na szczęśliwą. I to bolało najbardziej.

— To ona? — usłyszałem za sobą głos mojego przyjaciela, Tomka, który przypadkiem też robił zakupy.

— Tak… — odpowiedziałem cicho, patrząc, jak Magda wychodzi ze sklepu.

— Stary, ona wygląda świetnie. Lepiej niż kiedyś — Tomek nie miał w sobie taktu. — Ty za to… — urwał, widząc moją minę.

Nie odpowiedziałem. Wyszedłem ze sklepu i przez chwilę patrzyłem, jak Magda pakuje zakupy do samochodu. Chłopiec pomagał jej z uśmiechem. Nie mogłem oderwać wzroku. Czy to był jej syn? Nas nigdy nie było stać na dziecko. Po rozwodzie nie mieliśmy kontaktu. Każde poszło w swoją stronę.

Wróciłem do pustego mieszkania na blokowisku. Otworzyłem piwo i usiadłem na kanapie. W telewizji leciał jakiś serial, ale nie mogłem się skupić. W głowie miałem tylko jej obraz — pewnej siebie, szczęśliwej kobiety. Przypomniałem sobie nasze kłótnie o pieniądze, o jej pracę, o moje wieczne niezadowolenie. Ostatnie miesiące przed rozwodem były koszmarem. Krzyczałem na nią o byle co, ona płakała po nocach. W końcu spakowała walizkę i wyszła. Myślałem wtedy, że to ona jest winna. Dziś już wiem, że to ja nie potrafiłem być mężem.

Następnego dnia nie mogłem przestać o niej myśleć. Zajrzałem na Facebooka. Jej profil był otwarty. Zdjęcia z podróży, uśmiechnięta z synem na Mazurach, selfie z jakimś facetem — przystojny, dobrze ubrany. Poczułem ukłucie zazdrości. Przewijałem zdjęcia coraz szybciej, aż natrafiłem na post sprzed kilku miesięcy: „Dziękuję wszystkim za wsparcie po operacji Antosia. Jesteście niesamowici”.

Antoś. To musiał być jej syn. Operacja? Co się stało?

Nie spałem całą noc. W końcu napisałem do niej wiadomość: „Cześć Magda. Widziałem Cię wczoraj w sklepie. Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze”.

Nie odpisała od razu. Dopiero po dwóch dniach pojawiła się odpowiedź: „Cześć Jarek. Tak, wszystko w porządku. Dziękuję za wiadomość”.

Nie wytrzymałem:

— Przepraszam, że pytam, ale widziałem Twój post o Antosiu. Czy wszystko w porządku?

Tym razem odpisała szybciej:

— To mój syn. Miał operację serca, ale już jest lepiej. Dziękuję za troskę.

Chciałem napisać coś więcej, ale nie wiedziałem co. Przez kolejne dni chodziłem jak struty. Praca mnie nie cieszyła, znajomi irytowali. W końcu Tomek zaprosił mnie na piwo.

— Stary, musisz się ogarnąć — powiedział bez ogródek. — Minęły trzy lata od rozwodu. Ona poszła dalej, a ty?

— Nie potrafię — przyznałem cicho.

— To spróbuj chociaż pogadać z nią szczerze. Zamknij ten rozdział.

Zebrałem się na odwagę i zaproponowałem Magdzie spotkanie. Ku mojemu zdziwieniu zgodziła się.

Spotkaliśmy się w kawiarni na rynku. Przyszła punktualnie, ubrana elegancko, z tym samym uśmiechem co zawsze.

— Cześć Jarek — powiedziała spokojnie.

— Cześć Magda… Dziękuję, że przyszłaś.

Przez chwilę siedzieliśmy w niezręcznej ciszy.

— Chciałem Cię przeprosić — zacząłem w końcu. — Za wszystko. Za to, jak Cię traktowałem.

Spojrzała na mnie uważnie.

— Dziękuję. To dla mnie ważne — powiedziała cicho.

Opowiedziała mi o Antosiu, o tym, jak ciężko było jej samej po rozwodzie, o strachu przed operacją syna i o tym, jak bardzo musiała się zmienić dla niego.

— Wiesz, Jarek… Gdyby nie Antoś, pewnie dalej byłabym tą cichą Magdą z twoich wspomnień. On nauczył mnie walczyć o siebie.

Siedziałem w milczeniu, czując narastający żal do samego siebie.

— A ten facet ze zdjęcia? — zapytałem niepewnie.

Uśmiechnęła się smutno.

— To tylko kolega z pracy. Pomagał mi podczas choroby Antosia.

Poczułem ulgę i jednocześnie wstyd za swoją zazdrość.

Rozmawialiśmy długo. O przeszłości, o błędach, o tym, co nas rozdzieliło. Na koniec Magda powiedziała:

— Jarek, ja już wybaczyłam. Ale musisz też wybaczyć sobie.

Wróciłem do domu z poczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Zrozumiałem, że przegapiłem coś ważnego przez własną dumę i strach przed zmianą.

Czasem życie daje nam drugą szansę — nie po to, by wrócić do tego, co było, ale by zrozumieć siebie i nauczyć się wybaczać.

Czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy przeszłość zawsze będzie nas definiować? Co wy o tym myślicie?